Rozdział 9

5.7K 277 13
                                    


Wróciłam do miejsca, które aktualnie zamieszkiwałam. Był to dość spory budynek należący do Queena, więc raczej się nie pogniewa, że go używam. W sumie to nawet nie wie, że żyję. Wrócił do domu szybciej niż ja.

Odłożyłam łuk i kołczan ze strzałami na swoje miejsce. Wyciągnęłam apteczkę z szuflady. Obejrzałam ranę. Była dość paskudna, ale widziałam i miałam gorsze. Zdezynfekowałam ją, zszyłam i opatrzyłam. Przebrałam się w zwykłe ubrania. Postanowiłam iść pobiegać. To dobrze mi zrobi. Ojca nie spotkam, ani nikogo innego z Avengers, więc nie musiałam zbytnio uważać. Martwiło mnie jedno. On wiedział, że to ja.

Biegłam najpierw przez park, a potem ulicami miasta. Sama nie wiem, dlaczego akurat tutaj postanowiłam przybiec. Przecież to było niebezpieczne. Stałam przez chwilę patrząc się w górę.

Perspektywa Steve'a

Stałem właśnie przy oknie. Myślałem, o tym, co się wydarzyło. Ta kobieta była zimna. Nie miała uczuć, gdy zabijała, a przynajmniej tak się wydawało. Nikt z nas nie wie, kim ona jest, ale Fury zarządził już poszukiwania. Zastanawiałem się, skąd ta kobieta wiedziała, że tam jesteśmy. Czy miała coś wspólnego z Oliverem Munierem? Albo z tym gangiem? Wszyscy mieliśmy tyle pytań, a zero odpowiedzi. Do tego martwiłem się o moją córkę. Nadal nie wiedziałem, gdzie jest, ani jak się czuje.

Westchnąłem i usiadłem na kanapie w salonie.

— Jarvis, czy naprawdę nie możesz jej znaleźć? — zapytałem.

— Przykro mi. Pan Stark zabronił — odpowiedziała sztuczna inteligencja.

Miałem za złe Tony'emu, że nie chciał jej poszukać. Jemu zajęłoby to niewiele czasu, a ja nie jestem w stanie jej znaleźć.

Perspektywa Nicole

Po przebieżce wróciłam do budynku. Nie wiedziałam, co w tej chwili zrobić ze swoją osobą. Znaczy, bardziej ze swoim życiem. Nie miałam planu na nic. Wyciągnęłam butelkę wody i usiadłam na podłodze. Odetchnęłam i odkręciłam korek. Po wypiciu butelki rzuciłam ją w kąt, gdzie powoli zbierała się całkiem spora kupka śmieci. Wstałam i po schodach weszłam na piętro, a z piętra na dach. Był z niego niezły widok na miasto. W oddali stała wieża, która swoim wyglądem znacznie odznaczała się od reszty.

Nagle poczułam jak coś spływa mi po ramieniu. Spojrzałam na nie. Rana musiała się otworzyć. Westchnęłam. Wróciłam na dół. W chwili, gdy miałam wyjmować ponownie apteczkę, poczułam zawroty głowy. Usiadłam na podłodze. Natychmiast zdjęłam bluzę, którą miałam na sobie. Zerwałam bandaż. Szwy puściły. Rana wyglądała teraz dużo gorzej. Krew była ciemniejsza niż powinna, a skóra dookoła zrobiła się czarna. Podniosłam się, gdy zawroty głowy chwilowo ustały. Narzuciłam na siebie rozpinaną bluzę. Nie miałam siły jej zapinać. Całe szczęście miałam na sobie koszulkę na ramiączkach. Wyszłam z budynku i jak najszybciej ruszyłam w kierunku Stark Tower.

Perspektywa Bruce'a

Usłyszałem dźwięk windy, która dotarła na piętro. Czyżby reszta wróciła już z zebrania? Raczej nie, bo niedawno się zaczęła. Gdy drzwi się rozsunęły zobaczyłem Nicole. Bladą i bardzo spoconą. Byłem zaskoczony jej obecnością. Kiedy wyszła z windy upadła. Podbiegłem do niej.

— Co się stało? — zapytałem.

— Ramię — powiedziała z trudem dziewczyna.

Ostrożnie zdjąłem rękaw. Zobaczyłem paskudną ranę.

— Trucizna — wychrypiała.

Wziąłem dziewczynę na ręce i wsiadłem do windy. Potem do najbliższego laboratorium.

— Jarvis, przeskanuj ją i powiadom Kapitana — powiedziałem kładąc Nicole na stole.

Była już nieprzytomna. Nie wróżyło to nic dobrego. Nie wiedziałem, co to była za trucizna.

— Nie jestem w stanie określić składu trucizny — powiedział Jarvis.

W tym samym czasie do sali wpadł Kapitan i cała reszta.

— Co się dzieje? — zapytał zdenerwowany Steve.

— Nie wiem — odpowiedziałem krótko.

Przyjrzałem się ranie. Może to coś da. Skóra przy ranie była czarna. Nagle serce Nicole stanęło.

— Banner! — krzyknął Steve.

— Pasują tylko cztery diagnozy — powiedziałem sprawdzając oczy dziewczyny. — Teraz trzy.

Obiegłem stół. Sprawdziłem drugą rękę dziewczyny.

— Dwie — rzuciłem. — Clint, rozpocznij masaż serca — powiedziałem.

Steve mógłby swoją siłą zmiażdżyć żebra, a połamane żebra mogłyby przebić płuca. W wieży już bym jej nie uratował. Barton natychmiast zaczął reanimować dziewczynę. Pobrałem krew. Były w niej grudki zakrzepniętej krwi.

— Wykrzepianie wewnątrznaczyniowe — powiedziałem.

— Co? — zapytał Steve.

— Jej krew nie krzepnie naturalnie, tylko jak syrop klonowy — powiedziałem.

— Uratujesz ją? — zapytała Natasha.

Do strzykawki nabrałem kwasu. Podbiegłem do dziewczyny z powrotem i wbiłem igłę w jej rękę.

— Co jej dajesz? — zapytał Steve.

— Kwas acetylosalicylowy. Rozrzedzi jej krew — powiedziałem.

Kilka chwil później akcja serca powróciła. Odetchnąłem z ulgą. Było blisko. 




Kapitan Ameryka: Córka wyspyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz