Kiedy Hazumi wróciła do Pozaświata, Cassie rzuciła jej się na szyję.
– Gdzieś ty była! – zapiszczała, z całych sił obejmując siostrę.
Hazumi nie była w nastroju do pogaduszek. Odepchnęła siostrę raz i drugi, ale Cassie wciąż się kleiła do jej boku. Była jak dziecko, które się martwi o chorego kotka.
– Daj mi spokój! – zirytowała się Hazumi. – Słyszysz? – Odepchnęła Cassie po raz kolejny. – Zostaw mnie!
Cassie tym razem nie podeszła do siostry. Patrzyła na nią ze strachem w oczach.
– Co się stało? – szepnęła, załamując ręce.
– Winchester się stał – mruknęła Hazumi i ruszyła korytarzem zamku ku schodom prowadzącym na piętro.
– Byłaś u niego? – Cassie snuła się za Imperator. – Po co?
– Daj mi spokój.
– Powiedz mi.
Hazumi zatrzymała się w połowie schodów. Ścisnęła poręcz i obejrzała się na siostrę. Łzy stanęły jej w oczach.
– Hej... – Cassie przeskoczyła parę stopni i objęła Hazumi.
– On... – wyszeptała tamta. Raz po raz ocierała oczy.
Niedługo później siostry siedziały na szycie schodów. Hazumi wypłakiwała swe żale.
Sam dostał SMSa. Musiał to być któryś ze "świadków", jakiego wcześniej odwiedził w sprawie morderstw. Jeśli wierzyć treści, mężczyzna, który wysłał wiadomość, przyszedł do pokoju hotelowego Sama i Deana, aby porozmawiać, ale nikt mu nie otworzył. Czyli miało to miejsce albo w czasie wyjścia łowców na miasto, albo podczas bójki między Deanem i Hazumi... Mężczyzna napisał zapytanie, czy Sam może się doń zgłosić w ciągu godziny.
Winchester popatrzył na brata. Jak mógł go zostawić samego w takim stanie? Chyba że...
Sam odpisał, że przyjedzie do świadka najpóźniej za dwadzieścia minut. Wtenczas przeszukał hotelową apteczkę w łazience w poszukiwaniu środków nasennych. Wrzucił dwie musujące tabletki do wody w szklance i podał ją bratu.
– Dean, ja muszę wyjść – mówił, kucając. – Wypij to, okej? Prześpisz się, sen dobrze ci zrobi.
Dean przyglądał się bratu przez chwilę w milczeniu.
– Co to?
– Usypiacze. – Sam uśmiechnął się pocieszająco.
– Och... Nie mogę pójść z tobą?
– To nie jest dobry pomysł, Dean. – Pomógł mu wstać i przenieść się na kanapę. – Musisz odpocząć.
– Okej, jasne... To... Nawet dobry pomysł. Nie czuję się najlepiej. Łeb mi pęka.
– Cieszę się, że się ze mną zgadzasz.
Za ten czas przed hotelem rozgrywała się jednostronna strzelanina. Lorenn Witcher, kobieta o zgrabnych, długich nogach, w motocyklowej kurtce, zestrzeliła parę osób. Kilka denatów leżało na ulicy, a dokoła nich latały cuchnące muchy. Inni dopiero schodzili z tego świata. Nikt nie słyszał strzałów, które sprytna dziewucha przytłumiła tłumikiem. Tym bardziej żaden przechodzień nie zwrócił na nią uwagi. Wyszła z cienia i oparła się plecami o ścianę hotelu. Podziwiała swe dzieło, paląc cygaro z marihuaną. Zaciągnęła się kilka razy, wodząc wzrokiem po okolicy. Lorenn dążyła do jednego – prostego zarobku. A cóż mogło istnieć prostszego od zdjęcia paru mafiozów bez ochrony? Żeby zetrzeć z siebie podejrzenia, zadzwoniła po policję.
CZYTASZ
Supernatural - Fantasmagoria
FanfictionRok dwutysięczny. Bracia Sam i Dean Winchester po zakończeniu łowów w Idaho przyjeżdżają do Caldwell w stanie Nowy Jork, by zająć się kolejną sprawą. Jednak wystarczy, by znaleźli się w nieodpowiednim miejscu w niewłaściwym czasie i już mają zap...