Rozdział trzeci [update]

132 10 7
                                    

                -Ona do mnie „powinieneś spróbować robić to częściej”, a ja jej na to „co takiego”, to mi odpowiedziała „chodzić na siłownię. Może wtedy wypociłbyś ten gejowy pierwiastek z siebie”. Uwierzycie w to? – Grimshaw uderzył sfrustrowany w stół. Wszyscy słuchali jego opowieści jak urzeczeni, nie spuszczając z niego wzroku. - Laska totalnie postradała rozum. Raz, powiedziała coś takiego do MNIE, a dwa przecież wiadomo, że homoseksualizm to nie choroba. Prawda Harry? Harry? Słuchasz mnie w ogóle?

                Oczywiście, że nie słuchał. Nick jak zwykle zanurzył się we własnym morzu rozgoryczenia światem i oburzenia. Nie, żeby te emocje źle wyglądały na niego twarzy, czy nie były interesujące, ale słuchając setny raz tej samej historii, Harry zdecydowanie stracił zainteresowanie. Swoją uwagę skupił na pojedynczych bańkach unoszących się ku powierzchni. Jedna za drugą wspinały się po ściankach highballa2 powoli pozbawiając jego napój gazu. Nie był w nastroju na alkohol. Nie był w nastroju na nic. I gdyby Nick praktycznie nie wyciągnął go za frak z mieszkania, nie pojawiłby się tutaj. To znaczy, pojawiłby się. Nie miałby innego  wyjścia. Gdyby prezenterowi się nie udało,  to kumple z zespołu wynieśliby go mimo wszelkich protestów. Kochał tych facetów, ale czasami przekraczali granice. Jego zły nastój należał tylko do niego i miał zamiar się babrać w nim niezależnie od okoliczności. Dlatego siedział rozparty na czerwonej kanapie, z nogami na stole i gapił się w ścianę przed sobą, starając się nie wykrzyczeć otaczającym go osobom jak fałszywymi i obłudnymi są ludźmi i jak naiwni są, w swoim przekonaniu, że ich sława będzie trwać wiecznie.

                -Tak. To przerażające, Nick. Jak mogła to zrobić? -  Nie wiedział o czym mówi, ale Grimshaw oczekiwał poparcia dla swojego oburzenia i właśnie je dostał.

Brunet westchnął zmęczony. Nudził się niemożliwie słuchając tych monotonnych historii i starając się ignorować wysiłki ludzi, którzy starali się z całych sił mu podlizać. Każdy gość na tej imprezie chciał zrobić sobie z nim zdjęcie, czy uścisnąć  dłoń. Było to tak żałosne, że żałował, że nie został w domu. Gdyby chociaż u jego boku znalazł się najlepszy przyjaciel – Louis, to mógłby  powygłupiać się lub zagłębić w dyskusji z nim na jakiś absurdalny temat. Ale Tommlinsona nie było przy nim. Jak zawsze odrzucił zaproszenie wykorzystując  jakąś słabą wymówką. Od czasów X-Factora i ich pierwsze trasy koncertowej Louis starał się nie pokazywać na imprezach, gdzie pili alkohol. Kilka drinków wystarczało, by  ujawniała się ta strona jego osobowości, którą menadżerowie woleli skrywać przed opinią publiczną: Louis był biseksualny3. Mimo, że Eleanor Calder byłą cudowną, mądrą i wspaniałą dziewczyną i ją kochał, to nie mógł zaprzeczyć elektryczności, która powstała między nim a Stylesem. Właśnie to przyciąganie we wczesnych latach ich kariery doprowadziło do kilku incydentów, które nie mogły się więcej powtórzyć. Harry kochał Louisa całym swoim sercem. Nie jak przyjaciela, ale jak brata. To właśnie on był jego kotwicą w trudnych chwilach, odganiał czarne chmury znad  głowy i kierował myśli na pozytywne tory. Taka relacja jednak nie wystarczała Tommilsonowi i z czasem zaczęli się od siebie oddalać. Im rzadziej się widywali tym większą pustkę czuł i bezradność wobec tej sytuacji wywoływała w nim złość.

Ponure myśli przerwane zostały gwałtownie przez zamieszanie przy drzwiach. Mignęła mu znajoma ruda czupryna i radośnie podniósł dłoń, by przywitać przyjaciela. Nie widział Sheerana od wieków i brakowało mu go. Chociaż, gdy tak pomyślał, poczuł się jak ciota, ale w rozmowach z samym sobą chciał być szczery. Ed zajmował w jego życiu ważne miejsce z tej prostej przyczyny, że był bezapelacyjnie szczery. Nie krygował się w żaden sposób i wyrażał swoje opinie oraz uczucia w sposób prostolinijny. Jeśli uważał, że ktoś jest palantem wytykał mu to wprost, celując między oczy tak, aby dupek nie odważył się podejść do niego drugi raz. Harry cenił go też za jego mądrość. Był obserwatorem, z typu tych bystrych i spokojnych. Nie rzucał się jak PR-owe hieny na każdą nowinkę. Raczej stał z boku, nie odstępując na krok swoich zasad. Był prawdziwym człowiekiem z ogromnym poczuciem humoru i dystansem do siebie. Dlatego właśnie w chwili, gdy pojawił się w progu Barts, Styles miał ochotę porwać go i zaciągnąć do baru, gdzie obaj mogliby zanurzyć swoje troski w skandalicznie drogim piwie. Ale coś go powtrzymało.

FeedbackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz