Rozdział 6

60 13 42
                                    

Nuda – to jedno słowo cisnęło się Agnieszce na usta, jeśli miałaby podsumować wczorajsze popołudnie i cały dzisiejszy ranek. Nie działo się kompletnie nic, a czas jakby stał w miejscu. Dziewczyna kilka razy patrzyła na zegarek w telefonie, myśląc, że minęło co najmniej pół godziny, a okazywało się, że od ostatniego zerknięcia przeleciało tylko kilka minut.

Po wczorajszej rozmowie z chłopakami Agnieszka próbowała znaleźć sobie zajęcie. Jej tata wrócił z farbą i zajął się malowaniem baru, więc była pozostawiona sama sobie.

Nastolatka w tym czasie zwiedziła resztę ośrodka, czyli jeszcze jedno pole namiotowe w lesie i plaże między drzewami. Jeśli już miałaby kiedyś nocować pod namiotem, to tamto miejsce najbardziej jej odpowiadało, bo nie dość, że żeby dostać się do jeziora trzeba było tylko przejść przez wyjeżdżoną, nadbrzeżną drogę, to jeszcze miało jakiś taki specyficzny klimat. Drugiemu polu, które było trawiastą pustką ogrodzoną siatką, brakowało już w sobie tego czegoś. No i żeby dojść do wody, trzeba było nadkładać sporo drogi albo rozbić się przy samej furtce.

Całe zwiedzanie nie zajęło Agnieszce więc więcej niż kilkanaście minut. Później pod wpływem nudy pałętała się po ośrodku w poszukiwaniu zauważonego kotka, ale nigdzie go nie dostrzegła ponownie. Na czytaniu nadal nie umiała się skupić, a o internecie i zasięgu można tu było zapomnieć.

Krótko mówiąc – już drugi dzień doskwierała jej nuda.

W chwili szczerości ze sobą, Agnieszka nawet trochę żałowała, że odrzuciła propozycję chłopaków. Oni najpewniej mieszkali w pobliżu, więc mogli znać jakieś ciekawe miejsca w okolicy. A przynajmniej byłaby szansa na zrobienie czegoś innego, niż bezcelowe gapienie się w chmurki na niebie i odliczanie sekund. Przecież oni też musieli coś robić całe dnie, a dziewczyna nie sądziła, że się tak nudzili, jak ona w tej chwili.

Agnieszka westchnęła cicho i ruszyła przez wypaloną łąkę. Niedawno na jeziorze zauważyła małe stadko kaczek, więc teraz zmierzała w kierunku pomostu ze zdobyczną kromką chleba. Karmienie ptactwa – idealny pomysł na spędzenie dnia. No chyba nie, ale nic lepszego do roboty jeszcze nie znalazła.

Przeszła więc po trzeszczących deskach i kucnęła na końcu drewnianej konstrukcji. Kilka metrów dalej, na wodzie, unosiły się kaczki. Prawie wszystkie były całe brązowe z pojedynczymi białymi i niebieskimi piórkami na skrzydłach. Dwie natomiast miały zielone główki z białą obwódką na dole. Najpewniej ubarwienie piór wskazywało na płeć, ale Agnieszka nie miała pojęcia, które z nich to były samice, a które samce.

Nastolatka oderwała kawałek kromki i rzuciła w kierunku znajdujących się na wodzie kształtów. Okruszek nie przeleciał nawet połowy wymaganej odległości i ptaki nie zwróciły na niego uwagi. Dziewczyna zacisnęła zęby i spróbowała jeszcze raz – nadal bez pożądanego efektu. Z kiełkującą powoli frustracją Agnieszka oderwała kilka kolejnych kawałków. Tym razem się udało – jeden doleciał do kaczki, ale zamiast wylądować na tafli jeziora, trafił prosto w opierzony kształt. Jak na zawołanie przestraszone ptaki zerwały się do lotu i po chwili zniknęły w oddali.

Aga ze złością usiadła po turecku na końcu pomostu. Zastanawiała się, co było z nią nie tak, że nawet kaczek nakarmić normalnie nie potrafiła.

Na sam mój widok tylko wszystko się ulatnia – pomyślała z goryczą. – Nawet ten mały kotek nie chciał mieć ze mną nic wspólnego.

Agnieszka spojrzała spod rzęs na wodę i stwierdziła, że jednak nie wszystko od niej ucieka. Pod powierzchnią aż kotłowało się od małych rybek, które bezskutecznie próbowały zjeść za duże dla nich okruszki chleba.

Akt własnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz