Rozdział XII

332 21 6
                                    

   Po krótkim spotkaniu Zakonu Feniksa, Molly zaczęła przygotowywać kolację.
— Tonks! Sowa do ciebie! — Do pomieszczenia, z którego wychodzili członkowie Zakonu wbiegła Ginny.
— Nie sądziłam, że tak szybko się z tym uporają — Dora wzięła od dziewczyny kilka maleńkich karteczek. — Engorgio! — stuknęła w nie różdżką i kartki się powiększyły.
— Ja bym na ich miejscu już dawno to przysłał — zwrócił się do niej Bill.
— Insynuujesz coś?
— Tylko to, że jesteś zbyt surowa w pracy. Oni się ciebie boją — stwierdził rudy czarodziej.
— Tak samo jak ty — mruknęła Ginny, wychodząc z pokoju.
— To nie prawda! — Zawołał za nią. — Może trochę jesteś przerażająca, ale tylko jak pracujesz — zwrócił się do Tonks.
— Niech będzie — odparła czarownica. — Wybacz Molly, ale muszę wracać do domu, żeby sprawdzić to dokładnie i poprawić, bo jest koszmarnie napisane — przyglądała się raportom.
— Jeśli będziesz głodna to będzie ci się źle pracowało! — Zaprotestowała kobieta.
— Zjem coś na szybko w domu — walczyła Tonks.
— Jestem pewna, że Andromeda jest już po kolacji.
— Nie ma ich w domu. Wyjechali dzisiaj na tydzień do znajomych z Irlandii — powiedziała fioletowowłosa. — Naprawdę mi przykro. Obiecuję, że przyjdę jutro na obiad — spojrzała na Molly.
— Trzymam cię za słowo! Jeśli cię nie będzie to sama po ciebie przyjdę.
— Tak jest — podeszła do niej i ją przytuliła. — To do jutra! — Pomachała reszcie i ruszyła do wyjścia.
— Dora! — Usłyszała wołanie, gdy chciała się teleportować. — Jestem pewny, że nic nie zjesz — pobiegł do niej Bill.
— A więc? — Nie za bardzo rozumiała.
— Zapraszam cię na kolacje! — Powiedział, jakby było to coś oczywistego.
— Naprawdę muszę wracać do domu.
— To kolacja u ciebie — uśmiechnął się chłopak.
— Muszę pracować!
— Ja zrobię kolację, a ty w tym czasie popracujesz. Muszę dopilnować, żebyś coś zjadła. Pamiętam jak to wyglądało, gdy byliśmy w Hogwarcie. Zresztą zachowujesz się, jakbyś miała mnie w tym momencie za jakieś utrapienie! — Oburzył się czarodziej.
— Przepraszam nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Po prostu to dla mnie coś nowego?
— Pytasz czy stwierdzasz?
   Nimfadora złapała go wolną ręką za dłoń. TRZASK. Stali na zadbanym ogródku, bardzo różniącym się od tego na Grimmauld Place.
— Potrafisz w ogóle gotować? — Zapytała wchodząc do domu.
— Jestem w tym mistrzem — Tonks na niego nie spojrzała, ale była pewna, że chłopak się uśmiecha.
— Tu jest kuchnia — weszli do przytulnego pomieszczenia z okrągłym stołem, który stał naprzeciwko mebli kuchennych i machnęła różdżką w lampę na suficie, a ta się zaświeciła. — Te przejście prowadzi do salonu — wskazała na zakończone jasnym drewnem, półokrągłe przejście za stołem. — A jeśli wrócisz na korytarz to jakieś dziesięć stóp od drzwi wejściowych po lewej stronie znajdziesz łazienkę — skończyła mówić i położyła zapisane pergaminy na stole.
— Więc pracuj sobie spokojnie, a w tym czasie ja zrobię nam coś do jedzenia — rozejrzał się wokół siebie.
— Nie zamierzam ci pomagać i proszę nie wysadź nas — usiadła na krześle rozkładając papiery. — Accio pusty pergamin! — Na stół przyleciała jej rolka pergaminu. — Accio atrament! — Obok kartek stał atrament. — Accio pióro! — Z pokoju przyleciało ciemne pióro.
— Nawet bym ci nie pozwolił wtrącać się do mojego gotowania, a poza tym naprawdę jesteś tak leniwa, żeby pójść do pokoju po te wszystkie rzeczy?
— Wolę cię nie zostawiać samego. W razie czego ugasze ogień — uśmiechnęła się pod nosem.
— Drażnisz się ze mną!
— Muszę pracować. Molly miała rację, będąc głodna nie dam rady — wstała z krzesła. — Przesuń się ja ugotuje — przeszła między Billem, a stołem do blatu kuchennego.
— Jesteś niemożliwa! To ja miałem nam ugotować — Bill wyglądał na złego, ale również rozbawionego.
— Zmiana planów, przyjacielu — stanęła naprzeciw niego, uśmiechając się. — Ty siadasz, a ja gotuję!
— Nie potrafisz przez godzinę utrzymać porządku, więc powątpiewam w twoje zdolności kulinarne. Więc przyjaciółko lepiej usiądź, bo nie mam ochoty siedzieć w św. Mungu przez zatrucie.
— Jeśli się nie uciszysz to nafaszeruje cię jakimś eliksirem i wtedy wszyscy cię będą tam odwiedzać!
— Wystarczy kolacja przygotowana przez ciebie. A z tego co pamiętam to byłaś słaba w Eliksirach.
— Ale moja mama jest całkiem niezła w warzeniu ich.
— Więc pewnie talent odziedziczyłaś po ojcu.
— Mój ojciec jest mugolem!
— O tym właśnie mówię!
   Tonks nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem. Bill również zaczął się śmiać. Gdy po kolejnych dwudziestu minutach się uspokoili, Dora pomyślała o tym jak śmiesznie musieli wyglądać podczas takiej wymiany zdań.
— Jestem głodna — przetarła łze spływającą z jej oka.
— Gdybyś mi nie przeszkodziła to wszystko było by już gotowe!
— Ale nie jest. Po prostu ty zajmij się stołem, a ja szybko coś ugotuje — stwierdziła Dora.
   Bill spojrzał na nią myśląc nad czymś ciężko, po czym stwierdził, że podoba mu się taki układ. Nimfadora zaczęła machać różdżką we wszystkie strony. Nad ich głowami zaczęły latać różne artykuły spożywcze, żeby po chwili ustawiły się w rzędzie na blacie obok niej. Wyciągnęła dużą miskę i zaczęła wlewać do niej mleko, po czym wsypała mąkę, rozbiła jajko, dodała szczyptę soli, odrobinę oleju roślinnego, troszeczkę cukru i wody gazowanej. Wszystko dokładnie się wymieszało po rzuceniu zaklęcia przez Tonks i dziewczyna zapaliła palnik, położyła na nim patelnię, a następnie zaczęła smażyć naleśniki. W między czasie do małych, szklanych miseczek dała dżemu truskawkowego, rozpuszczonej czekolady, pokrojonych malin i do malutkiego dzbaneczka nalała syropu klonowego. Gdy skończyła odwróciła się, żeby ustawić wszystko na stole.
— Oh — otwarła ze zdziwienia usta.
   Stół miał na sobie koronkowy obrus, idealnie ustawione talerze, sztućce, kieliszki do wina i serwetki. Natomiast na środku stało różowe wino.
— Lepiej to ustaw zanim wystygnie — pomachał dłonią przed jej twarzą. — Mugolskie wino nieźle komponuje się z naleśnikami — uśmiechnął się i machnął różdżką, a naleśniki, miseczki i dzbaneczek ułożyły się delikatnie na udekorowanym stole.
   Dora się uśmiechnęła i usiadła na krześle. Naprzeciw niej usiadł Bill i również się uśmiechając nalał im wina.
— Nawet nie wiedziałam, że mam takie rzeczy w domu — stwierdziła zaskoczona czarownica.
— Wystarczyło zaklęcie, a wszystko samo przyleciało.
— Myślałam, że sam tego poszukałeś. Nie poradziłbyś sobie bez magii.
— I ty to mówisz. Nie poradziłabyś sobie z naleśnikami, gdyby nie różdżka — prychnął mężczyzna.
— Jestem kobietą. Mam we krwi gotowanie, a przynajmniej tak mówią w filmach mugolskich.
— Jesteś czarownicą — jakby ją poprawił.
— A czy to nie jest równoznaczne z  byciem kobietą? — Za pomocą różdżki nałożyła im na talerze naleśniki.
— Zależy jak na to spojrzysz. Jesteś bardziej przerażająca od wielu czarodziejów — polał swoje naleśniki czekoladą i posypał malinami.
— Bill! — Oburzyła się Tonks. — Mogę być przerażająca choć osobiście twierdzę, że tak nie jest. Ale chyba z wyglądu nie przypominam mężczyzny — polała naleśniki syropem.
— Gdybyś chciała to byś wyglądała — stwierdził chłopak.
— Tu nie ma nic do rzeczy moja metamorfomagia — zaczęła jeść.
— Zależy jak na to spojrzysz.
— Normalnie — przerwała mu. — Skończ się wymądrzać!
— Wcale się nie wymądrzam. Po prostu często swoim zachowaniem przypominasz chłopaka.
— Na przykład?
— Twój temperament, czasem nawet chodzisz w krótkich włosach, wolisz spodnie bardziej od sukienek, preferujesz towarzystwo czarodziejów, a pomalowaną cię widziałem tylko raz — wyliczał.
— Dobra już dobra. Powinnam coś z tym zrobić? Wiesz krótkie sukienki z dekoltem, mocny makijaż, imprezy z czarownicami, żeby podrywać płeć męską i takie tam — zaśmiała się na samo wspomnienie o tym wszystkim.
— Nie, to do ciebie nie pasuje — upił trochę wina.
— Nie musiałabym się wiele starać, bo pomimo tego co mówisz jestem kobietą. I mój charakter składa się z bardzo wielu kobiecych cech.
— Mówisz o sobie, jakbyś miała co do tego jakieś wątpliwości — zaśmiał się.
— To ty je masz, nie ja!
— Tylko się z tobą droczę, Dora — uśmiechał się. — Masz bardzo dziewczęce imię.
— Jesteś nieznośny, wiesz?
— Wrażliwa, troskliwa, delikatna, uprzejma. Czasem uprzejma — jeszcze bardziej się uśmiechnął.
— Zabawne!
— Nie denerwuj się, choć takie zachowanie jest bardzo dziewczęce.
— Obrażanie się o wszystko? Masz szczęście, że taka nie jestem, bo już dawno byś wyleciał za drzwi.
— A propos drzwi to jest już późno i będę wracał. Miałaś jeszcze zająć się pracą, prawda?
— Nie zajmie to zbyt wiele czasu. Zresztą możesz zostać na noc — stwierdziła czarownica.
— Nie, lepiej wrócę, bo nie odpędzę się od głupich uśmieszków Charliego. Widział jak pobiegłem za tobą. Po za tym wcześnie wychodzę do pracy — wstał.
— Więc do zobaczenia następnym razem — również wstała i wspólnie wyszli z kuchni.
— Nie były, aż takie złe te naleśniki — odezwał się przy drzwiach.
— Były nieziemskie — powiedziała z rozbawieniem.
— W pewnym stopniu — pocałował ją w policzek. — Do zobaczenia jutro na obiedzie! — Otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz.
   TRZASK. Wzrok Tonks pogrążył się w ciemności jaka spowijała jej ogród.
   Musi być na prawdę późno – pomyślała i zamknęła drzwi.
   Wróciła do kuchni. Za pomocą różdżki posprzątała wszystko i rozejrzała się szukając papierów. Tak się skupiła na gotowaniu, że nawet nie widziała, gdzie je dał Bill. Poszła do sypialni i na biurku zobaczyła wszystko co zostawiła na stole w kuchni. Podeszła do tego i odczytała karteczkę, która leżała na wierzchu:

"Odpocznij, możesz to zrobić jutro. I lepiej nie zapomnij o obiedzie, bo możesz być pewna, że mama nie rzuca słów na wiatr.
PS jak zawsze masz okropny bałagan
Bill"

   Uśmiechnęła się pod nosem i słuchając go po raz pierwszy, zostawiła to tak jak leżało i poszła zabrać ciepłą kąpiel.

Wieczna magia || Bill i Nimfadora ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz