— Mamo! — zawołałem. — O której godzinie będę mógł iść do Bena?
— A co jest napisane w zaproszeniu? — spytała. — Musisz być punktualny!
— Gdzie jest zaproszenie? — zapytałem, szukając go na półce. — Tutaj nigdzie go nie ma...
— Sprawdzałeś w szufladzie?
— Której?
— O tej. — Moja mama uśmiechnęła się i otworzyła szufladę, w której było zaproszenie.
— Mamo... — odparłem ze zdumieniem. — Masz jakieś lasery w oczach i widzisz to, czego nikt inny nie widzi...?
— Tak! — Zaśmiała się. — Mamy już tak mają.
— Ale ekstra! — zawołałem. — Więc przeczytasz z zamkniętego zaproszenia, o której mamy być?
— Mogę spróbować... — powiedziała i zamknęła oczy. Pewnie musiała rozgrzać lasery. Zabawne, bo nigdy ich nie widziałem. — Myślę, że musimy być za dwie godziny.
Otworzyłem zaproszenie i próbowałem znaleźć zdanie, w którym było napisanie, kiedy miałem być u Bena. To okazało się bardzo trudne, bo nadal sylabowałem dłuższe słowa, a Ben strasznie brzydko pisał, mimo tego, że był ode mnie o dwa lata starszy!
— Nie potrafię przeczytać — jęknąłem i podałem mamie zaproszenie.
— Musimy być za półtorej godziny — powiedziała mama po chwili. — Chyba lasery przestają działać.
— Kupię ci nowe na urodziny! — zawołałem.
— Będę czekać. — Zaśmiała się. — A teraz chodź do łazienki, musisz umyć uszy.
— Mamo... — jęknąłem z niezadowoleniem. — Po co...?
— Masz bardzo brudne uszy! — zawołała. — Leć do łazienki.
Poznałem Bena, kiedy miałem chyba cztery lata. Przeprowadziłem się tutaj z rodzicami i nikogo nie znałem. Za namową mojej mamy poszedłem z nią na plac zabaw. Nikogo tam nie znałem, więc bałem się podejść do piaskownicy, w której było paru chłopaków. Pamiętam, jak mama mi mówiła, żebym wziął swoje wiaderko i poszedł do nich. Pełny obaw chwyciłem zabawki i powoli podszedłem do piaskownicy. Trzech chłopaków na mnie popatrzyło, a ja cicho spytałem, czy mógłbym się z nimi pobawić. Ku mojemu zdziwieniu serdecznie mnie zaprosili — tam, gdzie wcześniej mieszkałem, nikt mnie nie lubił i zwykle bawiłem się sam, albo siedziałem całe dnie w domu. Zostałem sam z jednym chłopakiem. Dopiero kiedy tamci poszli, to mi się przedstawił — i właśnie w taki sposób poznałem swojego najlepszego przyjaciela.
— Chodź, Daniel! — zawołała mama.
— Dan — poprawiłem ją. Nie lubiłem, kiedy ktoś mówił na mnie pełnym imieniem. — Już biegnę! — powiedziałem i złapałem torbę z prezentem.
Ben mieszkał parę domów dalej, więc po krótkim spacerku byłem na miejscu.
— Cześć! — otworzył drzwi i zawołał z uśmiechem na ustach.
— Wszystkiego najlepszego. — Uśmiechnąłem się i dałem mu prezent. Po chwili zobaczyłem, jakiś niezrozumiany smutek, utkwiony w oczach mojego przyjaciela.
— Cześć! — zawołał tata Bena. — Wchodzicie?
— Tak. — Uśmiechnęła się moja mama. — Już wchodzimy.
W salonie siedzieli już wszyscy nasi przyjaciele. Michael był bardzo szczupłym blondynem o niebieskich oczach, wstał z kanapy i przybił ze mną piątkę. Po chwili wstała Summer — niska, jasnowłosa dziewczynka posiadająca ogromny nos — i również się ze mną przywitała. Zack — miał śmieszne, kręcone rude włosy, Abigail — prawie równa wzrostem z Michaelem brunetka, oraz James — był niski i dość gruby, ale uwielbiam się z nim bawić. Oni również się ze mną przywitali. Zawsze się bawiłem albo sam z Benem, albo razem z resztą przyjaciół.
Pani McKee przyniosła tort ze świeczkami. Wszyscy zaśpiewaliśmy Benowi sto lat — nie pamiętam, kiedy widziałem go tak szczęśliwego. Tort był przepyszny, chociaż dostałem tak duży kawałek, że niestety nie dałem rady go zjeść do końca. Nawet James nie skończył swojego kawałka.
— Idziemy się bawić? — zapytał Ben.
— Tak! — zawołała Summer, a reszta pokiwała głowami. Kątem oka zobaczyłem, jak mama Bena coś szepcze do ucha mojej mamie. No cóż, pewnie jakieś sprawy dorosłych.
Pobiegliśmy na górę i zaczęliśmy się bawić klockami. Ben uwielbiał Lego — nawet na urodziny mu je kupiłem.
— Nadal się dziwię, że dziewczyny potrafią się bawić klockami. — Westchnął Michael.
— No ej! — zawołała Abigail. — Bawimy się lepiej od chłopaków. Prawda, Summer?
— Tak, tak — mruknęła cicho Summer.
— Jak myślisz. — Szturchnął mnie w ramie James. — Długo tak będą?
— Mam nadzieję, że nie. — Wzruszyłem ramionami. — Nie chcę mi się znowu rozdzielać Michaela i Abigail.
James zareagował śmiechem i wrócił do budowy domku.
Ben był jakiś nieobecny. Prawie w ogóle z nami nie rozmawiał — a to on zwykle zaczynał tematy i potrafił rozmawiać ze wszystkimi. Nie chciałem go pytać przy wszystkich. Poczekałem, aż wrócą do domu.
*
James wyszedł z domu jako ostatni — zostałem sam z Benem. W końcu mogłem z nim pogadać, lecz gdy tylko, jak chciałem go zapytać, co się stało, ten do mnie powiedział:
— Dan, wiesz, że jesteś moim ulubionym przyjacielem?— No... — zacząłem. Zauważyłem w oczach Bena łzy. — Wiem o tym. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.
— I wiesz o tym, że nigdy o tobie nie zapomnę...? — ciągnął dalej. Po jego policzkach leciały łzy.
— Ben...? — spytałem zaniepokojony. — Co się stało?
— Ja...
— Ben! Dan! — zawołał pan McKee. — Chodźcie na dół!
— S-sam z-zobaczysz — mruknął łamiącym się głosem.
Gdy zeszliśmy na dół, nasi rodzice siedzieli na kanapie. Nawet mój tata, którego wcześniej nie było, tam był.
— Cześć, tato! — zawołałem.
— Cześć, Dan.
Wszyscy mieli bardzo smutne twarze, a Ben płakał. Dlaczego ja o niczym, nigdy nie wiedziałem?
— O co chodzi? — zapytałem zdezorientowany.
— Przeprowadzamy się — powiedziała pani McKee.
***
Tym krótkim prologiem witam Was w moim nowym opowiadaniu — kolejnych części spodziewajcie się co dwa tygodnie, buźka.
CZYTASZ
I'm going back to my roots.
FanficZAWIESZONE A teraz wszyscy zamknijmy oczy i przypomnijmy sobie nasze pierwsze przyjaźnie - pierwsze twarze, które spotykaliśmy w piaskownicy, na boisku. Wydawało się nam, że będziemy związani tą magiczną więzią - przyjaźnią - z tymi osobami do końca...