Prolog

119 12 11
                                    

Jedyne co było słychać to krzyki. Rozpoznawałam już nawet dość dobrze tłuczenie porcelanowych talerzy mieszających się z podniesionymi głosami rodziców.

- Nigdy! Nigdy nie byłaś matką! Mogę powtórzyć ci to tysiące razy Nina! Tysiące, jak nie miliony!

-Ty wcale nie jesteś lepszy! Nigdy cię nie było, żeby zająć się małą! Wszystko robiłam sama!

-Przestań! Skończ udawać biedną i porzuconą samej sobie! To ja zarabiałem na wasze utrzymanie, nie TY!
    
Weszłam do kuchni trzymając małego białego misia w ręce. Nie mogłam spać przez te hałasy, ale co mogłam zrobić? Co mogło zrobić małe sześcioletnie dziecko, nie mające pojęcia o świecie? "NIC"
   
 Jedyne co chciałam usłyszeć to słowa miłości od mamy. Czy to tak wiele? Czy dużo wymagam? Czy dużo wymagało jedno małe istnienie zamykane w pokoju na klucz, gdy mama przychodziła do domu ze swoimi gachami? Zamykane w domu i zostawiane same sobie na parę dni?

-Widzisz co zrobiłeś?! Obudziłeś tego zasranego dzieciaka!

-Co?!- Tata zerwał się z krzesła i podszedł do mamy przypierając ją do ściany.- To "zasrane dziecko" to moja córka. I nikomu nie pozwolę jej obrażać, ani skrzywdzić.

- Nie znam większego dupka od ciebie Derek!
     
Tata popatrzył na mnie powoli się zbliżając i wziął mnie na ręce. Żadne ramiona nie mogły zastąpić jego. Żadne ramiona nie były takie jak ramiona taty.

-Księżniczko.- Wyszeptał mi do ucha- jutro wyjeżdżamy, więc musimy cię spakować.

-Jedziemy na wakacje?!- szczęście, które zobaczyłam w oczach mojego wybawcy, nie mogły równać się z niczym innym.

-Tak kochanie. Jedziemy na bardzo długie wakacje. Tylko ty i ja. Nikt mniej i nikt więcej.

                       💎💎💎💎💎

Z samego rana wstaliśmy, zapakowaliśmy swoje rzeczy do auta i ruszyliśmy na lotnisko. Przy wejściu nie było ani jednej żywej duszy, ale gdy weszliśmy do budynku można powiedzieć, że pękał on w  szwach.

-Księżniczko- popatrzyłam na tatę, który był obwieszony torbami z tiarą na głowie.

-Tak?

-Trzymaj się blisko mnie. Nie chce  żebyś się zgubiła .

-Dobrze! A dostanę później lizaka?- lekko się zaśmiał.

- O ty mała cwaniaro!- zaczął się ze mną droczyć.- Umiesz wykorzystać okazję jak widzę.

-TAK!
     
Śmiech. Radość. Miłość. Troska. Przez sześć lat nie wiedziałam co to za uczucia, lecz gdy teraz ich skosztowałam, będę je pielęgnować i nigdy nie pozwolę im odejść.

- Dostaniesz, ale jak ja dostanę buziaka. Zgoda?

-Zgoda!
   
 Kierowaliśmy się do odprawy, gdy zobaczyłam ogromną białą bestię za oknem. Szybko schowałam się za tatę i wtuliłam w jego prawą nogę.

-Co się stało kochanie?- popatrzył w stronę, w którą była skierowana moja głowa.- Oj, Katyia. Hahaha. Chyba nie powiesz mi, że się boisz.

-Nie. Tato, no co ty. Ja się niczego nie boję.- Tata razem ze śliczną panią za wysokim biurkiem zaczęli się śmiać, a ja jeszcze bardziej wcisnęłam się w nogę taty.
     
Kiedy wszystkie papierki, które miały zostać załatwione były już podpisane, nadszedł czas by zmierzyć się twarzą w twarz z ogromnym podniebnym ptakiem. Wyszliśmy z budynku na wielki betonowy plac, który w większości zapełniony był przez mężczyzn w zielonych mundurach żegnających się z bliskimi.

MÓJ KONIEC. TWÓJ POCZĄTEK.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz