#1

715 20 2
                                    



Lotnisko. Wszędzie śpieszący się do rodzin ludzie. Podekscytowane,biegnące dzieci. Gdzieś tam w tłumie,jeśli się dobrze przyjrzeć można było ujrzeć stojącą pośrodku tłumu dziewczynę. Jej brązowe włosy powiewały na każdą stronę pod wpływem sporego wiatru. Wzrok jej zielonych oczu zatrzymywał się na różnych osobach. Sama dziewczyna zdawała się na kogoś czekać. Z jej ust wydobyła się para gdy westchnęła. Dzisiaj w Swellvies było wyjątkowo zimno. Z walizkami w ręce skierowała się w stronę wyjścia. Nikt nie przyszedł. Drogę do domu swojego brata musiała sobie przypomnieć i odnaleźć samodzielnie. Po pięciu minutach drogi rozbrzmiał charakterystyczny dźwięk dzwonka od telefonu. Margaret wyciągnęła z tylnej kieszeni spodni swój telefon na którym widniał znajomy jej numer a nad nim imię ,,Rey". Kliknęła zieloną słuchawkę przystawiając sobie przedniot do ucha.


-Halo?

-Halo? Cześć Margaret! Bardzo cię prsepraszam że nie przyjechałem ale dr.Miniak! I wiesz! Ja...

-Tak wiem...musiałeś ratować Swellvies

-No widzisz jakaś ty mądra?

-Dobra nie podlizuj się. Sama dojde do domu.

-Nie,ja po ciebie podjadę! Ulice są niebezpieczne!

-Mam 16 lat. Mam super moce. Mam brata super bohatera! Dam radę. Zaraz będę,narazie.

-Pa...

Margaret schowała spowrtotem swój telefon i spojrzała przed siebię. Między budynkami zauważyła już sklep z rupieciami swojego brata.

Złamaliśmy umowę...-Niebezpieczny HenrykWhere stories live. Discover now