23.01.2018r.
Korekta; 👌Gdy na górze znalazło się dwóch Lokich, sytuacja zrobiła się napięta. Lekko mówiąc. Trochę. Tak jakby. Cholernie mocno. Siadający właśnie do śniadania członkowie Avengers przez chwilę patrzyli na Laufeysona i "Odinsona" z niedowierzaniem, dezorientacją... I maleńkim, nieznacznym, takim w ogóle prawie niezauważalnym zainteresowaniem.
- Mamy gościa z innego wymiaru - oznajmił jak gdyby nigdy nic Tony. - Przybył prosić nas o pomoc.
- Gość z innego wymiaru - zaczął z niedowierzaniem Bruce Banner, najprawdopodobniej zaczynając już w głowie poszukiwać informacji i teorii o światach równoległych. Wszystkich, jakie kiedykolwiek do niego dotarły z wszelkich dostępnych źródeł.
- Dobrze, że Thor jest na mieście bo dostałby zawału ze szczęścia na widok dwóch Lokich - Natasha westchnęła, starając się skupić na swoich płatkach mousli czy czymś takim.
- Jakby jeden nie robił dosyć zamieszania - wymamrotał Clint, sięgając ręką do broni, którą zawsze miał przy sobie, aby upewnić się czy na pewno nie będzie miał trudu z chwyceniem jej i wykorzystaniem w najkrótszym możliwym czasie.
- Zamiast jęczeć uśmiechnęli byście się ładnie - skarcił ich Stark, sadzając gościa na jednym z miejsc przy stole, tuż obok siebie. - Zapowiada się na fajną przygodę!
- Ostatnim razem twoja fajna przygoda skończyła się tym, że spędziłem noc w samych gaciach na parkingu podziemnym - przypomniał Clint sucho.
- Jeśli nasz gość potrzebuje pomocy to najwyraźniej nie ma złych zamiarów - zauważył w swej naiwności Steve, stawiając na stole duży talerz apetycznie pachnących naleśników.
Bruce właśnie otwierał usta, aby mu coś zapewne przypomnieć albo wytknąć, ale wtedy właśnie odezwał się Loki numer dwa.
- Dlaczego miałbym mieć złe zamiary? W moim świecie inni wy jesteście członkami mojego dworu - powiedział lekko.
- W twoim świecie...
- Nie mogę tego pojąć - wymamrotał sfrustrowany Banner. - Rozumiem Mitgard, Vanaheim, Asgard... Ale dlaczego nagle mam jeszcze zajmować się sprawami wymiarów równoległych?
- Bo lubisz główkować - stwierdził lekko Stark. Laufeyson prychnął, krzyżując ręce na piersi i siadając z rozmachem obok Clinta, który przyjął to odsunięciem się o prawie pół metra w bok i posłaniem mu ostrego, wrogiego spojrzenia. - Nie ma się przecież aż tak co denerwować! Co nam się może niby stać jeśli mu pomożemy?
- Ja ci odpowiem!
- Bambi, a nie Bruce? Dziwna sytuacja... - Stark potarł brodę palcami. - No, ale mów.
- Po pierwsze, jak ci dam Bambi to się obudzisz goły w centrum miasta! Po drugie, jego obecność tutaj równoczesna z obecnością moją może się skończyć rozpadem nie tylko czasu rzeczywistego, ale całego tego świata! Wystarczająco dużo powodów, aby mu nie pomagać?!
- Chce tylko znaleźć bezpieczną kryjówkę, w której nie istnieje (albo już jest martwy) Loki - wtrącił cicho przybysz. - Ale nie jestem w stanie zrobić tego sam... Ledwie się znam na magii... Umm... to mój narzeczony jej używa, a nie ja - wyjaśnił, stopniowo czerwieniejąc od barwy lekkiego różu do intensywnej czerwieni. - Pomóżcie mi zanim on mnie znajdzie i się stąd wyniosę.
- Ledwie się znasz na magii - powtórzył z niedowierzaniem oryginał. - Żartujesz sobie?!
- Masz narzeczonego? - zainteresował się Tony.
- Nie żartuje... Umiem tylko kilka sztuczek z Mjolnirem - na dowód podniósł młot, który dotychczas miał swobodnie dopięty do paska. - To, czego nauczyła mnie matka.
- Zaczynam się gubić. Dlaczego on ma młot Thora? - zapytała Natasha, marszcząc brwi.
- Zróbmy listę podobieństw i różnic, żeby dowiedzieć się na czym stoimy - zaproponował trzeźwo Steven, który był specjalistą od tak pacyfistycznych, szkolnych rozwiązań wszelkich problemów.
- Brzmi przyjemnie - oznajmił "Odinson".
- Nie, brzmi jak gra dla małych dzieci - poprawił go chłodno oryginał.
- Jarvis, będziesz notował odpowiedzi. Potem zrobisz wykres.
- Tak jest, sir.
- Tutaj Jarvis jest duchem?
- Sztuczną inteligencją. A u ciebie nie? - Stark spojrzał na niego zainteresowany.
- U mnie jest normalnym człowiekiem. Twórcą broni. Kowalem - wyjaśnił.
- Po kolei. Ma ktoś jakieś pytania? - Steve rozejrzał się po wszystkich zebranych, z których większość wyglądała na chętna, ale do dokonania morderstwa.
- Ja będę mu zadawał pytania. - Wycedził Loki. - Jak się nazywasz?
- Loki Odinson.
- Kim jesteś?
- Królem Mitgardu... I kilkudziesięciu innych światów.
- Mitgardu?
- Ojciec mojej matki był królem, ale źle władał i lud go strącił z tronu. Dlatego Frigg zabrała mnie i przenieśliśmy się z Asgardu do Mitgardu, aby mogła przejąć władzę i wszystko uporządkować. Zmarła kilka lat temu, a ja zająłem tron.
- Co z Odynem?
- Ojciec został w Asgardzie ucząc wybranego przez siebie następcę tronu jak używać magii i władać.
- Kto dał ci Mjolnir?
- Ojciec.
- Loki, może zajmiemy się pytaniami? - zapytał ostrożnie Banner, nie chcąc żadnego magicznego wybuchu w swojej osobie. - Wyglądasz jakby ci zaraz miała para z uszu pójść.
- Zamknij się, Mitgardczyku! Wiem co robię!!!
- Oho, puściły mu nerwy - westchnęła Pepper, pocierając palcami skronie. Kiedy Laufeyson zachowywał się jak człowiek nawet trochę lubiła z nim pogadać. Był elokwentny, szybko łapał różne ziemskie tematy... Jego megalomania mijała ją bokiem. Tony też uwielbiał samego siebie i swoje twory jakby do wszystkiego tego osobiście rękę Bóg Wszechmogący przyłożył. Cóż.. Loki przynajmniej teoretycznie miał prawo się pysznić.
- Ja mam pytanie - odezwał się Odinson, przechylając głowę lekko w bok. - Skoro jesteś taki ciekawy... Twoja historia jest inna?
- Jestem Loki Laufeyson, syn Laufeya z Jotunheimu, zabrany stamtąd przez Odyna tuż przed końcem jednej z wojen. Wychowała mnie Lady Frigg, pani Asgardu, a Odyn na każdym kroku otacza swoją niechęcią i... I - chciał coś jeszcze dodać, ale nie wytrzymał, zerwał się na nogi i wyszedł z salonu, zatrzaskując za sobą drzwi tak mocno, że ozdobna szklana szyba popękała i posypała się gradem odłamków.
- Sprawy rodzinne są dla niego dosyć trudnym tematem - zaczął Tony.
- Nie wiedziałem, że tutaj wszystko jest aż tak inne... powinienem iść z nim porozmawiać - Odinson podniósł się, a potem rozejrzał po wszystkich. - Jak go znajdę?
- Pozwól, że pokaże ci drogę, panie Odinson - odezwał się Jarvis, a w powietrzu zmaterializowała się holograficzna strzałka. - Proszę iść za nią.
- Dziękuję! Ah... Nie będziecie mieć nic przeciwko jeśli to zrobię?
- Dopilnuj tylko żeby nasz Bambi nic nie rozwalił - mruknął Tony. - Tak często kręcą się tutaj różni wariaci z zapowiedzią i bez zapowiedzi, że w ogóle nie zrobisz nam jakiejś większej różnicy. Co mamy zrobić jeśli twój narzeczony się tu pojawi i zacznie strzelać magią w kogo popadnie? - przechylił głową w bok.
- Oh... Po prostu zejdźcie mu z drogi.

CZYTASZ
Second World
FanfictionPewnego dnia na głowę Lokiego Laufeysona spacerującego po plaży niedaleko wieżowca Starka... spadł Loki. I w swoich rękach trzymał Mjolnir.