Rozdział II

84 8 5
                                    

     Antoinette nadal trwała w osłupieniu, nie odrywając szmaragdowych oczu od owego wybryku natury, z którym miała do czynienia.

     "Wybryk natury" tymczasem postanowił uważnie przeanalizować śmiertelny byt stojący nieruchomo kilka kroków przed nim. Uważnie przyjrzał się nastolatce. O, tak. Będą z nią problemy. Nie trzeba było długo się zastanawiać, żeby dojść do podobnego wniosku.

     Loki westchnął i odchrząknął znacząco, na co Ant przekrzywiła tylko głowę z niedowierzaniem. Wyglądała jak ciekawskie dziecko, które właśnie zainteresował jakiś nowopoznany element otoczenia.

            - Czekaj, stop! - po chwili potrząsnęła głową, skrzyżowała ręce na piersi i zmarszczyła brwi w konsternacji. - Jak ty to właściwie zrobiłeś?!

            - Co masz na myśli? - Loki spojrzał na nią pytająco.

     Ant sparodiowała jego gesty, przesuwając dłoń wzdłuż ciała, jakby prezentowała produkt w reklamie telewizyjnej i wskazała palcem ubranie mężczyzny.

            - Ach, to... - Loki machnął ręką, zbywając dziewczynę. - Powiedz mi, naprawdę nie ma innych rzeczy, o które potencjalnie mogłabyś się martwić? Bo wydaje mi się, że właśnie cię porwałem.

            - Och, czyżby?! - prychnęła Ant. - Dobrze, że mi powiedziałeś, bo nie zauważyłam! Gdzie jesteśmy? Yellowstone, Kalifornia? Nie mogłeś mnie odurzyć na tak długo... A z resztą... Najwyżej wezwę gliny i wrócę autostopem!

            - Obawiam się, że nikogo nie wezwiesz i nie wrócisz nigdzie autostopem, cokolwiek to jest. - odrzekł spokojnie Loki.

            - Czy to była groźba?! - warknęła Ant, podchodząc bliżej do boga.

            - Nie, stwierdzenie faktu. - Mężczyzna nadal zachowywał kamienną twarz. - Jesteś w Asgardzie. Stąd nie wrócisz do domu nawet, gdybyś szła przez całe życie.

            - Nie zaszkodzi spróbować. I tak przy okazji, nie mam pojęcia, co to ten cały Asgard! - Syknęła dziewczyna.

            - Trzeba było czytać dodatkowe lektury w szkole - zadrwił czarnowłosy mężczyzna. - Wtedy może byś wiedziała. I dla twojej wiadomości, pójdziesz teraz ze mną. Radzę nie stawiać szczególnego oporu, gdyż jest on bezcelowy.

     Ant mruknęła coś pogardliwie, ale wciąż stała w tym samym miejscu. "Midgardczycy... Zawsze przeceniają swoje możliwości..."- Loki pokręcił zrezygnowany głową i narysował w powietrzu kółko palcem wskazującym. Szesnastolatkę nagle oplotły na wpół przeźroczyste, zielonkawe pnącza i pociągnęły ją za przedzierającym się przez las czarownikiem. Na nic zdawał się wysiłek i szarpaniny; liny Lokiego zdawały się być niemożliwe do rozerwania. 

     Po niedługim czasie, spomiędzy drzew wyłoniła się budowla wyglądem przypominająca pałac, którego czasy świetności minęły bezpowrotnie. Teraz pokryty grubą warstwą bluszczu, niegdyś musiał lśnić złotem, którego przebłyski wciąż można było dostrzec pomiędzy pnączami. Z wielu ścian cenny kruszec schodził jak skóra, co nadawało budynkowi wygląd nawiedzonej rezydencji, zamieszkanej przez wilgoć i duchy. Kilka dziur w sklepieniu zionęło pustką i mrokiem.

            - Chcesz, żeby to coś zwaliło mi się na głowę? - spytała Ant z nutą drwiny w głosie.

     Loki zignorował uwagę dziewczyny i bez słowa brnął dalej przed siebie. 

            - Widzę, że jesteś bardzo wygadany! - dodała po chwili, wciąż szarpiąc się z magicznymi linami.

     Bóg pokręcił głową z niedowierzaniem. Czy to dziewczę kiedyś się zamknie? Kiedy Loki zaczynał powoli wątpić w swój plan, z ciemności spowijającej otoczenie przypatrywały im się migocące ślepia w różnych kolorach. Po chwili z krzaków jeden po drugim zaczęły wypełzać wilki. Sierść części z nich była tak ciemna, że przywodziły na myśl cieniste widma z horrorów, a inne błyszczały srebrzyście w blasku księżyca.

The Ice in His Bones *ZAWIESZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz