Rozdział 5. Gdy świeczki mnie nie lubią

396 46 2
                                    

Zrobiłam z ust podkówkę. Miałam nadzieję, że się zgodzi...

– No żartuję, młoda. Możesz iść. Ale za pięć godzin masz być z powrotem, jasne? – zastrzegł Syriusz, wskazując na mnie palcem. Szybko wstałam, rzuciłam im się po kolei na szyje i wybiegłam z domu.

Wbiegłam do jakiegoś zaułku i teleportowałam się do Hogsmeade. Było tam sporo ludzi, w końcu jest wtorek. Drogą udałam się w stronę widocznego z daleka zamku. Nie powiem, już z tej niemałej odległości robi wrażenie, ciekawe jaki będzie, gdy podejdę bliżej.

Idąc cholerną drogą nie minęłam nikogo ani niczego, nawet cholernego jelenia. Ale udało mi się dojść na błonia po jakimś kwadransie, więc nie jest źle.

Szybko wysłałam do Dumbledore'a patronusa – skoro jest dyrektorem powinien wiedzieć, że znajduję się na terenie szkoły. Po chwili dostałam wiadomość zwrotną – mam pójść do jego gabinetu. Podał dokładne miejsce i hasło: bibbili bobbili, jak w "Kopciuszku". No wiecie, tej mugolskiej baśni, gdzie dobra wróżka źle traktowanej dziewczynie daje kieckę, karetę i wysyła na bal, z którego ucieka tracąc na schodach buta. No i właśnie ta dobra wróżka jak czaruje mówi te dziwne... zaklęcie? Na jedno wychodzi, czy nazwę to zaklęciem, czy nie – nie zmienię baśni.

Udało mi się dotrzeć na odpowiednie piętro unikając ludzi, nikt mnie nie wiedział, oprócz jednej, dziwnej kotki z czerwonymi ślepiami. Stanęłam przed wielkim, złotym hipogryfem i wypowiedziałam hasło. Figura odsunęła się, ukazując schody. Wspięłam się po nich i stanęłam przed wielkimi, dębowymi drzwiami. Już miałam zapukać, gdy te otworzyły się samoistnie, ukazując moim oczom gabinet pełen gadających obrazów, dziwnych przyrządów i samego dyrektora siedzącego za mosiężnym biurkiem, głaszcząc feniksa siedzącego na żerdzi.

Wskazał mi fotel stojący przed nim, a ja z radością na nim usiadłam. Zacznę częściej chodzić po schodach, nim tu przyjadę. Wykończę się po tygodniu.

– Witaj, Carter. Może dropsa? – Zaprzeczyłam ruchem głowy. – Mogę pozwolić ci na poruszanie się swobodnie po terenie szkoły, jednak czy chciałabyś spotkać się z kimś konkretnym?

– Harry Potter. Po obiedzie go złapię, na razie mogłabym zaszyć się w bibliotece.

Chciałam zobaczyć tą słynną bibliotekę. Połowa więźniarek AWDMCKDCKOWOMZR zachwalała ten zbiór, podczas gdy ja nie wiedziałam o nim nic. Cześć sporo mówiło o tamtejszych księgach o eliksirach, a także o Zbiorze Ksiąg Zakazanych, do których podobno trudno było się dostać, jednak nie należało to do niemożliwych.

– Oh, oczywiście. Biblioteka znajduje się na pierwszym piętrze, zejdziesz schodami z drugiego piętra, trafisz bez problemu, a jeśli takie wystąpią, zapytaj jakiś obraz.

Pożegnałam się szybko i opuściłam jego gabinet, kierując się na schody, by zejść na cholerne pierwsze piętro. Bibliotekę znalazłam bez trudu. Stanęłam przed ogromnymi drzwiami. Wow, wydaję się być przy nich malutka, mimo to otworzyłam je bez trudu. Po wejściu, od razu zauważyłam biurko bibliotekarki. Podeszłam do niej. Normalnie bym tego nie zrobiła, ale nie chcę się zgubić.

– Dzień dobry. Czy mogłaby mi pani powiedzieć, gdzie znajdę dział eliksirów? – starałam się być miła, chyba wyszło.

– Oczywiście, złotko. – Słyszałam, że Irma Prince jest niezwykle zgryźliwa. Może wystarczyło odezwać się uprzejmie? – Przejdź pomiędzy tymi regałami, gdy zauważysz tabliczkę o Transmutacji, eliksiry będą dwa regały dalej.

– Dziękuję. – Udałam się we wskazaną stronę.

Gdy znalazłam się we wskazanym miejscu, droga do wejścia do naprawdę interesującego mnie działu była prosta. Znam ją na pamięć, choć nigdy wcześniej tu nie byłam. Czasem warto słuchać czyichś rozmów.

Już miałam próbować jakiegoś zaklęcia otwierającego, gdy przypomniałam sobie słowa jednej ze starszych odsiadujących: "Dyrektor wie o każdym zaklęciu rzuconym poza klasami. Jedno omyłkowe użycie, a zwrócisz na siebie jego uwagę. A to nie będzie miało przyjemnych konsekwencji". Skoro magia w tym wypadku może mnie trochę podkopać, może by spróbować po mugolsku?

Znalazłam leżący na ziemi spinacz, nie wiem skąd się tam wziął, ale na moją korzyść. Odgięłam go odpowiednio i wetknęłam do zamka. Ciche kliknięcie zamka i mogę wejść. Nie było to trudne.

Wiedząc czego szukam, przebiegłam wzrokiem po grzbietach książek ustawionych na regałach. Znalazłam pozycję, która mnie interesowała – "Dusza i jej rytuały". Ściągnęłam ją, skopiowałam zaklęciem bezróżdżkowym i pomniejszoną kopię wrzuciłam do trampka. Będzie mi trochę niewygodnie, ale jestem pewna, że wytrzymam. Odłożyłam książkę i opuściłam ten dział, zostawiając wszystko takie, jakie zastałam.

Wróciłam do eliksirów i wybrałam jedną z zaawansowanych książek. Rozsiadłam się z przy stoliku i zabrałam do lektury.

***

Jakaś nie należąca do najwyższych brunetka, z puszystymi włosami szturchnęła mnie w ramię. Wolno oderwałam wzrok od książki i skierowałam spojrzenie na dziewczynę. O Jezu, ale szopa.

– Nazywam się Hermiona Granger. Carter Lastwind? – Jej protekcjonalny ton jest wkurzający. Jakby sądziła, że jest lepsza od wszystkich. Skinęłam głową.

– Jestem prefektem naczelnym. Dyrektor kazał przekazać, że za dziesięć minut zaczyna się obiad. Potrwa on około godziny.

Odeszła. Powiedziała i poszła. Co za niewychowane dziecko. Cicho prychnęłam pod nosem, wstałam i odłożyłam czytany wcześniej tom na miejsce.

***

Wszyscy zebrani w Wielkiej Sali usłyszała damski krzyk i drzwi otwarły się z hukiem, a także z nim się zatrzasnęły, gdy jego szarowłosa właścicielka oparła się o nie jakby blokując wejście.

– Panno Lastwind, czy coś się stało? – zapytał Albus.

– GONIŁA MNIE CHOLERNA ŚWIECZKA – warknęła szarowłosa.

Nim ktokolwiek się zorientował, obok niej stał czarnowłosy ślizgon.

– Carter, spokojnie. To był żart Irytka. Już jej nie ma, nigdy nie są trwałe. – Położył jej dłoń na ramieniu.

Dziewczyna podniosła głowę, spojrzała czarnowłosemu w oczy, własne wytrzeszczyła i rzuciła mu się na szyję.

***

– Za piętnaście minut wiesz gdzie. Tam odpowiem na wszystko – szepnęłam mu do ucha, mocno przytulając. Poczułam lekki ruch głową.

Puściłam go i spojrzawszy na niego przez ramię, opuściłam pomieszczenie, a po chwili Hogwart. Udałam się do Zakazanego Lasu, gdzie w domku nad jeziorem w gęstwinie drzew wgryzłam się w jabłko zerwane z jakiegoś drzewa i założyłam na głowę wiszącą na ścianie czaszkę ogromnego ptaka. Heh, powiesiłam ją pięć lat temu, a ona dalej tam była.

^^^^^

Heja!

Jak się podobało? Pisało mi się ciekawie, bo najpierw nie miałam żadnego pomysłu. A potem się znalazł.

Następny nie wiem kiedy, wiem co tam będzie, a nawet mogę wam powiedzieć: usunięta scena z UzA.

A co do Uza – kto pamięta, w którym rozdziale się "znajdujemy"? Macie do wyboru aż 7.

Xeriseeee :D

[944 słowa]

Czerwone trampki || HP »𝚘𝚗 𝚑𝚒𝚊𝚝𝚞𝚜«Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz