Rozdział 7

64 10 33
                                    

Było bardzo wcześnie. Choć Agnieszka nie spojrzała na zegarek, to podskórnie czuła, że tak właśnie jest. Przewróciła się na drugi bok i podjęła kolejną próbę zaśnięcia. Za którymś razem przecież musiało się udać. A przynajmniej taką miała nadzieję.

Ludzie mówią, że po ruchu na świeżym powietrzu wystarczy, że zobaczysz łóżko, a już automatycznie śpisz. Może było w tym jakieś ziarnko prawdy, bo wczoraj wieczorem dziewczyna padła jak zabita, a przecież przeszła się tylko kawałek brzegiem jeziora Czerwieńskiego. Nikt jednak nie wspominał, że potem budzisz się w środku nocy i nie wiesz, co masz ze sobą zrobić, bo już jesteś wypoczęty.

Agnieszka kolejny raz zmieniła pozycję, starając się znaleźć jakąś wygodną i umożliwiającą za razem sen, który nie zamierzał jednak nadejść. Jej wzrok spoczął na porzuconym pod krzesłem plecaku. A raczej na jego niewyraźnym konturze w półmroku pomieszczenia. Momentalnie myśli Agi zaczęły krążyć wokół jego zawartości, o której po wczorajszym powrocie totalnie zapomniała.

Stara książka w czerwonej oprawie. Co w sobie kryła? Agnieszka nie wiedziała czemu, ale akurat w tej właśnie chwili poczuła potrzebę dowiedzenia się tego. Równało się to jednak ze wstaniem z łóżka. A na tą czynność nie miała ochoty, bo wymagała wygrzebania się spod ciepłej kołdry.

Aga odwróciła się na drugi bok i starała się skierować myśli na inne tory, ale ciekawość uparcie wierciła dziurę w jej umyśle. Dziewczyna westchnęła cicho i już wiedziała, że dociekliwość wygrała.

Zrzuciła z siebie pierzynę, pocieszając się, że i tak przecież by nie zasnęła, więc równie dobrze mogę wstać. Od razu przeszedł ją dreszcz, bo w pokoju było zimno. Pomyślała, że chyba nigdy nie przestanie ją dziwić to, jakim cudem blaszany domek szybko się nagrzewał, a później wychładzał.

Aga błyskawicznie przemknęła na bosaka w stronę krzesła, pod którym leżał plecak. Chwyciła go za rączkę i ukryła się znowu w ciepłym łóżku. Dopiero pod kołdrą odsunęła suwak i wyjęła interesującą ją zawartość.

Nawet w półmroku książka w starej, czerwonej okładce wyraźnie odznaczała się od otoczenia. Dziewczyna przesunęła dłonią po jej grzbiecie. Zniszczona oprawa była szorstka w dotyku. Z przesadną delikatnością Agnieszka otworzyła ją na pierwszej stronie i starała się odcyfrować, co było napisane na pożółkłej kartce, ale w półmroku nie było to łatwe zadanie.

Po chwili wysiłku poddała się, bo nie widziała nawet dokładnie książki, a co dopiero mówić o literach. Na dworze mimo wszystko powinno być więcej światła niż w blaszanym budynku z jednym oknem, no ale dziewczyna nie miała zamiaru zamarznąć, stąd od razu odrzuciła pomysł wyjścia na zewnątrz w samej piżamie. Z cichym westchnieniem ponownie zwlekła się z łóżka i szybko narzuciła na siebie ubranie.

Za chwilę Agnieszka już z książką w ręku stała na dworze i patrzyła na szarzejące już niebo. Bezwiednie skierowała swoje kroki w kierunku jeziora. Ciemna tafla wody jakoś dziwnie ją przyciągała, ale nie dotarła do pomostu. Tym razem o wiele bardziej atrakcyjnie wyglądała stojąca koło ogrodzenia barowego ogródka, pojedyncza, stara latarnia. W bladym kręgu światła, który rzucała na okolice, mieściły się wkopane w ziemię, zniszczone opony. Aga przycupnęła na jednej z nich.

Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie, zadowolona, że w końcu dowie się, co skrywa stara książka. Ponownie ostrożnie otworzyła ją na pierwszej stronie. Napis głosił, że jest to W pustyni i w puszczy Henryka Sienkiewicza. Westchnęła cicho z rozczarowanie.

To była tylko głupia lektura! No dobrze, może nie głupia, bo jedna z moich ulubionych – poprawiła się od razu w myślach – ale nadal tylko lektura.

Akt własnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz