Link do wersji z bloggera: http://papierowe-gwiazdy.blogspot.com/2018/02/tom.html
Pierwszy raz przyszli go obejrzeć, kiedy miał cztery lata. Nigdy nie sprawiał kłopotów, był grzeczny, cichy i przede wszystkim śliczny, więc od razu zwrócił uwagę bogatego małżeństwa z dwuletnim stażem i nie miało żadnego znaczenia, że Tom nie mówił. Chłopcy stali przy oknach z przyklejonymi do szyb nosami i patrzyli, jak urocza blondynka i przystojny, wąsaty mężczyzna prowadzili go do wypucowanego, czarnego Cadillaca; nowe życie dla małego Riddle'a zaczęło się dwie ulice dalej, gdzie wzięty krawiec sporządził od ręki dwa miniaturowe garnitury. Od tego dnia szarą, flanelową bluzkę zamieniono na białe, wykrochmalone koszule, surduty z miękkiego kaszmiru i spodnie w kant — wszystkie odpowiednio skrojone, ale ani eleganckie ubrania, ani osobista guwernantka, ani stosy zabawek i podtykane na każdym kroku słodycze nie sprawiły, że Tom zaczął mówić. W tętniącym życiem wiejskim apartamencie państwa Howardów szukał samotności, uciekał przed westchnieniami i szczypiącymi w policzki palcami, w odpowiedzi na pytania o imię patrzył przerażająco beznamiętnie, lecz tabuny nowych ciotek i tak rozpływały się nad tą rozczulającą wstydliwością. Na dwa miesiące porcelanowa buzia i urzekające, brązowe oczy wystarczyły, aby skraść serca ich wszystkich, ale zauroczenie szybko minęło i miejsce wdzięcznej nieśmiałości zajęło upośledzenie. Szeptanie po kątach szybko zmieniło się w głośne komentowanie, nikt nie zwracał uwagi, czy Tom kręcił się w pobliżu — każdy sądził, że był po prostu opóźniony w rozwoju. Te same ciotki, które kilka tygodni wcześniej nie mogły się go nagłaskać, teraz kręciły ze współczuciem głowami, a Howardowie zaczynali szukać wyjścia z tej kłopotliwej sytuacji; fakt ciągłego stania na świeczniku coraz częściej podsuwał pomysły o oddaniu chłopca. W końcu wraz z nadejściem zimy, tuż przed piątymi urodzinami, w pokoju Toma zjawił się wysoki, garbaty jegomość w staromodnym, białym smokingu. Panicza Howarda — jak teraz się do niego zwracano — zastał stojącego przy szerokim parapecie, plecami do drzwi. Gdyby nie wypełniona zabawkami skrzynia, nikt nie zorientowałby się, że w tym pomieszczeniu sypiało dziecko. Ogromne, dębowe łoże z czterema kolumnami i baldachimem, pasująca do mebli tapeta w piękne, kwieciste wzory, a wszystko utrzymane w idealnym porządku. Mężczyźnie już samo to wydało się niepokojące, lecz postanowił zignorować zarówno opowieści adopcyjnych rodziców, jak i nienaturalnie dorosłą prezencję czterolatka. Bez pytania przyciągnął sobie krzesło i usiadł.
— Nazywam się doktor Creevey, przyszedłem z tobą porozmawiać na prośbę twoich rodziców. — Starał się zabrzmieć beztrosko, ale nigdy nie lubił dzieci i nie potrafił się z nimi porozumiewać. Tymczasem chłopiec — jak gdyby nigdy nic — nadal układał coś na parapecie kilka stóp dalej. — Zostaw to, później skończysz się bawić, teraz będziemy rozmawiać. Ty jesteś Tom, tak?
Dopiero gdy padło jego imię, odwrócił się. Nie patrzył nieuprzejmie, ale na szczupłej buzi pojawił się przelotny cień, a w oczach błysnęło ostrzeżenie, jakby doktor powiedział coś gorszącego. W tym momencie do Creeveya dotarło, że mały Howard wszystko rozumiał i mówienie do niego, podkreślając i przeciągając każde słowo, nie miało sensu. Mimo wszystko nie udało się wyciągnąć z niego ani jednej sylaby, chłopiec jedynie lustrował intruza wzrokiem — uważnie, lecz nie bezczelnie — jakby uprzejmie czekał, aż tamten zakończy monolog i zostawi go w spokoju. Do tej pory nasłuchał się już wiele o swoim dziwactwie, lecz pierwszy raz ktoś mówił do niego, nie o nim. W tamtym momencie poczuł się prawie mile połechtany, lecz nie wydusił z siebie ani słowa. Doktor Creevey opuścił ponurą sypialnię półtorej godziny później, wykończony jak po wiązaniu trzystufuntowego pacjenta w szale; zafrasowanym Howardom powiedział jedynie, że nie dostrzegł żadnych nieprawidłowości i zalecił konsultację z jakimś doświadczonym otorynolaryngologiem, przykładowo z doktorem Davisem, po czym pośpiesznie opuścił dworek. Atmosfera w pokoju małego Toma i to, co biło z niego samego, wyssało z mężczyzny cały spokój, z którym wstał tego ranka, ale nawet kiedy pozostawił daleko za sobą majątek państwa Howardów, czuł, że tamta emanacja przyczepiła się do jego płaszcza i nawet strugi deszczu nie dały rady jej zmyć.
CZYTASZ
Papierowe Gwiazdy
FanfictionPapierowe Gwiazdy to blog, na którym zamieszczam miniaturki związane z potterowskimi opowiadaniami fanfiction. Możesz tutaj spotkać nie tylko banalne połączenia Hermiony Granger z Draconem Malfoyem czy Severusem Snape'em, ale także o wiele bardziej...