5 |rozmowy|

227 15 0
                                    

Ulice były pokryte białym puchem. Pod dachami wisiały już lodowe sople. Przy każdym oddechu z moich ust unosiła się para. Nie było aż tak późno, a na niebie już roiło się od maleńkich gwiazd. Siedziałam na jednym z dachów, oparta o komin i podziwiając niebo rozmyślałam o ostatnich dniach. Cały czas miałam przed oczami jego. Adriena. Zewsząd otaczają go ludzie, a tak naprawdę jest sam. Nie ma nikogo. Ojciec traktuje go jak powietrze. Nie umiem sobie nawet wyobrazić jak musi się czuć. Samotny wśród tego całego świata. Właśnie dlatego, chce zarazić go tą prawdziwą, świąteczną atmosferą. Tym dobrze mi znanym ciepłem płynącym z ludzkiego serca. Chce, żeby choć raz nie czuł się sam. Chce, żeby poczuł, że ma mnie. Bo kocham go całym sercem i nigdy nie przestanę.

- Hej, Ladybug. Co tu robisz?

- O hej, Chat. A tak siedzę i myślę - wyglądał na zmieszanego - Wszystko dobrze z tobą? Masz jakaś dziwną minę?

- Tak, w porządku. A ty o czym myślisz?

- E...ja...o niczym - zarumieniłam się.

- Czyli o kimś - uśmiechnął się pod nosem.

- Co?! Nie! Ja po prostu myślę o...o świętach. Myślę jakie prezenty kupić - uśmiechnęłam się nerwowo.

- Nie kupiłaś jeszcze prezentów? Teraz będzie ciężko, bo kolejki w galeriach są ogromne.

- Masz rację. Jakoś będę musiała dać radę.

Rozmawialiśmy jeszcze dobre kilkadziesiąt minut. Głównym tematem było nabijanie się z tego dzieciaka, który wczoraj terroryzował miasto. Wreszcie zrobiłam się trochę senna. Oparłam głowę o ramię Chata, on położył swoją głowę na mojej i tak siedzieliśmy obserwując gwiazdozbiory. Czułam bicie jego serca i jego oddech na moim policzku. Siedzieliśmy bez słowa pośród śniegu i światełek choinkowych. Ta chwila była jedną z wielu, gdy mogliśmy odetchnąć od naszych żyć, ale i nie musieliśmy zwalczać pewnego psychopaty, właściciela motylków. Chwila spokoju, ciszy, odpoczynku.

***

Po rozmowie z Chatem wróciłam do domu, okryłam się kołdrą i próbowałam zasnąć. Wierciłam się z boku na bok. Coś nie pozwalało mi oddać się w objęcia Morfeusza. Nawet Tikki już zasnęła, a ja nadal gapiłam się w biały sufit nie mogąc zmrużyć oka. Słyszałam tylko tykanie zegara. Dochodziła północ. Jutro szkoła. Znowu się spóźnię i Bustier mnie zabije, może ewentualnie zawiesi za ten ogrom nieobecności. Westchnęłam ciężko, uznałam że życie i tak nie ma sensu, i wciągnęłam na grzbiet kurtkę, założyłam czapkę, szalik. Wcisnęłam stopy w zimowe buty i wyszłam na balkon. Śnieg przestał już padać. Jack Mróz malował na szybach okien swoje lodowe dzieła. Balustrada była lekko oszroniona, miejscami zwisały z niej drobne sople. Przed oczami miałam śpiąca miasto. Na ulicach było tylko kilka pojedynczych samochodów. W nielicznych oknach paliło się światło. W jednym z nich dostrzegłam mężczyznę przy komputerze, przypuszczam, że był to biznesmen, wściekał się właśnie na urządzenie i był bliski wyrzucenia go za okno. W innym oknie kobieta siedząca nad książką, z przekrwionymi oczami czytała z determinacją ostatnie stronice. Oparta o barierkę obserwowałam ich uważnie. Nagle usłyszałam szmer za sobą. Odwróciłam się szybko, ale nic nie zauważyłam. Chwyciłam do ręki kij baseballowy i przygotowałam się do ataku. Błądziłam wzrokiem po całym balkonie nie tracąc czujności.

Trach...

Udało mi się? Trafiłam? Otworzyłam uprzednio zaciśnięte mocno powieki.

"O Boże! Co ja zrobiłam?!"

Widząc leżącego za ziemi Chata upuściłam kij, który trafił go prostu w brzuch. Poprzez uderzenie chłopak ocknął się ze swojej krótkiej drzemki.

- Cholera, przepraszam cię. Myślałam, że to jakiś psychol tu przylazł.

- Co? Co ja tu robię? - mówił głosem pijanego. Po chwili się opamiętał i wrócił do rzeczywistości - To raczej ja przepraszam. Musiałem cię przestraszyć. Marinette, prawda? - zapytał, gdy pomagałam mu wstać, później ucałował wierzch mojej dłoni.

- Tak, zgadza się. Skąd to wiesz?

-Ratowałem cię już kilkakrotnie z opałów. Nie pamiętasz?

- Mówisz o tym, kiedy miasto atakował Ilustrachor? Pff...Błagam cię. Ty ratowałeś mnie? Gdyby nie ja, nadal myślałbyś jak uciec z tamtego pudełka.
- Nie prawda, poradziłbym sobie, ale masz rację, pomogłaś - usiadł na balustradzie i bawił się swoim pseudo ogonem.

- Chat Noir, a co ty tu właściwie robisz?

- Ja... - podrapał tył głowy - przechadzałem się niedaleko i zauważyłem cię na tym balkonie, no i tak jakoś tu przyszedłem. Znajoma twarz, a że nie miałem co robić, więc...

- ...więc dostałeś kijem w łeb - uśmiechnęłam się trochę kpiąco.

- Tego nie było w planie. Zazwyczaj dostaje po głowie jo-jo Ladybug albo czymś, czym rzucają we mnie ci patologiczni psychopaci - zaśmiałam się cicho.

- A, co do Ladybug... Jesteście parą, co nie? - obróciłam się na pięcie i próbowałam nie wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem.

- Wiesz, byłem święcie przekonany, że kocham ją na zabuj, ale ostatnio pojawił się ktoś jeszcze - "tak, tak, tak, nareszcie się ode mnie odczepi", krzyczałam w duchu - i nie wiem co mam począć z tą sytuacją. Nie mogę przestać o niej myśleć. Ta dziewczyna jest inna niż wszystkie. Potrafi rozchylić chmury i podarować słońce, które rozświetla ci dzień - zaciął się na chwilę i pokręcił głową - Ehh...Nie wiem po co ci o tym mówię. Wieczór szczerości czy co? - parsknął.

- Na to wygląda. Moim zdaniem, jeśli bardzo ci zależy na tamtej dziewczynie, powinieneś wyznać jej swoje uczucia. A nóż widelec coś z tego wyjdzie. Mam podobny problem. Jakiś czas temu poznałam chłopaka, na początku praktycznie go nienawidziłam, przysięgam. Pewnego dnia zupełnie zmieniłam zdanie o nim. Zakochałam się, ale raczej bez wzajemności. Niestety. Nie potrafię wyznać mu co czuję. Ale może to i lepiej. Cóż, miłość jest ślepa. Chodzi swoimi krętymi i tylko dla siebie zrozumiałymi ścieżkami, ale może doprowadzić nas do drzwi serca ukochanej osoby - ziewnęłam przeciągle.

- Zgadzam się z tobą. A co do tego chłopaka, myślę, że kiedyś w przyszłości się zejdziecie. A jak nie ten, to inny - uśmiechnął się ciepło.

- Dziękuję, Chat. Jesteś jak najlepsza przyjaciółka udzielająca rad - zachichotałam.
- Zawsze do usług, Marinette - wyszczerzył zęby w ten swój hollywoodzki uśmiech.

- Muszę już się zmywać. Jutro mam szkołę. Dzięki za rozmowę. Dobranoc - pomachałam ręką na odchodne.

- Dobranoc - odpowiedział i zniknął w ciemności.

Kiedy rozmawiał z Ladybug, nigdy się jej nie zwierzał. Dziwne było to, że przyszedł akurat do mnie. Nie znałam go od tej strony. Rozmawialiśmy, jak gdyby najlepsi przyjaciele znający się od czasów zabaw w piaskownicy. Ta pogawędka była zupełnie inna niż ta z przed kilku godzin na zaśnieżonym dachu. Chat chyba potrzebował się komuś wygadać. Ale dlaczego wybrał Marinette, której praktycznie nie zna, zamiast Ladybug, w którą jest wpatrzony od kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy i spotyka ją przynajmniej raz dziennie? Nie mam pojęcia. Nie rozumiem tego dachowca.

⚪⚪⚪⚪⚪⚪⚪⚪⚪⚪

Witam was serdecznie w nowym roku! Życzę wam spełnienia marzeń, zdrówka, szczęścia, cierpliwości w czekaniu na kolejne niesamowite odcinki drugiego sezonu Miraculous i żeby 2018 był lepszy od poprzedniego roku. 🎆🎇🎉🎊

Przepraszam was bardzo, że nie było rozdziałów. Ff świąteczne, a my mamy Nowy Rok 🙇 Niestety byłam zajęta robieniem makówki XD Postaram się skończyć to opowiadanie do końca stycznia, ale nic nie obiecuję. Zabijcie mnie 😅

Do napisania! 😽

Magiczne Święta |Miraculous|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz