Rozdział 4

167 7 0
                                    

Ona

Naprawdę nie wiem jak ci mam dziękować. - spojrzałam na jego zamyśloną twarz.
- Nie musisz. Sam tam kiedyś byłem.
- Ciebie też tam wysłali rodzice, bo skaziłeś ich nazwisko?
Popatrzył na mnie zdziwiony.
- Skaziłaś? Ty? Niby czym? - wyjął paczkę papierosów po czym, wyjął jednego i mi podał. - Chcesz jednego?
Jakie było jego zdziwienie kiedy skinęłam głową.
Miał bezcenną minę.
- Ty palisz?
- Nie, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz.
Nagle z moich oczu zaczęły lecieć łzy.
- Moje życie jest do dupy. Nikt mnie nie chce. Powiedzieć Ci dlaczego trafiłam do tego zakładu? - nie czekałam na jego odpowiedź. - Bo musiałam zostać w kozie. To hańba co nie? - ostatnie zdanie powiedziałam z sarkazmem. 
Gdy się z lekka uspokoiłam, uniosłam głowę z rąk i spojrzałam na niego.
- Jeszcze raz Ci dziękuję, za najlepszy prezent urodzinowy w życiu.
Donovan odezwał się, po raz pierwszy, od czasu jego propozycji papierosa.
- Masz dzisiaj urodziny?
Był lekko zdziwiony.
- Osiemnaste. - wzruszyłam ramionami.
Chłopak nagle się ożywił i ruszył się z łóżka.
- Trzeba to jakoś uczcić. -  wyciągnął w moim kierunku dłoń, by pomóc mi wstać.
- Nie dzisiaj. Proszę... - po tych słowach nastała ciemność.

On

Nie dzisiaj. Proszę. - jakieś dwie sekundy później, zaczęła się osuwać na podłogę.
Złapałem ją w ostatnim momencie.
Już miałem dzwonić po karetkę, kiedy dziewczyna otworzyła oczy.

- To przez stres. - wyjaśniła. - podasz mi moje ciuchy?
Skinęłem głową.
W kieszeni były tabletki.
Zauważyłem je wcześniej, ale nie chciałem jej pytać.
- Na pewno już wszystko okej? - spytałem, kiedy połknęła medykamenty.
- Tak, dziękuję. - niespodziewanie mnie przytuliła.
Niezręcznie oddałem uścisk.
- Jak masz na imię? - wypaliłem. - Znam tylko twoje nazwisko.
- I vice versa. - dziewczyna odsunęła się, by spojrzeć mi w oczy. - Jestem Lily.
- Miło mi, ja mam na imię Carter.

Be or...?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz