Rozdział 18

331 15 10
                                    

Danny zaparkował samochód tuż przed wejściem do motelu. Zaniepokojona wymieniłam spojrzenia z agentem. Cały motel pogrążony był w ciemności. Musieliśmy zahaczyć o prosektorium, ponieważ była tam broń Dannego. Zostałam wtedy w aucie, aby nie musieć ponownie oglądać widoku zwłok nieszczęśnika, nad którym znęcał się Zac.

- Trzymaj się blisko mnie - polecił Covers. 

Nie musiał powtarzać mi tego dwa razy. Uchylił drzwi, pomimo dużego starania żeby zrobić to jak najciszej, lekko zaskrzypiały.

Na recepcji nie było nikogo, co nie było normalną rzeczą, gdyż powinna być czynna 24/7. 

Trudno było dostrzec coś innego przez mrok obejmujący całe pomieszczenie. Wyciągałam telefon i tak jak w prosektorium oświetlałam drogę. 

- Idziemy do pokoju 24 - szepnął Danny, ponieważ ten pokój należał do niego. Zrezygnowaliśmy z użycia windy i skierowaliśmy się schodami na górę. Wydawało mi się, że stopnie ciągną się w nieskończoność. Hol, o dziwo, był oświetlony przez lampy świecące blado żółtawym światłem. 

Stanęliśmy przed pokojem z numerem 24. Nie potrafiłam przełknąć śliny, bo w gardle ugrzęzła mi gula. Przerażająca myśl, że znajdziemy tam zwłoki należące, do któregoś z naszych przyjaciół stała się tak natarczywa, że przysłaniała wszystko inne. 

Danny otworzył gwałtownie drzwi, unosząc broń przed siebie. Tyle razy oglądałam seriale kryminalne i oglądając na żywo takie akcje, wcale nie byłam tym specjalnie zachwycona, o wiele bardziej cieszyłabym się siedząc przed telewizorem, gdzie nie musiałabym uczestniczyć w tym potwornym wydarzeniu. 

W środku nie było zwłok, za to na czerwonym fotelu siedział Zac, uśmiechając się krzywo na nasz widok.

- Spodziewałem się Rose, a nie Rose z Panem Garniakiem, chyba powinienem lepiej zabezpieczyć swój wóz.

- Skończ tą głupią gadkę! - nakazał Danny - gdzie oni są?

- Jacy oni? - zapytał Zac z udawanym zaskoczeniem. 

Danny nie wytrzymał i opuścił broń podchodząc przy tym do Zaca i unosząc go siłą z fotela przycisnął jego ciało do ściany.

- Posłuchaj no, nie mam ochoty na żarty! Po tym jak wsadziłeś mnie do bagażnika mam zepsuty humor. Jesteś skończony, lepiej nie pogarszaj bagna, w którym od dawna już ugrzęzłeś. 

- W porządku - odparł Zac z nadzwyczajnym spokojem, co było o wiele bardziej niepokojące, niż gdyby wybuchnął złością. - Zaprowadzę was do nich.

- Tak po prostu? - zapytałam

- Tak po prostu - przytaknął. 

 Danny puścił go przodem cały czas mierząc bronią w jego plecy.

- A twoi koledzy? - zapytał Danny. 

- Nie mam kolegów - odpowiedział Zac.

- Na pewno sam nie dałbyś rady się z tym wszystkim uporać.

- Nie doceniacie mnie... Nikt nigdy mnie nie doceniał.

- Uważaj, bo się wzruszę - odparł szorstko, Danny. 

- Miałeś zabójcę pod swoim nosem, Covers. Jakim skończonym idiotom trzeba być żeby tego nie dostrzec? - wiedziałam, że Zac mówi to tylko żeby sprowokować Dannego, już miałam zareagować i nie dać agentowi dać się wyprowadzić z równowagi, ale jego twarz pełna była spokoju i opanowania. Zapewne, nieraz musiał użerać się z takim typem ludzi i zdążył przywyknąć do podobnych zaczepek. 

Wyścig z DiabłemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz