Czar paryskiej nocy - Dramione

1.4K 36 11
                                    

Link do wersji z bloggera: http://papierowe-gwiazdy.blogspot.com/2013/08/czar-paryskiej-nocy_5402.html 

Zawiera treści o charakterze erotycznym.


Duże płatki śniegu opadały na ulice pełne ludzi spieszących tu i tam, dźwigając różnokolorowe paczki. Dookoła pełno było tęgich, brodatych, odzianych w szkarłat Świętych Mikołajów z czerwonymi od mrozu nosami, słodyczy, zabawek i gier komputerowych na witrynach sklepów udekorowanych sztucznym śniegiem, bombkami, wstążkami oraz iglastymi wieńcami, a na zewnątrz unosił się zapach jabłek w cynamonie i słodkiego karmelu, a te urocze widoki i bajeczne zapachy mieszały się z dźwiękiem kolęd. Choć było już bardzo późno, ulice wciąż tętniły życiem, jednak ten radosny gwar bardzo różnił się od codziennego hałasu. Nikt na siebie nie krzyczał, nie trąbił, nikt nikogo nie popychał — każdy był po prostu szczęśliwy i traktował mijanych na ulicy ludzi z taką serdecznością, że aż przyjemnie było popatrzeć. Nawet tkwienie w korkach nie przyprawiało o ból głowy.

Pewna Gryfonka o brązowych, puszystych włosach pełnych złotych, a nierzadko także i rudych refleksów, ubrana w gustowny kasztanowy płaszczyk z mankietami, ze skórzanymi, ciemnymi trzewiczkami na nogach, wełnianą czapką z pomponem na głowie i z rękawiczkami do kompletu spacerowała właśnie ulicami Paryża, zachwycając się bogactwem zapachów, które ją otaczały, pięknem francuskich, świątecznych pieśni i powszechnie panującym szczęściem. Oplotła szyję wełnianym szalikiem własnej roboty. Włóczka była barwy jej domu – szkarłat i złoto, duma Godryka Gryffindora. Na drutach robiła już doskonale, wiele już lat minęło od momentu, kiedy siedziała przed kominkiem z książką na kolanach i drutami w dłoniach, tworząc coś, co — według Rona — przypominało wełniane pęcherze. Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie tego odległego wydarzenia i czasów, do których mocno zatęskniła. Jej orzechowe oczy wypełniały się delikatną mgłą, gdy myślała o swej dawnej szkole. Absolwentką Hogwartu była już od ponad trzech lat. Znalazła się w tym mieszanina słodkiego szczęścia i żalu; tylko ona z całej trójki powróciła, aby ukończyć ostatni rok i zasłużyć na świadectwo, które otrzymała, kiedy skończyło się to wszystko. Ale...

Nie.

Hermiona Granger przyjechała do Paryża, aby świętować Gwiazdkę. Aby się radować.


Wybrała się na ostatnią samotną przechadzkę. Jutro będzie Boże Narodzenie, które miała spędzić w mieście miłości razem z Ginny, Harrym i Ronem. W duchu wierzyła, że romantyczna atmosfera Paryża, przytulne wnętrze pokoju w pięciogwiazdkowym Grand Hotel Amelot, okna oblepione śniegiem i świąteczne dzwoneczki sprawią, że Ronald poprosi ją o rękę. Od ich pamiętnego pocałunku w Komnacie Tajemnic minęło już tyle czasu, a ich związek rozwijał się w naprawdę ślimaczym tempie. Jej zauroczenie piegowatym rudzielcem dawno już minęło, od jakiegoś czasu zaczęła planować... Albo raczej marzyć o wspólnej przyszłości. Między jawą a snem rozmyślała, jak będą wyglądać ich wspólne wakacje, święta, jak ich wyimaginowane dzieci wyjeżdżają do szkoły, jak wracają początkiem lata, witają się z matką i ojcem... Fantazjowała także o ich wspólnej starości. Ona — siwa, ze zmarszczkami w kącikach oczu, pomarszczonymi, lecz wciąż bardzo zadbanymi dłońmi. On — łysiejący, leciutko przygarbiony, jednak nadal z tymi swymi żywymi, zawsze pełnymi szczerości błękitnymi oczami i piegami na pomarszczonych policzkach. Tak wyglądał dla niej raj. Harmonia, ustatkowane życie, szczęśliwa rodzina, przyjaciele...

Ale później znów myślała o Hogwarcie, a w sercu poczuła krótkotrwałe, lecz przeszywające ukłucie. Coś blokowało ją przed odczuwaniem pełnej radości. W duszy (ostatnio tak bardzo wypełnionej blaskiem) miała jakiś mroczy kącik, do którego jeszcze nigdy nie ośmieliła się zajrzeć, gdyż wiedziała, że wtedy ciemność pochłonie ją całkowicie.

Papierowe GwiazdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz