Rozdział VII

56 1 0
                                    

Przez całą noc nie mogłam spać. Cały czas myślałam o tym czy nikt nie stoi za oknem i czy nie dostanę kolejnego sms-a. To co sie dzieję teraz to... nawet tego słowami nie da rady opisać. To był horror. Na szczęście miałam takie osoby jak Frans i Wendy. Kocham je. Frans traktuje jak Wendy to znaczy jak moją drugą siostrę. Tylko one wiedziały co się dzieje na prawdę. Rano jak tylko się obudziłam i przeglądnęłam portale społecznościowe oraz wysłałam snapa (Taki mój codzienny rytuał), dostałam sms-a od Luca. Wcześniej zmieniłam nazwę z wrednego Luca na Luc bo tak było mi wygodniej i mniej podejrzliwie. Moim zdaniem mimo iż nie ma się szacunku do drugiej osoby i tak powinno się ją mieć normalnie zapisane w telefonie czy z grzeczności nazywać tą osobę po imieniu. Wiem, że teraz sobie pomyślicie dlaczego go tak wcześniej nie zapisałam ale to było pod chwilą impulsu. To były nerwy.

Luc
Dziś będzie się działo. Miej oczy do okoła głowy. W końcu poznasz prawdę o swoim koszmarnym życiu.

Nie ukrywam, że się nie przestraszyłam gdy to przeczytałam. Z tego wszystkiego zapomniałam, że miałam pomóc mamie w zakupach.

---------------------------------------

- Madison, weź proszę jeszcze mięso na gulasz dobrze?

- Dobrze. Mamuś mogę Ci coś wyznać? - ona przytaknęła - Tylko obiecaj, że nikomu nie powiesz, dobrze?

- Jasne, więc o co chodzi?

- Wiesz kiedy tata był przez pewien czas spokojny a potem się okazało, że to jednak tabletki to nie ukrywam, że się nie zdziwiłam ale nie chodzi mi o to. Gdy już pierwszego dnia był spokojnieszy wiedziałam, że coś jest na rzeczy ale chciałam wierzyć iż się zmienił. Wtedy pojechaliśmy na cmentarz a po nim... - opowiedziałam mamie wszystko od A do Z włącznie z dzisiejszym sms-em. Na początku była zdziwiona, że jej to powiedziałam ale po wszystkim była zrozpaczona i zaczęła się martwić tak samo jak ja. Nie ukrywam zdziwienia. Po zrobieniu zakupów udałyśmy się w stronę parkingu na którym zaparkowany był samochód ale gdy tylko weszłyśmy do auta czułam dziwną atmosferę. Na początku nie zwracałam na to uwagi lecz po tym co się wydarzyło później...

- Mamo co to za papiery i dlaczego jest to ich kopia na której widnieje napis ośrodka pogotowia opiekuńczego oraz są napisane tutaj moje i Wendy dane?

- Matko przenajświętsza - cała mama - jak te papiery się tu znalazły? Ktoś musiał je tu podrzucić.

- Wydaje mi się, że teraz jest to najmniej ważne. Mamo czy ja o czymś nie wiem?

- Znaczy... Córeczko bo Ty jako małe dziecko zostałaś sierotą razem z Wendy.

- Co Ty opowiadasz przecież mam was,  rodziców. - podniosłam lekko głos lecz po chwili go ściszyłam - Chyba, że...- zawiedziona popatrzyłam na mamę z wzrokiem mówiącym oczekuję wyjaśnień. Mama ciężko westchnęła i zaczęła opowiadać. W połowie zaczęłam płakać.

- Gdy miałaś roczek, Wendy miała miesiąc zostałyście przez nas zaadoptowane. Wcześniej zostałyście oddane do okna życia z karteczką, że choćby nie wiem co macie być razem... Zaadoptowaliśmy was po tym gdy straciliśmy syna.
Może od początku.
Po kilku miesiącach straty stwierdziliśmy iż chcemy się postarać o kolejne dziecko. Czuliśmy taką potrzebę ale gdy nam nie wychodziło czuliśmy, że coś jest nie tak i udaliśmy się do lekarza. Wtedy dowiedzieliśmy się, że u  Archera ilość plemników zmalała. Ja chciałam mieć dziecko lecz ojciec nie mógł go mieć i postanowiliśmy iż zaadoptujemy dziecko. Trafiłaś się ty lecz warunek był abyś została z Wendy. Zgodziliśmy się. Gdy była większa miała bardzo dużo energii... Tego dnia Ty byłaś u moich rodziców. Z ojcem mieliśmy otwarte okno na oścież bo było strasznie duszno tylko dlatego, że tańczyliśmy iż była nasza rocznica ślubu. Nie zwracaliśmy uwagi na Wendy bo była cicho... Wtedy przez naszą nieuwagę Wendy wypadła przez okno i dlatego jest niepełnosprawna. Jak tylko dowiedzieliśmy się, że ma sparaliżowane nogi... załamaliśmy się. Przed twoim przyjazdem uznaliśmy iż będzie lepiej gdy nie będziesz wiedzieć wszystkiego. Ustaliliśmy wersję wydarzeń od nowa zostawiając tylko to, że twoja siostra już do końca swych dni będzie niepełnosprawna...
Nastała cisza ale po chwili kontynuowała
Słońce już dawno chciałam ci to powiedzieć ale...

- Ale co?

- Bałam się.

- Czego?
  Odpowiedzialności za swoje czyny czy może odrzucenia ?

- Chyba tych dwóch opcji

- Chyba? - Wtedy nastała cisza. Było słychać tylko mój szloch i to jak się zanoszę. Wtedy nic się dla mnie nie liczyło. Wysiadłam z samochodu i udałam się w stronę domu lecz nie mojego.
W stronę domu Frans wcześniej pisząc, że przyjdę bez niczego ale oczekuję pudełka lodów i dużą ilość chusteczek. Gdy dotarłam na miejsce i opowiedziałam wszystko Frans chciała coś powiedzieć i kilkakrotnie otwierała usta ale potem je zamykała i mnie po prostu przytuliła. Spędziłam u niej noc. Wcześniej jednak pisząc do Wendy, że jestem u Francesci i nie wrócę na noc.

---------------------------------------

Cześć kochani. Chciałam wam powiedzieć, że rozdział zostałby opublikowany wcześniej lecz nie miałam pomysłu na zakończenie. Uwierzcie mi na słowo dziś oglądałam film i wtedy mnie olśniło 😂. Nie chcę abyście czekali tak długo jak wcześniej.
Wróćmy do książki. Pewnie jesteście zaskoczeni obrotem sprawy ale jeśli mam być szczera to ja również. Pewnie dziwnie to zabrzmiało. No nic do zobaczenia w następnym rozdziale.

Mój ojciec mnie gnębi.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz