09.06.2018r.
- Czy to konieczne?
- Tak - oryginalny Loki oparł dłonie na ramionach siedzącego we fryzjerskim fotelu mężczyzny, spoglądając na ich wspólne odbicie w lustrze. Ich twarze różniły detale. Ilość niemal niedostrzegalnych zmarszczek wokół ust, głębia i rodzaj spojrzenia... Rzeczy, na które normalni ludzie, szare jednostki wędrujące w setkach i tysiącach ulicami miast, nie zwracali w ogóle uwagi.
- Ale... Moje włosy... Lubię je takie...
- Słuchaj, przez nie rozebranie się z szaty i założenie ubrań zajęło ci kilkanaście minut, trzy razy prawie się wywróciłeś od kiedy jesteśmy w sklepie. W dodatku ich ciężar utrudnia ci szybkie poruszanie się...
- To brzmi bardzo sensownie, ale... - przełknął ciężko ślinę, wiercąc się w fotelu. - Thor chyba je lubi...
- Powiedział ci to kiedyś? - zapytał prosto Laufeyson.
- N-nie, ale...
- Rozumiem, że jesteś słodki, niewinny i tak dalej, ale skoro nie miał jaj żeby ci powiedzieć, że lubi jak masz długie włosy to daruj sobie te sentymenty.
- To dosyć okrutne - zauważyła Virginia.
- Zaufaj mi - Laufeyson ignorując kobietę nachylił się niżej do swojej kopii. - Ja zawsze wiem co robię - zapewnił miękko. Wyprostował się i odwrócił do fryzjera, który zaczynał się już najwyraźniej frustrować. - Proszę obciąć mojego... brata bliźniaka... bardzo krótko. Mniej więcej do podbródka.
Mężczyzna uniósł brew. - To bardzo ładne włosy - zauważył.
- Może je pan odesłać, aby zrobiono z nich peruki - zasugerował oryginał.
Król Mitgardu aż do końca strzyżenia siedział sztywno z zamkniętymi oczami. Gdy Natasza poinformowała go, że może je już otworzyć, spojrzał w końcu na swoje odbicie.
- I jak?
- Wyglądam... Już zapomniałem jak wyglądam gdy mam je krótkie - wyjąkał, przełykając ciężko ślinę. - Rosły sobie ostatnie kilkanaście lat tak po prostu i...
- I teraz możesz je sobie zapuszczać kolejne kilkanaście. Chodź. Nie możesz jeść kolacji w takim stroju.
Natasza zetknęła na swoje ufryzowane lekko włosy, a potem na Pepper, która płaciła za lekkie podcięcie końcówek i opuścili zakład.
Cokolwiek Laufeyson zrobił - złota karta Starka wcale nie ucierpiała na ścinaniu gigantycznego warkocza gościa z innego wymiaru.***
- Ubranie na kolację... W co ubiera się na takie okazje?
- Nie uczestniczyłeś w niczym takim z matką? - zapytał zdziwiony Laufeyson.
- To było... Bardzo dawno temu - wymamrotał zakłopotany. - Byłem jeszcze chłopcem. Może nastolatkiem.
- Za dawno - stwierdziła Natasza. - Dzieciaki i dorosłych obowiązują inne zasady.
- I chodzi o randkę - dorzucił oryginał. - Musisz wyglądać wyjątkowo. Pociągająco, nie zanadto wyzywająco. Thor musi być w ciebie zapatrzony tak, aby nie był w stanie odsunąć wzroku nawet na sekundę.
- Przesadzasz trochę. Coś skromnego powinno pasować lepiej - wtrąciła się Virginia. - Skromna elegancja podbija męskie serca.
- Współczesne. A mówimy o kimś na poziomie niewiele wyższym niż barbarzyńca - oznajmił poważnie Laufeyson.
- Nie jest aż tak zły - wyjąkał Odinson.
- Nie chroń go póki nie będzie tego wart - skarcił go. - Jak faceta będziesz zawsze usprawiedliwiać to nigdy nie wpadnie na to, że coś jest nie tak. Pies też nie pojmie, że nie życzysz sobie żeby wskakiwał na łóżko albo sikał w komnatach póki mu nie dasz do zrozumienia, że zachowuje się nieodpowiednio.
- Litości; mówimy o ludziach! - Virginia spojrzała na niego karcąco, ale mężczyzna prychnął.
- Mówimy o Asgardczykach - poprawił ją. - Między nimi i ludźmi są cztery inne światy, a kontakty - nie oszukujmy się - nie istnieją.
- Wrzucasz dwa wymiary w jeden worek - zauważyła Natasza.
- Nie ważne! - burknął rozdrażniony. - Potrzebujemy czegoś zielonego albo białego. Najlepiej w dosyć tradycyjnym stylu. Rozdzielmy się.
- Muszę iść z tobą - zauważył gość zakłopotany. - Nadal nie wiem za bardzo jak radzić sobie w bezpośrednim kontakcie z narzeczonym.
Ani Natasza, ani Pepper nie były pewne czy to dobrze, że pozwalają skrzywiać nadmiernie niewinnego przybysza tymi wszystkimi wykładami łączącymi nierozerwalnie obu Thorów i większość populacji Asgardu z psami, ale tak naprawdę niewiele mogły zrobić poza pomocą w dopracowaniu wyglądu Odinsona ponieważ ten za bardzo ufał swojemu oryginałowi, aby nie wierzyć w jego dziwne rady... Ostatecznie przybył do ich wymiaru bo właśnie innego siebie szukał.
Po dwóch godzinach przeglądania sklepów z odzieżą Pepper odnalazła zieloną kreację, która natychmiast skojarzyła jej się z Lokim. Nimi oboma. Była to długa zielona suknia z długim rękawem. Żadnego motywu. Rozcięcie sięgające uda z boku. Miękki, bardzo delikatny materiał dobrej jakości.
Była dobra na Odinsona. I leżała na nim naprawdę dobrze. Miał w sobie coś androgenicznego. I nie chodziło tu tylko o zdumiewająco wąską talię.
- To przez to, że możesz zmieniać płeć? - zapytała podejrzliwie Natasza.
- Zmieniać... Co?!
- Nie mylcie nas - prychnął Laufeyson, mrużąc gniewnie powieki. - Owszem. Mogę przybrać każdą postać, ale on nie jest magiem.
- Nie powiesz mi chyba, że normalni mężczyźni mają taką budowę...? - Natasza wbiła w niego wyczekujące spojrzenie.
Loki westchnął.
- Normalni nie, ale po hermafrodycie można spodziewać się różnych rzeczy - machnął ręką lekceważąco. - Nie patrz tak na mnie. Ten strój jest doskonały. Idź się przebrać z powrotem. Znajdę ci buty.

CZYTASZ
Second World
FanficPewnego dnia na głowę Lokiego Laufeysona spacerującego po plaży niedaleko wieżowca Starka... spadł Loki. I w swoich rękach trzymał Mjolnir.