Rozdział drugi

94 13 17
                                    

— Mamo — zawołałem, schodząc ze schodów. — Idę na noc do Daniela.

— Platzmana? — spytała ze zdziwieniem. — Przecież mówiłeś, że cię denerwuje.

— Tylko czasami — mruknąłem. Musiałem powiedzieć mamie, że idę nocować u Platza, bo w życiu by mnie nie puściła na imprezę. A jeśli, w jakiś sposób, namówiłbym ją, to bardzo by się martwiła, a tego nie chciałem. — Tak naprawdę jest spoko.

— No w porządku. — Uśmiechnęła się. — Rzadko wychodzisz i dlatego się martwię, uważaj na siebie.

— Dobrze, mamo!

— Kiedy wychodzisz?

— W sumie, to za chwilę. — Popatrzyłem na zegar w kuchni.

— Podwieźć cię?

— Nie, dzięki. Przejdę się — powiedziałem i poszedłem do swojego pokoju.

Musiałem coś ze sobą wziąć, żeby w oczach mamy nie wyglądać podejrzanie. Wyciągnąłem plecak i wsadziłem do niego bluzę i klucze, żeby nie był pusty. Otworzyłem szafę i wyjąłem z niej czarne dżinsy i białą koszulkę, która była miłą odmianą, bo zazwyczaj ubierałem się tylko w ciemne barwy. Poszedłem pod prysznic, a następnie się przebrałem. Popatrzyłem w lustro i zobaczyłem swoje nijakie odbicie. Sińce pod oczami delikatnie wyróżniały się w porównaniu do mojej cery. Oczy miałem zawsze na wpół otwarte, przez swoje chroniczne zmęczenie, a usta ściśnięte. Przetarłem twarz dłonią i wyszedłem z łazienki. Zbiegłem po schodach. Moi rodzice byli w salonie i oglądali jakiś film, zapewne denną komedię.

— Wychodzę! — zawołałem, zakładajac buty.

— Baw się dobrze! — krzyknął tata.

Wyszedłem z domu i skierowałem się w prawo. Platz mieszkał bardzo blisko mnie, ale się nie śpieszyłem, bo nadal nie wiedziałem, czy na pewno chciałem tam iść. Byłem coraz bliżej domu Platza i zacząłem się cholernie denerwować. Mój oddech stał się niespokojny, więc na chwilę się zatrzymałem. Nie lubiłem przebywać w otoczeniu wielu ludzi — po co ja się zdecydowałem, żeby iść na tę imprezę?

Stanąłem przed domem Platza i zadzwoniłem dzwonkiem. Nikt mi nie otworzył, więc pociągnąłem za klamkę — drzwi były otwarte. Kiedy je otworzyłem, usłyszałem łomot muzyki. Niepewnym krokiem wszedłem wgłąb domu i po chwili zobaczyłem Platza.

— Cześć! — zawołał. Trzymał w ręce butelkę piwa. — Już myślałem, że nie przyjdziesz!

— Zaskoczyłem cię? — Zaśmiałem się lekko. Cała ta sytuacja była żenująca i przeklinałem się w duchu, że w ogóle tam przyszedłem.

— Bardzo pozytywnie! — powiedział i złapał mnie za rękę. Poczułem się dziwnie, bo nie lubiłem, jak ktoś mnie nagle dotykał. — Chodźmy!

— Dobra... — mruknąłem.

Platz pociągnął mnie do salonu. Na samym środku stał stół, na którym stały cztery butelki wódki i parę piw — nigdy nie byłem pijany, więc trudno mi było stwierdzić, czy taka ilość alkoholu wystarczyła, żeby się porządnie nawalić. Na dwóch kanapach siedziało osiem osób — czyli razem ze mną i Platzem było nas dziesięć. Cztery dziewczyny, których w ogóle nie znałem, a z chłopaków, oprócz Platza, znałem tylko Wayne'a.

— To jest Dan — zawołał Platz i pokazał na mnie. Delikatnie się uśmiechnąłem i pomachałem. — Dan, to jest Aja, Gregor, Matt, Alex, Mary, Maya i Charlie.

— Mnie już znasz! — zawołał Wayne ze śmiechem.

— Nawet bardzo dobrze — odpowiedziałem. — Niestety nie załapałem, kto jest kim — przyznałem cicho. — Moglibyście mi się jeszcze raz przedstawić?

I'm going back to my roots. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz