Rozdział 14

416 21 7
                                    

Pchnęłam drzwi z ogromną siłą, nie patrząc pod nogi, prawie się przewracając. Klub nie zmienił się nic a nic. Nadal opustoszały budynek, kiedyś pełen ludzi popijających drogie drinki lub czystą wódkę. ,,Dungeons and Dragons'' miejsce mojej pracy, a zarazem miejsce gdzie po raz pierwszy spotkałam Colsona Bakera.

- Niezła miejscówa, ale trochę... hmm... - zaczął Tom.

- Wyludniona? - Chłopak przytaknął.

- Tak to wszystko wina tych morderstw - wyjaśniłam.

Mieszkanie Colsona wyglądało jakby przeszło po nim tornado, wszędzie walały się papiery, cichy rozrzucone były na podłodze. Dostrzegłam skórzaną kurtkę, którą Baker miał na sobie tego dnia, gdy go spotkałam.

- Colson? - szepnęłam, ale odpowiedziała mi głucha cisza. Tom skierował się w stronę baru, uważając gdzie stawia stopy.

- Colson - powiedziałam już głośniej, to wystarczyło.

Rozsuwane drzwi prowadzące zapewne do jego sypialni, rozchyliły się. Baker jak zwykle wyglądał niesamowicie, ale i groźnie. Włosy miał w nieładzie, szary, pomięty podkoszulek i dresowe spodnie, świadczyły o tym, że prawdopodobnie naszą niespodziewaną wizytą, wyrwaliśmy go z drzemki. Utkwił swój wzrok na mnie. Serce kołatało mi tak szybko, że obawiałam się, iż lada moment wyskoczy mi z piersi. Cieszyłam się, ogromnie się cieszyłam, że nic mu nie jest i kimkolwiek była osoba odpowiedzialna za moje porwanie, nie zdążyła jeszcze zrealizować swoich planów.

- Dzięki Bogu, nie Ci nie jest - powiedziałam głosem przepełnionym ulgą i szczęściem.

Colson nie odpowiedział. Zerknął tylko przez ułamek sekundy, kątem oka na Toma i w błyskawicznym tempie pochwycił moją twarz w swoje zimne ręce, wpijając przy tym swoje usta w moje. Jego pocałunek był ciepły i przepełniony tęsknotom. Jeszcze nigdy nie czułam się tak bezpiecznie jak w tej chwili. Cały świat zatrzymał się w miejscu, znikła mroczna strona Cleveland i wszystkie troski z nią związane. Był tylko on i jego ciepłe wargi, ślizgające się po moich w tańcu namiętności. I chociaż żadne z nas tego nie chciało musieliśmy przerwać pocałunek, aby wyjaśnić sobie wszystko.

Spojrzał na mnie przejrzystymi oczami, wykrzywiając usta w grymasie niezadowolenia.

- Rose, czemu przyjechałaś? - jęknął - prosiłem abyś została w domu, tam byłaś bezpieczna.

- Nie nazwałbym bezpieczeństwem, porwania i przetrzymywania w piwnicy przez psychola pracującego dla innego psychola - wtrącił się Tom podchodząc do nas.

Colson skierował wzrok w jego kierunku.

- O czym Ty gadasz? I kim jesteś, do cholery? - zapytał podirytowany.

- Tom Reed, przyjaciel Rose - przedstawił się wyciągając dłoń w stronę Bakera, tamten uścisnął ją pewnym ruchem ręki.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Wyglądali jak dwóch wojowników, którzy postanowili połączyć siły żeby zniszczyć zagrożenie, które zawisło nad ich głowami.

- O co chodzi z tym porwaniem? - zapytał Colson zaniepokojonym głosem, skacząc spojrzeniem to na mnie to na Toma.

- Ktoś mnie porwał, dostałam list z prośbą o spotkanie, myślałam, że to ty go napisałeś - wzruszyłam ramionami, chowając ręce do tylnych kieszeni spodni - poszłam, więc do parku, żeby się z Tobą spotkać, wtedy ktoś mnie uderzył i straciłam przytomność. Obudziłam się w piwnicy z jakimś kolesiem, niestety nie wiem jak się nazywał.

- Nazywał? - zapytał Baker, zdziwiony formą czasową jaką się posłużyłam.

- Tak, skłamałam, że muszę iść do łazienki.  On wszedł, a ja... uderzyłam go płytą od toalety, ta krew... - zaczęłam się jąkać i skwitowałam krótko - chyba go zabiłam. Wybiegłam na zewnątrz i dotarłam do domu. Powiedział mi, że pracuje dla kogoś kto chce zabić mnie oraz was. To morderca z Cleveland. Nie wiem niestety, kim jest. 

Wyścig z DiabłemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz