Prolog

122 10 7
                                    


- Jesteś absolutnie pewny, że masz wszystko?

Krzyk Jae odbił się od ścian dormu, przeobrażając się w powracające co chwilę echo. ,,Albo te ściany mają niezwykłe właściwości, albo to tylko wyobraźnia się ze mną bawi" pomyślał Jackson ponuro, spoglądając kontrolnie na niewielkich rozmiarów walizkę, ulokowaną na łóżku. Cholera, stresował się. Uczucie to nie przypominało jednak w żadnym wypadku tego rodzaju stresu, który odczuwał przed każdorazowym wyjściem na scenę. Żadnego dreszczu podniecenia, przebiegającego po kręgosłupie, żadnego nerwowego drżenia dłoni, w których kurczowo ściskał mikrofon, żadnej chrypy, która dopadała go zawsze przed rozpoczęciem solówki. Absolutnie nic. Jedyne, co w tej chwili czuł to przemożną chęć ucieczki. Nieważne dokąd. Oby tylko jak najdalej stąd.

- Jackson? – ręka na jego ramieniu skutecznie przywróciła mu świadomość sytuacji i nie pozwoliła na powrót zatopić się w scenicznych wspomnieniach. – Wszystko gra?

Wang zerknął w lewo, spoglądając przelotnie na JB, teraz stojącego tuż obok niego z nieco zmartwionym wyrazem twarzy. Nic dziwnego, ich lider zawsze starał się dbać o każdego z nich, podnosząc ich na duchu, kiedy tylko było trzeba.

- Tak, jest okey. – Nie widział potrzeby kłamania przed przyjacielem, jednak jakaś jego część nie pozwalała mu na wyrażenie słowami tego, jak cholernie boi się o to, co miało nadejść. Jackson nazwał tą część siebie męską dumą i pozwolił jej przejąć pałeczkę oraz kontrolę nad swoimi zachowaniami bez żadnych skrupułów. Musiał być silny. – Mam już wszystko spakowane.

JB zerknął przelotnie na jego walizkę i skinął głową z aprobatą.

- Pamiętaj, że możemy wziąć tylko...

- Nie więcej niż 20 kilogramów bagażu. – przerwał mu Wang, nieco znudzonym tonem. – Oprócz tego żadnej broni palnej, ostrych przedmiotów, narkotyków, czy innych środków odurzających. Wiem to wszystko Jae. Będzie dobrze.

Ich lider uśmiechnął się promiennie, jakby tym uśmiechem chciał przeciwdziałać całemu złu tego świata i w tamtym momencie Jackson oddałby wszystko, by znaleźć w sobie taką wewnętrzną siłę, która pozwalałaby mu reagować wesołością niezależnie od tego, w jak dramatycznej sytuacji by nie był.

Obaj odwrócili głowy, gdy usłyszeli hałas na korytarzu. Brzmiało to tak, jakby ktoś dla rozrywki testował wytrzymałość podłogi w zależności od ciężaru, który na nią spadnie. JB poruszył się, zapewne zamierzając sprawdzić, co się tam dzieje, został jednak uprzedzony przez Youngjae, który z jękiem wszedł, a raczej wtoczył się do pokoju.

- Pomóżcie... – jęknął błagalnie, mierząc ich obu zmęczonym spojrzeniem. – BamBam zgubił gdzieś szczoteczkę do zębów i jeżeli jej nie znajdzie, za kilka minut zrówna dorm z ziemią.

- Pójdę mu pomóc. – zaoferował lider z cierpiętniczą miną. W końcu swoiste, nadane mu przez resztę zespołu przywództwo do czegoś zobowiązywało. – Tylko błagam, nie róbcie niczego głupiego. Ludzie z wojska będą tutaj za półtorej godziny.

Na dźwięk słowa ,,wojsko" coś we wnętrzu Jacksona znów nieprzyjemnie się ścisnęło. Przełknął ciężko ślinę. Na szczęście nie tylko z nim było źle; Youngjae zbladł znacząco, a jego nogi ugięły się lekko, praktycznie niezauważalnie. Zostało to jednak natychmiast wychwycone przez JB, który znał ich nie od dziś. Lider zatrzymał się w połowie drogi do drzwi i odwrócił, wbijając w nich pokrzepiające spojrzenie.

- Hej, nie jest tak źle. To tylko dwa lata. Potem znów będzie tylko nasza szóstka.

- Nagramy... nową piosenkę? – głos Youngjae był pewny, zaprzeczając ewidentnej niepewności, wciąż widocznej na jego twarzy.

- I to nie jedną. – przytaknął spokojnie JB. – Obiecuję.

Obietnica odniosła pożądany efekt i Wang poczuł, jak supeł w jego żołądku, który zacisnął się nie wiadomo kiedy, rozluźnia się odrobinę. Poczuł także palącą potrzebę włączenia się do dyskusji, by chociaż przez chwilę zaznać jeszcze raz tego spokoju, swobody i normalności, która zwykle towarzyszyła ich rozmowom.

- Może w końcu znajdziemy siódmego członka zespołu. – jego głos brzmiał sucho, trochę obco nawet w jego własnych uszach. Mimo to zdobył się na słaby uśmiech. – Got7 to ładna nazwa, jednak trochę paradoksalna, patrząc na to, że jest nas szóstka.

- Fakt. – JB zaśmiał się. – Dlatego chłopaki, głowy do góry! Damy radę, tak?

- Tak jest, szefie!

Youngjae udał, że salutuję, a po chwili dołączył do niego także Jackson. Lider spojrzał na nich ostatni raz, po czym wyszedł, mamrocząc coś o destrukcyjnych zdolnościach Bama, gdy zgubi coś, na czym w danej chwili mu zależy. Jackson odprowadził go wzrokiem, po czym opadł na miękkie posłanie, mając niejasne wrażenie, że od jutra nie będzie mu dane zaznać luksusów takich jak miękki, satynowy materiał pod palcami. Chwilę później chłopak poczuł jak materac zapadł się pod ciężarem drugiego ciała. Youngjae leżał obok niego, w spokoju kontemplując wygląd sufitu.

- Wiesz... – zaczął Choi spokojnie. – Tak naprawdę nie wiemy, co nas tam czeka. To jest chyba najgorsze, bo dookoła tego tematu krąży wiele półprawd i wyolbrzymień. Ale myślę, że nie będzie tak źle, a najgorsze, czego doświadczymy, to pobudki o 4.30 rano.

- Tak jakbyśmy już teraz nie byli zmuszani do doświadczania uroków nieprzespanych nocy. – Wang prychnął pod nosem. – Deficyt snu to także część kariery artysty.

- Racja. – Yongjae zachichotał. – Więc chyba nie mamy się o co martwić, my w zasadzie wychowaliśmy się w ciężkich warunkach. Dla nas to już norma. JYP było dla nas takim wojskiem wersją demo.

Jackson zaśmiał się, rozbawiony wizją ich producentów w wojskowych mundurach, mamroczących komendy typu ,,śpiewać!", ,,tańczyć!", ,,rapować" i wywijających pałkami w rytm wykrzykiwanych komend. Wyobrażenie było zabawne głównie z uwagi na fakt, że większość osób zajmowała się obróbką już nagranych klipów i ani myśleli oni, by ruszyć tyłki z cieplutkich foteli wytwórni. Wciąż rozbawiony, odpowiedział przyjacielowi czymś równie wesołym i ani się obejrzeli, a półtorej godziny zleciało, a cała ich szóstka stała przed wejściem do dormu, nerwowo szurając butami po podłodze i trzymając walizki oraz plecaki w rękach. Zadzwonił dzwonek. Żołądek Jacksona znów zacisnął się brutalnie, powodując niemiłe uczucie i chęć zwrócenia śniadania. Zaczęło się.

Reunite~ // MarksonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz