Rozdział 4 - Po drugiej stronie

1K 45 7
                                    

Ciemność, przerażająca ciemność. Hermiona podniosła się o własnych siłach z podłogi, po czym rozejrzała. Nie znała tego miejsca. Odwróciła głowę. Ujrzała światełko. Malutkie światełko w tunelu. Mimo woli, ruszyła w jego stronę. 
- Umarłam? – szepnęła cicho, sama do siebie. Im bliżej była światła, tym bardziej się ono oddalało. Było to wręcz irytujące. Zaczęła biec. Po kilkunastu sekundach sprintu, potknęła się o coś i upadła z bólem na ziemię. Zaczęła szlochać. Czemu nie mogła dobiec do tego światła? Czemu ciągle się oddalało? Nagle usłyszała nieznany, obcy jej głos.
- Podnieś się, Hermiono – dziewczyna rozejrzała się. Nikogo wokół siebie nie zobaczyła. Przerażona tą myślą szepnęła:
- Kim jesteś i skąd znasz moje imię? 
- Wstań, a się dowiesz – usłyszała odpowiedź. Niepewnie podniosła się i stanęła oko w oko z rudowłosą kobietą. Była może jej, Hermiony, wzrostu. Rude włosy opadały jej niedbale na ramiona. Miała na sobie białą sukienkę na ramiączka z dekoltem i białe buty na obcasie. Na jej ramiona zarzucony był czarny, materiałowy sweter. Uśmiechała się do niej serdecznie. Dziewczyna spojrzała w jej oczy. Znała je. Tą zieleń… Po chwili dostała olśnienia. Zadrżała.
- Lily Potter? – wymamrotała z niedowierzaniem.
- Owszem – odpowiedziała z uśmiechem Lily. 
- Czy ja umarłam? Czemu nie mogę dojść do światła? – zapytała Hermiona, wskazując na światełko. 
- Nie, nie umarłaś. Nie powinno w ogóle cię tu być, ale skoro już tu jesteś, chodźmy – odparła Lily, wskazując jej na drewniane drzwi, które pojawiły się znikąd obok nich. 
- Dokąd pani mnie zaprowadzi? – zapytała Grangerówna, zdezorientowana.
- Zobaczysz i nie mów do mnie ”pani”. W końcu umarłam będąc niewiele starsza od ciebie – odpowiedziała z uśmiechem i otworzyła drzwi. 
- No tak – przyznała Hermiona i poszła za Lily. Znalazły się w jednej z sal Szpitala Świętego Munga. Było w niej dosyć spore zamieszanie. Wokoło biegały poddenerwowane pielęgniarki i uzdrowiciele, a cały ten rozgardiasz powstał za sprawą osoby leżącej na jedynym zajętym łóżku w pomieszczeniu. Hermiona podeszła bliżej. Dziewczyna leżała na nim bez żadnych oznak życia. Miała obandażowaną głowę. Grangerówna oniemiała. Ujrzała samą siebie. Jej ciało leżało bezwładnie pod białą kołdrą. Na twarzy malował się spokój. Nagle usłyszała głos uzdrowiciela, stojącego koło jej łóżka.
- Puls zanikł. Przykro mi – minęło kilka sekund i po całej sali rozniósł się zrozpaczony krzyk.
- CO?! NIE! – Hermiona rozejrzała się by zobaczyć kto krzyknął. Po prawej stronie jej łóżka stał czarnowłosy chłopak. Po jego policzkach zaczęły płynąć łzy. Uzdrowiciel tylko spuścił głowę i dodał jeszcze:
- Zgon notowany jest na godzinę 17:43 – i odszedł bez słowa. Chłopak przez chwilę stał nieruchomo, po czym rzucił się rozpaczliwie w stronę jej ciała.
- Hermiona! – krzyknął, potrząsając nim. – Hermiona! Ty musisz żyć! Obudź się! – jednak bez skutku. Dalej miała zamknięte oczy. 
- Harry! – krzyknął jakiś mężczyzna, wpadając do sali i złapał chłopaka w ramiona. – Uspokój się. Tym nie zwrócisz jej życia – mówił, odsuwając go od jej ciała. 
- Zostaw mnie, Remusie! Ona umarła! – wrzeszczał rozpaczliwie Harry Potter, próbując wyrwać się Lupinowi, jednak profesor nie puszczał. 
- Harry… – szepnęła z rozpaczą Hermiona, widząc jak bardzo cierpi. Już wyciągnęła dłoń w jego stronę, gdy odezwała się Lily.
- On cię ani nie widzi, ani nie słyszy. 
- Ale, co on tu w ogóle robi? 
- Okazało się, że dzień po twojej próbie samobójczej, Dumbledore i inni planowali już wrócić z wyprawy do domu. Twój puls zanikł tydzień po ich powrocie. Harry cały czas przy tobie był – odpowiedziała Lily i popatrzyła ponownie na Pottera, który wręcz dławił się łzami. – Bardzo to przeżył -  dodała ze smutkiem. Hermiona spuściła głowę i ponownie spojrzała na ukochanego. Miała wyrzuty sumienia. Kiedy Harry cierpiał, ona też cierpiała. Chciała podejść do niego i przytulić, ale wiedziała, że to i tak nic nie da. Nie słyszał jej, ani nie widział, tak jak powiedziała Lily. Zapragnęła wrócić do świata żywych. Wszystko naprawić… Nagle usłyszała czyiś głos. Lily również odwróciła głowę w stronę, z której nadbiegł.
- Nie mogę na to patrzeć! Zobacz, Łapo, jak on cierpi! – Dziewczyna ujrzała Jamesa Pottera. Harry był prawie, że jego kopią. Czarne, wiecznie rozczochrane włosy i okrągłe okulary na nosie. Tylko oczy mieli inne. James był posiadaczem orzechowych tęczówek. Obok niego stał Syriusz Black. Wyglądał tak samo, jak przed śmiercią. Obydwoje znajdowali się kilka metrów od Lily i Hermiony.
- Rogacz, nic nie możemy nic na to poradzić – odpowiedział mu Syriusz. Nagle Black dostrzegł ją i Lily.
- Lily! Hermiona! – krzyknął, ruszając w ich stronę. – Hermiona, czyś ty zmysły postradała?! – złapał ją za ramiona i potrząsnął. – Jak mogłaś to zrobić?! Harry’emu pękło serce! – dodał. Po chwili podszedł do nich James i rzekł z nieukrywaną rozpaczą:
- Po co to zrobiłaś, Hermiono? Przecież Harry by wrócił. Nie potrafiło to do ciebie dotrzeć? – Granger spuściła głowę, a w jej oczach zaszkliły się łzy. Po chwili cała czwórka ponownie spojrzała na Pottera, który dalej płakał wtulony w jej martwe ciało. Nad nim stał Lupin nie wiedząc już co ma robić. W jego oczach też szkliły się łzy.
- Remusie… – rzekł nagle James, w stronę Lupina. – Proszę cię, wesprzyj go. Hermiona wróci. Nie pozwolę, aby odeszła na zawsze – dodał. Na twarz Remusa wymalowało się przerażenie. Rozejrzał się wokoło, ale chyba jednak ich nie zobaczył. Po chwili ledwo usłyszalnie szepnął.
- James… 
- Usłyszał cię? – zapytała Hermiona, z niedowierzaniem Pottera. – Jak to zrobiłeś? Czemu ja tak nie mogę zrobić? – pytała.
- To już tajemnica Huncwota – odpowiedział jej James, a na jego twarz wpłynął blady uśmiech. Zapewne przypomniał sobie stare Huncwockie szaleństwa za czasów Hogwartu. – Ale lepiej idźmy stąd – dodał. On, Syriusz i Lily ruszyli w stronę drzwi, przez które tu weszli. Hermiona posłusznie ruszyła za nimi. Ostatni raz spojrzała na zapłakanego narzeczonego i ze smutkiem odwróciła się do reszty. Gdy weszli z powrotem w ciemność, ujrzała ponownie te małe światełko. Drzwi zamknęły się i zniknęły. 
- Są jeszcze dla ciebie szanse. Możesz tam wrócić, ale musisz nam obiecać, że już nigdy czegoś takiego nie zrobisz, jak to co zrobiłaś w Dziurawym Kotle – rzekła Lily, patrząc na nią uważnie. 
- Obiecuję. Zrobię wszystko, tylko pozwólcie mi do niego wrócić – odparła Hermiona, składając ręce. 
- Wiesz, Hermiono, nigdy nie podejrzewałem, że kiedykolwiek możesz być z Harrym. Myślałem, że zawsze będziecie tylko przyjaciółmi – odezwał się z uśmiechem Syriusz. 
- No, jakoś tak wyszło – odpowiedziała dziewczyna, oblewając się szkarłatnym rumieńcem. 
- No, koniec już tych pogaduch. Hermiona musi wracać – powiedziała Lily z uśmiechem. Nadszedł czas na pożegnanie. Pierwszy na od strzał poszedł James.
- Hermiono, będziemy nad tobą i Harrym czuwać – szepnął i mocno ją uścisnął. Teraz przyszła kolej na Syriusza.
- Będzie dobrze. Do zobaczenia za kilkadziesiąt lat. Mam nadzieje cię tu zastać, jako sędziwą staruszkę – Hermiona zachichotała. Również ją mocno uścisnął. Ostatnia przyszła Lily.
- Nie martw się. Harry naprawdę bardzo cię kocha, a jeśli kiedykolwiek nie będziesz wiedziała co zrobić, po prostu zapytaj mnie o radę w snach. Zawsze służę pomocą dla mojej przyszłej synowej – powiedziała z uśmiechem, pogłaskała po włosach i przytuliła. Uśmiechnęła się i gdy odsunęła od kobiety zwróciła do całej trójki.
- Dziękuje. Dziękuje w imieniu moim i Harry’ego. 
- Nie ma za co. Czas wrócić do świata żywych. Do zobaczenia kiedyś – odpowiedział jej James i po chwili cała trójka rozpłynęła się. Poczuła ostry ból w klatce piersiowej. Ciemność zastąpiła oślepiająca jasność. Jęknęła cicho, zamykając oczy. Nagle jak za ściany usłyszała męski głos.
- To niemożliwe! Puls wrócił! Hermiona jest znów wśród nas! – otworzyła szeroko oczy. Jasność zniknęła. Obraz nabrał normalnej ostrości. Leżała na łóżku okryta kołdrą. Pochylał się nad nią uzdrowiciel, ten sam który oznajmił, że umarła, Lupin, pielęgniarka i Harry…
- Hermiona, kochanie! Ty żyjesz! – krzyknął Potter, ujmując jej twarz dłonie. Po jego policzkach popłynęły kolejne łzy, ale teraz nie z powodu cierpienia, tylko szczęścia. 
- Harry! – szepnęła ochryple. Wszystko ją bolało. Chłopak wtulił się w nią, a ona obolałymi dłońmi przygładziła jego włosy.
- Boże! Już myślałem, że cię straciłem na zawsze. Dlaczego to zrobiłaś? No dlaczego? – łkał Harry, wtulając się w nią mocniej. 
- Przepraszam. Już nigdy, przenigdy cię nie zostawię. Obiecuje – wymamrotała cicho. Nagle ujrzała Jamesa Pottera, stojącego przy łóżku koło uzdrowiciela. Uśmiechał się.
- Zajmij się nim, Hermiono – powiedział mężczyzna. Dziewczyna uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Chyba ani uzdrowiciel, pielęgniarka, Harry, ani Lupin go nie zobaczyli, bo nawet nie odwrócili głowy w jego stronę, gdy do niej przemówił. W momencie kiedy Harry odsunął się od niej, James zniknął. 
- Jak to możliwe, że się obudziła? Przecież puls zanikł. Przez niecałą godzinę była tam, po drugiej stronie – zastanawiał się na głos uzdrowiciel. 
- To się nazywa u mugoli śmiercią kliniczną – odpowiedziała mu pielęgniarka. 
- Sądzę, że James Potter również maczał w tym palce – odezwał się wesoło Remus. Spojrzała na niego i odparła z bladym uśmiechem.
- I nie tylko on, Remusie.  

Dorosłe Życie Harry'ego I HermionyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz