18.04.1874r.
Przed trzecią nad ranem obudziła mnie siostra Scotta – Magdalena. Ubrałam się i zeszłam po schodkach do części saloonowej. Magdalena bez słowa podała mi skromne śniadanie. Zjadłam je szybko, podziękowałam i wyszłam na zewnątrz. Było jeszcze ciemno, więc musiałam iść ostrożnie, ale nie zajęło mi to zbyt dużo czasu i na szczęście nikogo nie spotkałam.
Dotarłam więc bezproblemowo na brzeg, gdzie miał czekać na mnie przewodnik. Było ich dwóch, jak się okazało. Byli to wspomniani już wcześniej Wilcze Zęby i Ten-którego-boją-się-nawet-niedźwiedzie. Przywitałam się z nimi.
- Czy iskwesis ma zapłatę, jaką wyznaczyła za podróż? – zapytał Wilcze Zęby. Był, jak mi się zdaje, starszy od towarzysza. Wyglądał na około pięćdziesiąt lat. Stwierdziłam to po zmarszczkach na twarzy. Miał jeszcze czarne włosy, ale muszę zaznaczyć, że Indianie siwieją bardzo późno. Niektórzy dopiero koło osiemdziesiątki. Praktycznie do końca życia, zachowują też dobrą kondycję. Słyszałam o stuletnim wodzu Czarnych Stóp, który nadal jeździł konno i brał udział w bitwach czy polowaniach. Trzeba nadmienić, że nie była to rzadkość wśród Indian, którzy żyjąc zdrowo i w zgodzie z naturą mogli dożyć naprawdę sędziwego wieku.
- Posiadam pieniężną równowartość wyznaczonej zapłaty. Wymienię ją na towar w Forcie Canon. – powiedziałam pokazując pęczek dolarów Indianinowi.
Uczyniłam tak z dwóch powodów. Po pierwsze, trudno było mi w jedną zaledwie noc zdobyć trzy karabiny, trzy noże i kapelusz. Po drugie, było to swego rodzaju zabezpieczenie przed ewentualną kradzieżą. W tych rejonach Indianie nie uznawali jeszcze dolarów, więc i biali handlarze tejże waluty od nich nie przyjmowali. Moje pieniądze w niczym, zatem, by się przewodnikom nie przydały. Musieli więc dowieść mnie do Fortu Canon całą i zdrową, by pozyskać wyznaczoną zapłatę. Ostrożności nigdy za wiele.
- Czy iskwesis boi się kradzieży? – zapytał Wilcze Zęby, który jak widać przejrzał moje zamiary.
Właściwie, spodziewałam się tego pytania, ale przez chwilę sama nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Zostałam nauczona, żeby zawsze być ostrożna. Postępuję tak, jak mówili mi starsi – powiedziałam.
- To dobrze – Wilcze Zęby pokiwał głową, a potem pomógł mi wsiąść do canoe. Sam usiadł przede mną.
Mimo że siedziałam na kocu, było twardo. Nigdy nie miałam zbyt luksusowego życia, ale nie przywykłam do siedzenia całego dnia na desce. Ale mówi się: trudno.
Ten-którego-boją-się-nawet-niedźwiedzie odepchnął canoe od brzegu i usiadł za mną. Indianie zabrali się za wiosłowanie i ruszyliśmy.
CZYTASZ
Czekam w Fir Valley
Historical FictionAmeryka, wiek XIX i krwawa sceneria zdobywania Dzikiego zachodu. Rdzenni mieszkańcy tych ziem, traperzy, przestępcy, przedstawiciele prawa. Prerie, lasy, indiańskie wioski, saloony. Wszystko to łączy się w nasze wyobrażenie o Dzikim Zachodzie. Ale o...