17.04.1874r.
Z uwielbieniem spojrzałem na lśniącą, pięcioramienną gwiazdę.
Symbol prawa pośród dziczy. Blask w ciemności. Oaza na pustyni.
Teraz jestem pomocnikiem szeryfa.
Z pełnym zapałem złożyłem przysięgę. Dla dziewiętnastoletniego dzieciaka, jakim byłem, było to spełnienie najskrytszych marzeń. Miłe ciepło przeniknęło mnie ze wszystkich stron. Jak po alkoholu. Nie, nie. Lepiej...
Z roztargnienia wyrwało mnie rozbawione chrząknięcie drugiego z pomocników szeryfa Collins'a – Meksykanina. Był w moim wieku, ale lepszej budowy. Biała, trochę przybrudzona koszula, podkreślała brązowawy odcień jego skóry. Żuł tytoń, patrząc na mnie pogardliwie.
- José, weź nowego i jedźcie do saloonu Bradleya. Pokaż mu jak się załatwia kanciarzy. – zwrócił się do Meksykanina Collins, zupełnie nie zauważając jego pogardliwej postawy.
***
Były tylko dwa saloony w Fir. Bradleya i Scotta. Scotta pełnił formę również gospody dla przyjezdnych. Miał pokoje gościnne. A Bradleya był głównie miejscem do gier w karty. Schadzały się tam liczne grupki kanciarzy, prostytutek i bandytów.
Tak, wiedziałem to.
Naprawdę.
Ale to co zobaczyłem przerosło moje najśmielsze oczekiwania.
CZYTASZ
Czekam w Fir Valley
Historical FictionAmeryka, wiek XIX i krwawa sceneria zdobywania Dzikiego zachodu. Rdzenni mieszkańcy tych ziem, traperzy, przestępcy, przedstawiciele prawa. Prerie, lasy, indiańskie wioski, saloony. Wszystko to łączy się w nasze wyobrażenie o Dzikim Zachodzie. Ale o...