Rozdział XXII

223 16 19
                                    

   Nimfadora w pośpiechu narzuciła na siebie fioletowy płaszcz i wybiegła przed dom, żeby chwilę później teleportować się na stację w Hogsmeade.
— Tonks! — Dziewczyna odwróciła się w stronę, z której pochodził głos.
— Myślałam, że pojawisz się przed bramą Hogwartu — zwróciła się do czarnoskórego mężczyzny.
— Ja zajmę się Harrym i przy okazji sprawdzę pierwszoroczniaków, bo oni podróżują łódkami. Możesz się tam teleportować — powiedział Kingsley.
— W porządku — uśmiechnęła się. — Jest jeszcze trochę czasu do przyjazdu Ekspressu, więc przejdę się. Mamy ładny wieczór.
— Jak uważasz, do zobaczenia.
   Czarownica ruszyła wolnym krokiem ścieżką, która prowadziła do zamku. Za kilka chwil tą samą drogą będą przejeżdżali uczniowie w powozach. Wieczór był wyjątkowo przyjemny i ciepły. Pomimo, że nadal jest lato to ostatnie dni były chłodne, jakby zapowiadały nadchodzącą jesień. Dora chciała nacieszyć się ostatnimi chwilami lata, póki nie przeminęło. Zamyślona nie wiedziała, kiedy doszła do otwartej bramy, w której stał jej oddział aurorów i dwóch nauczycieli.
— Profesorze Flitwick, Snape — uśmiechnęła się do nich i skinęła głową na przywitanie, żeby następnie podejść do rozmawiających między sobą przyjaciół.
— Dlaczego się tu nie teportowałaś? — Zapytał Mac.
— Uznałam, że spacer z Hogsmeade dobrze mi zrobi — odparła.
— Trzeba korzystać z takich pięknych wieczorów. Nie wiadomo, ile nas jeszcze takich czeka — odezwał się Savage.
— O tym samym myślałam — Tonks przyznała mu rację.
— Nadjeżdża pierwszy powóz — zawołał Aron.
— Tonks będziesz sprawdzała uczniów razem z Aronem i McKinnleyem. Reszta zajmie się bagażami. Severus będzie nadzorował naszą pracę, a Profesor Flitwick zajmie się obecnością — nagle przed nimi pojawił się Kingsley, który wytłumaczył co mają robić.
— Aron, Mac za mną — powiedziała Dora, podchodząc do pierwszego powozu. — Sonorus! — Wycelowała różdżkę w swoje gardło. — Uczniowie! — Zagrzmiał jej głos. — Zanim Profesor Flitwick sprawdzi waszą obecność, stancie w kolejce do trójki Aurorów, którzy znajdują się tuż przy pierwszym powozie — jej słowa doszły nawet do stojących najdalej uczniów. — Quietus! — Jej głos wrócił do normalności.
   Czarodzieje i czarownice zaczęli schodzić się do Nimfadory, Maca i Arona. W każdego ucznia celowali różdżką, zjeżdżając nią z góry do doły, a następnie ich przepuszczali.
— Co z pierwszoroczniakami? — Zapytał nagle Mac.
— Kingsley ich sprawdził w Hogsmeade — odparła czarownica.
— Po co to? Padam z głodu — było słychać rozmowy, a raczej marudzenie uczniów.
— Hejka, Tonks — podeszła do niej Ginny.
— Jak podróż?
— Nim się obejrzeliśmy już byliśmy na miejscu — odparła, odchodząc.
— Tonks, możesz powiedzieć mamie, żeby przysłała mi książkę do Transmutacji? — Zapytał Ron, którego sprawdzał Aron.
— Ronaldzie, jak to możliwe, że jej nie wziąłeś. Przecież położyłam ją na twoim łóżku — podeszła do Maca Hermiona.
— Jasne Ron, oczekuj na nią przy śniadaniu — uśmiechnęła się.
— Ratujesz mi skórę — odszedł chłopak wraz z swoją przyjaciółką.
— Bardzo zmęczony? — Zagadała do Harry'ego.
— Koszmarnie głodny — odparł chłopak.
— Co masz w kieszeniach? — Tonks, Harry i Mac odwrócili się w stronę Arona.
— To tylko łajnobomby — odezwał się Fred.
— Czy ja dobrze słyszałem? — Podbiegł do nich Filch. — Natychmiast wszystko mi przekazać! Są zakazane w Hogwarcie! — Zwrócił się do Freda i George'a, który stał za bratem.
— O nie! — Zaczął jeden z nich.
— Sam sobie wymyśliłeś te zakazy! — Warknął drugi.
— Jeszcze w zeszłym roku były dozwolone!
— Panie Filch, sama im je odbiorę. Proszę wracać do pracy — Tonks zwróciła się do woźnego.
   Argus zamruczał coś pod nosem i odszedł.
— Tonks!
— Zatrzymajcie je — powiedziała cicho w kierunku bliźniaków. — Jednak rzućcie jakieś zaklęcie, żeby Filch ich nie znalazł, bo pewnie jeszcze raz was sprawdzi.
— Kochamy cię! — Odeszli obaj.
— Harry, na co czekasz? — Chłopak się ocknął i poszedł za bliźniakami.
— Co to było Tonks? — Zapytał zaskoczony mężczyzna.
— To są dobrzy chłopcy, a dzięki nim przynajmniej będą mieli ubaw na tym roku — uśmiechała się radośnie.
   Kolejka coraz bardziej się pomniejszała. Gdy wszyscy uczniowie zostali sprawdzeni, Dora poszła tuż za białowłosym uczniem.
— To należy do mnie — chłopak zwrócił się do Savage, który trzymał w ręku coś na wzór berła.
— Już nie, musimy to dokładnie sprawdzić — odparł auror.
— Sam się tym zajmę — podszedł do nich Snape.
— Nie zgadzam się, Profesorze Snape. Według przepisów...
— Savage, odpuść — podeszła do nich Tonks. — Daj to Profesorowi, zna się na czarnej magii, a to należy do ucznia i nie wygląda na zaczarowane. Kingsley? — Zwróciła się do czarnoskórego mężczyzny, który się wszystkiemu przyglądał.
— Severus się tym zajmie, Savage — zawtórował Tonks.
— Tak jest — oddał mu przedmiot, chłopaka. — W takim razie to wszystko. Profesorze Flitwick, możecie przenieść bagaże do zamku — ukłonił się w jego stronę i teleportował.
— My też już wracajmy.
   TRZASK. Wszyscy deportowali się na hol główny.
— Tonks — podszedł do niej Savage, razem udając się do windy. — Czy to ma coś wspólnego z Dumbledorem? — Zapytał cicho.
— Nie wspominaj o tym szefowi, dlatego też zajmij się raportem — zwróciła się do niego. — Piętro drugie, Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów.
— Jasne — rzucił, gdy winda ruszyła.
   W drodze do biura spotkali Artura Weasleya. Tonks wspomniała mu o tym, że Ron nie zabrał podręcznika do Transmutacji, który powinien leżeć na jego łóżku.
— Jestem pewien, że Molly już go znalazła, bo sprzątała pokoje po ich wyjeździe do Hogwartu. Wyślemy mu ją sową, dziękuję — uśmiechnął się do niej rudy czarodziej. — Posłuchaj Tonks, nie chciałabyś...
— Proszę wybaczyć — spojrzeli na praktykanta Dory, który został z nimi jako jedyny. — Trochę się śpieszę, bo muszę zrobić raport, a chciałem tylko zapytać — zwrócił się do dziewczyny — czy po pracy byśmy nie skoczyli do mnie na późną kolacje. Mój ojciec jest wysoko postawionym pracownikiem w Ministerstwie Magii i chciałby cię poznać.
   Nimfadora wpatrywała się w chłopaka z głupią miną, aż odezwał się Artur.
— Nie wydaje mi się, żeby tylko on chciał spędzić czas z Tonks — uśmiechnął się starszy czarodziej. — Wpadnij jutro do Nory, Bill chciał z tobą jeszcze dzisiaj porozmawiać, ale widać, że nie dasz rady. Do widzenia — poszedł w kierunku windy.
— Dobranoc, Panie Weasley — zawołał za nim Mac. — To jak?
— Z miłą chęcią, ale...
— Żadne ale Tonks. Załatwmy szybko te raporty i ruszajmy.
— To ja wydaję rozkazy, McKinnley — zwróciła się do chłopaka, który ruszył w stronę biura. — Trudno nie wiedzieć, że twój ojciec jest wysoko postawionym pracownikiem, skoro wróciłeś do pracy Aurora — poszła za nim.
— Tak, tak — powiedział cicho.
— Słyszałam!

Wieczna magia || Bill i Nimfadora ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz