Rozdział XXIX

272 17 8
                                    

   W Ministerstwie Magii jak co dzień roiło się od czarodziejów i czarownic. W holu można było spotkać nie tylko pracowników, ale także odwiedzających. Nie było nawet zaskoczeniem natknąć się na Gobliny.
   Nimfadora wysiadła z windy i skierowała się do swojego biura. Pomimo południa i faktu, że miała sporo czasu na odpoczęcie, nie przespała zbyt wiele tej nocy. Zaraz po tym, gdy Bill ją pocałował, odsunęła się od niego i teleportowała do domu. Nie mogła przestać o tym myśleć, co udowadniały jej włosy koloru dojrzałej wiśni.
— Cześć, Tonks — przywitał ją Aron.
— Coś się działo? — Zapytała roztargniona.
— Złapaliśmy w nocy kilku szmalcowników.
— Tonks, dyrektor cię wzywa — do biura wpadł McKinnley.
   Nimfadora ruszyła w stronę gabinetu. Nie zdążyła zapukać, a drzwi same się otwarły. Stanął w nich Rufus.
— Chciałaś, żebym cię wezwał w razie nagłej misji — stali naprzeciw siebie. — Wysłałem ci wieczorem sowe. Nie otrzymałem nawet odpowiedzi, że nie przybędziesz.
— To niemożliwe — Dora wróciła myślami do wczorajszego wieczoru. — A więc, jednak... — Przypomniała sobie sowe, która przyniosła list do Billa. — Przepraszam.
— Czyli list nie został ci przekazany? To nic, poradziliśmy sobie bez ciebie. Nie zamierzam po tobie krzyczeć, nie musisz się tak na mnie patrzeć. Należała ci się chwila odpoczynku, jednak miej na uwadze, że w razie wypadku musisz być osiągalna. Wracaj do pracy — wyminął ją i nie pozwalając nic powiedzieć, odszedł.
— Jak on mógł...
— W porządku? — Zagadał Aron, gdy wróciła do biura. — Twoje włosy są czerwone, aż tak cię wkurzył?
— Nie teraz, Aron — poszła do swojej kabiny.
   Po wczoraj miała nadzieję na lepsze chwile w swoim życiu. Lepsze u boku swojego przyjaciela, którego kochała. Myślała, że wszystko się naprawi, jednak nie może pozwolić na kłamstwa i zatajanie informacji, niezależnie od powodu. Dziewczyna usiadła przy biurku i zastanawiała się jaką klątwą potraktować Billa, jednak nim zdążyła wymyślić chłopak pojawił się w przejściu do jej kabiny.
— Dora — zaczął, a czarownica wstała i wyciągnęła ku niemu dłoń.
   Rudy czarodziej wyciągnął list z płaszcza i jej go podarował.
— Bank Gringotta? William Weasley? Jak dla mnie to ten list należy do mnie.
— Przepraszam, byłaś wykończona. Chciałem, żebyś odpoczęła od pracy. Martwiłem się o ciebie.
   Tonks starała się stłumić swoją wściekłość ściskając w pięści list, który ciężko będzie już przeczytać.
— Jak możesz być taki nieodpowiedzialny? Co gdyby to było coś ważnego? Mogłabym przez ciebie stracić pracę! Myślałeś, że się o tym nie dowiem?
— Miałem wyrzuty sumienia, dlatego przyniosłem go. Na prawdę mi przykro, Dora.
— Nie mów tak do mnie. Nie masz do tego cholernego prawa! Co ty sobie wyobrażasz!? — Po usłyszeniu wrzasków, przy kabinie pojawił się Mac i chcąc dać chwilę prywatności Tonks, a przy tym nie narażać innych na utratę słuchu, rzucił zaklęcie wyciszające na jej kabinę. — Widzimy się po miesiącu i myślisz, że możesz tak po prostu wyznać mi swoje uczucia i przyznać się do błędu, który popełniłeś będąc z Veronicą!? Ja też mam uczucia, Bill! Nie wiesz jak bardzo cierpiałam widząc cię z nią, znając prawdę, a przy tym słuchając jak bardzo mnie nienawidzisz!? Nie mogłam nic zrobić, bo bałam się kolejnego odtrącenia! Wiedziałeś co czuję, wiedziałeś jak twoje słowa na mnie działają i do cholery wiedziałeś, dlaczego się tak zachowywałam przez ostatni miesiąc!? Zwykłe przepraszam nie wystarczy! Na prawdę myślałeś, że jak z nią zerwiesz i mnie przeprosisz to rzucę ci się w ramiona?
— Nie, masz rację. Jest mi przykro, że to wszystko się tak potoczyło. Jednak musisz wiedzieć, że niczego bardziej nie żałuję. Powinienem od razu do ciebie przyjść, gdy tylko zrozumiałem co do ciebie czuję. Nawet gdybym został odtrącony to powinienem trwać u twego boku i cię wspierać. Wszystko zniszczyłem. Przepraszam.
— Wyjdź.
— Jeszcze jedno. W końcu minie ci złość, może nawet mi przebaczysz. Do tego czasu będę przy tobie, będę cię wspierał. Cierpliwie poczekam na ciebie, zasługujesz na to za czas jaki przeze mnie wycierpiałaś. Ko...
— Wyjdź — przerwała mu. — Nie chce cię widzieć. Wynoś się stąd!?
— Do zobaczenia — odwrócił się i poszedł, a Nimfadora upadła na krzesło.
   Mac ściągnął zaklęcie i wszedł do jej kabiny, siadając na biurku.
— Nie wiedziałem, że tak ci ciężko.
— Straciłam już wszystko, Mac — zasłoniła twarz rękoma.
— Straciłaś tylko czas, a to nie jest wszystkim. Prawda, to co się dzieje między tobą, a tym czarodziejem mogło się potoczyć inaczej. Tak się nie stało, a więc nie możesz teraz się nad tym użalać. Masz pracę, którą kochasz. Rodzinę, która cię nigdy nie zostawi. Przyjaciół, którzy okażą ci zawsze swoje wsparcie. Mężczyznę, który cię kocha, a ty jego. Dalej uważasz, że straciłaś wszystko? Zmarnuj jeszcze trochę czasu na przemyślenia, jednak jeśli od teraz będzie się działo źle to tylko i wyłącznie z twojej winy i ograniczeń, które sobie wyznaczysz. Masz szansę na szczęście i możesz ją zmarnować, jeśli nie wróci do nas stara Tonks.
— Dlaczego chcesz, żebym przebaczyła Billowi? Przecież ty...
— Tak, jest dwóch mężczyzn, którzy cię kochają. Oboje chcą twojego szczęścia, jednak tylko jeden może ci je zapewnić swoją obecnością. Ja mogę ci dać szczęście, jedynie naprowadzając cię na właściwą drogę.
— Moje uczucia mogą się zmienić.
— Nie zmieniły się od lat. Próbowałem je zmienić i mogę to robić dalej, jednak to przysporzy ci więcej bólu niż radości. Nie mogę być egoistą, Tonks.
— Przepraszam — spojrzała na niego. — Nie, dziękuję za to, że mnie pokochałeś.

Wieczna magia || Bill i Nimfadora ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz