Rozdział 10. Whiffle i truskawki

290 32 3
                                    

Ogólnie to w życiu mi się wybitnie nudzi, a stwierdzam to na podstawie ostatniego tygodnia. Po wysłaniu listu nic nie miałam co robić. Dosłownie i w przenośni. Bo zostało mi już dość mało czasu, by przygotować się do wyjazdu do szkoły, mam kilka spotkań do nadrobienia i mnóstwo książek do przeczytania, ale jednocześnie poprawił mi się humor i całe dnie spędzałam snując się po domu i ględząc nad uchem Syriuszowi o jakiś nieistotnych rzeczach, że na przykład Freddie Mercury tak naprawdę nazywał się Farrokh Bulsara i pochodził z Zanzibaru. Po dwóch dniach Syri nie wytrzymał i kazał mi spadać, na co ja zrobiłam smutną minkę i odeszłam, po czym wróciłam z lodami po godzinie. Do samej kolacji gadałam, a on – jak mi wytłumaczył wczoraj – uznał to za przeprosiny po dniach spędzonych na egzystowaniu. Po całym tygodniu spędzonym dosłownie w ten sposób, Black przyszedł do mnie z talerzem ciastek i poprosił o zmniejszenie ilości słów wypływających na sekundę. Zrobiłam to. Pod warunkiem, że przyniesie mi jeszcze jeden talerz ciastek, co zrobił w zaskakującej szybkości.

Ale wiecie co się dzisiaj rano okazało? Że jestem tutaj już miesiąc! Tutaj w sensie, że na Grimmauld Place. Mam ochotę zrobić coś totalnie głupiego. Zmienię kolor włosów, bo powoli zaczyna schodzić farba. Teraz chcę ciemnozielone. Ale nie takie prawie czarne, takie bardziej pod szmaragd mają podchodzić. Będę miała problemy w szkole, ale kij im w... odbyt. Dyrektor jest facetem... Wyszło trochę gejowsko. Swoją drogą, wszyscy wiedzą, że przyjaźnił się z Gellertem Grindewaldem, tak? No to mam podejrzenie, że pomiędzy nimi była taka gejoza, że wszyscy dookoła pluli tęczą i biegały sobie jednorożce. Teraz wyszło Tumblerowo... Czy ze mną jest coś nie tak?

W każdym razie, nie ważne jak powalona bym nie była, wstałam o godzinie dziesiątej trzydzieści i po godzinie byłam w salonie, siedząc na fotelu. Cudem, dosłownie cudem, znowu zajęła się mną ta sama dziewczyna co ostatnio.

– Znowu się spotykamy – zaśmiała się i zaczęła rozczesywać moje włosy. – Jaki kolor tym razem?

– Szmaragdowy.

– Szalejemy, jak widzę.

Przez cały czas rozmawiałyśmy ze sobą, czasem z innymi klientami i fryzjerami. Dowiedziałam się gdzieś po drodze, że nazywa się Terrence McBeat, ale wszyscy nazywali ją Terre. Oczywiście też się przedstawiłam, żeby nie być niemiłą. Zaczęli nazywać mnie Whiffle, no wiecie, wietrzyk. Na początku udałam oburzenie, ale o co miałabym się burzyć? Fajna ksywka. Ogólnie to siedziałam tam coś około dwóch godzin, ale wcale tego nie czułam.
Po zapłaceniu i pożegnaniu wszystkich – a było ich nie więcej niż palców w jednej dłoni – wyszłam z salonu i udałam się do jakiejś odludnej alejki, by teleportować się na Pokątną, gdzie w lodziarni, oceniania wzrokiem staruszek – czy w magicznej części Londynu, czy w mugolskiej, zawsze będą stare, oceniające babcie – kupiłam dużą porcję lodów czekoladowych. Zjadłam je na miejscu i wróciłam do domu, szykując się na awanturę.

Przyśpieszę narrację mojego dnia, naprawdę, to zaczyna się robić nudne. Po przyjściu do domu, zawołał mnie Syri, który siedział w swoim gabinecie na drugim piętrze. Miał szczęście, że szłam do biblioteki. Dostałam od niego całą litanię rzeczy potrzebnych do szkoły i informację, że skoro urodziłam się po ostatnim dniu sierpnia, a dokładniej siedemnastego września, dołączę do szóstego rocznika. Oprócz tego dostałam truskawkę. Chociaż nie taką do jedzenia, tylko pluszową, siedziała na moim łóżku. Do niej była doczepiona karteczka, która była niepodpisana, ale domyślałam się od kogo:

Hej, Whiffle! Wspomniałaś coś, że lubisz truskawki :)

Nawet nie pamiętam, kiedy o truskawkach gadałam, ale oczywistym jest, że dzisiaj w salonie. W każdym razie, ten ktoś się nie myli, lubię truskawki.

^^^^^

Trzy dni pisałam to. Jest nudny. I tym razem nie będę plątać imion, nazwisk i tym podobnych, bo sobie to zapisałam. Ale wiecie co? Jestem z siebie dumna: fryzjerka ma imię na inną literę niż J!

A teraz pytanie: dlaczego Whiffy? Bo pewnie nikt tego nie pamięta. Nikt.

Swoją drogą zaczynam się udzielać na Twitterze, bo jest wygodnie, a Facebook mnie irytuje. Link jest na profilu, ale nick to ten sam, co tutaj.

Ta notka się nie klei...

Xerise

[EDIT] Czy ten sposób narracji wam pasuje? Może powrócić do poprzedniego?

Czerwone trampki || HP »𝚘𝚗 𝚑𝚒𝚊𝚝𝚞𝚜«Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz