Antoinette szybko przyswajała wiedzę teoretyczną, tego nie dało jej się odjąć. Jednak z zastosowaniem jej w praktyce było trochę gorzej. Szesnastolatka nie należała do czempionów w kontekście sprawności fizycznej. Loki określiłby ją raczej jako... pospolitą pierdołę.
– Zróbmy to jeszcze raz, dobrze? – zaproponował po kolejnej nieudanej walce.
Ant rozmasowała obolałe po uderzeniu o ziemię biodro i odgarnęła włosy za ucho.
– W końcu mi się uda, zobaczysz – prychnęła.
Loki parsknął śmiechem. Nie mógł sobie wyobrazić sytuacji, w której Ant mogłaby go pokonać. Musiałby chyba oślepnąć, ogłuchnąć i stracić kilka kończyn, żeby coś takiego doszło do skutku.
Z drugiej strony miała niewiarygodnie dużo wiary w siebie i uporu, który po długim treningu (naprawdę długim) mógłby przynieść jej sukces.
– W takim razie próbuj – rzucił bóg, po czym przyjął pozycję wyjściową.
Antoinette powtórzyła jego ruchy, przypominając teraz boksera. Stała w lekkim rozkroku dla zachowania równowagi, ręce ze sztyletami trzymała przed sobą w taki sposób, aby ostrza krzyżowały się delikatnie na wysokości jej podbródka.
Pozycję wyjściową opanowała. Pocieszające – pomyślał Loki i przypuścił atak. Nie było momentu, w którym dawał jej wygrać. Walczył z nią tak, jak robiłby to przyboczny króla Jötunheimu. Wprawdzie nie dorównywał olbrzymom wzrostem, ale przez długi czas studiował ich technikę walki i teraz potrafił ją wiernie odtworzyć.
Loki wykonał zręczne cięcie wymierzone w szyję dziewczyny, a ta uchyliła się i zablokowała jego cios własnym sztyletem. W tym samym momencie bóg pchnął ostrze w kierunku jej brzucha i Ant, która przewidziała ten ruch, znów je zatrzymała. Pomimo tych zręcznych posunięć, Ant znalazła się w potrzasku. Loki był na tyle silny, że nie dała rady odepchnąć jego rąk i zdała sobie sprawę, że jeśli pozwoliłaby mu wyswobodzić którykolwiek ze sztyletów, pokonałby ją. Znowu. Treningi pozwalały jej w jakiś sposób odreagować obecną sytuację. Możliwość zbicia Lokiego dawała jej ogromną satysfakcję i nie chciała znów zostać przez niego pokonana.
Kiedy zastanawiała się nad możliwością pokonania boga, ten szybko obrócił dłonie w nadgarstkach i wytrącił jej najpierw jeden sztylet, a po chwili drugi. Zdezorientowana dziewczyna zachwiała się, zaś wykwalifikowany w walce Loki wykorzystał to na własną korzyść i kopnął ją w piszczel. Antoinette przewróciła się. Loki zaśmiał się triumfalnie.
Ant siedziała na ziemi i przyglądała się zniesmaczona triumfującemu mężczyźnie. Prychnęła z pogardą, odwróciła głowę i wydęła dolną wargę.
Widząc to, Loki wyciągnął dłoń w jej stronę i pomógł jej stanąć z powrotem na nogach.
Miała nieodpartą chęć go uderzyć. Denerwował ją; był irytujący i odebrał ją najbliższej rodzinie. Przez niego straciła całe swoje dotychczasowe życie, brata, Pepper, przyjaciół, bezpieczeństwo.
– Co się krzywisz? – spytał po chwili.
– Mam dość – warknęła, podniosła się z ziemi i cała obolała udała się do chaty.
Loki przez chwilę przyglądał się jej skonsternowany i kiedy Ant zamknęła za sobą drzwi, powoli podążył jej śladem w stronę rozpadającego się budynku.
Kiedy nie znalazł jej w głównej izbie, udał się do sypialni. Tam, owinięta kołdrą jak kokonem, odwrócona twarzą do ściany leżała szesnastolatka.
– Antoinette? – Podszedł do niej.
– Idź się pieprzyć – prychnęła.
– Co się stało? Coś cię boli?
Ant parsknęła ironicznym śmiechem. Nagle zebrało mu się na troskę?
– Jeśli chcesz wiedzieć, to boli mnie każda część ciała z osobna – prychnęła, nie odwracając się.
Loki usiadł w nogach jej łóżka i pogłaskał ją po łydce.
– Nie dotykaj mnie! – Ant szarpnęła się i usiadła, podkulając nogi.
Oczy spłoszonego boga zmieniły nagle kolor na szkarłatny. Po chwili jednak uspokoił się i pokręcił głową.
– Daj sobie pomóc – poprosił. – Postaram się ulżyć ci trochę... Co ty na to?
Ant zastanowiła się przez chwilę. Nie ufała mu. Nie wiedziała, co jej zrobi. Szczerze mówiąc, bała się go. Miała przecież do czynienia z bogiem, dorosłym i nieprzewidywalnym.
– Nie – stwierdziła twardo.
Loki uśmiechnął się kojąco.
– Przecież nie zrobię ci krzywdy. – Jego głęboki głos i brytyjski akcent wybrzmiewały przyjemnie w uszach nastolatki. – Zaufaj mi.
Antoinette podała mu ranną nogę. Przez piszczel przechodziła długa rana. Ant nabyła ją, kiedy potknęła się i przewróciła na zamaskowany śniegiem kamień.
Loki klęknął naprzeciw niej, przesunął ręką nad skaleczeniem, a później przejechał wzdłuż niego palcem. Ból nagle ustąpił i kiedy Ant spojrzała na nogę, zauważyła, że po ranie pozostał tylko błyszczący ślad. Ant spojrzała na Lokiego. Musiała przyznać, że naprawdę pięknie się uśmiechał. Bóg spojrzał na nią jasnymi oczyma, czekając aż coś powie.
– Dz-dzięki... – burknęła cichutko, rumieniąc się przez presję wzroku mężczyzny. – Już nie boli...
Loki zaśmiał się i usiadł obok niej. Emanował od niego chłód i Ant wzdrygnęła się lekko.
– Jeśli chcesz, jutro będę delikatniejszy – zaproponował Loki. – Ale potrzebuję twojej pomocy, Antoinette.
Szesnastolatka skinęła głową. Chciała mu pomóc, ale z drugiej strony nadal była na niego wściekła. Tęskniła za rodziną, którą to właśnie on jej odebrał. Nienawidziła go, równocześnie darząc go niewytłumaczoną sympatią.
– Przyniosę ci kolację, dobrze? – Loki obdarzył ją promiennym uśmiechem.
Ant w odpowiedzi też lekko się uśmiechnęła i kiedy mężczyzna wyszedł z pokoju, oparła głowę o framugę łóżka i pogrążyła się w myślach.
*********************
Moi drodzy!W następnym rozdziale spodziewajcie się pojedynku. A w niedługim czasie małej niespodzianki w postaci gotowego opowiadania i pierwszej recenzji.
See ya!
MARVELous
CZYTASZ
The Ice in His Bones *ZAWIESZONE*
FanfictionCo zrobiłabyś, będąc zmuszoną do mieszkania w ruinach zamku, w nieznanym Ci świecie, a na domiar złego - w towarzystwie nordyckiego boga kłamstw, psot i magii, który w żadnym z Dziewięciu Królestw nie cieszy się raczej dobrą reputacją? Taki los spot...