Rozdział szósty

64 11 11
                                    

Dzisiaj wybierałem się na piknik u Alex. Wcześniejsze dni mijały mi bardzo szybko, bo zacząłem się bardziej integrować z ludźmi z mojej szkoły. Więcej rozmawiałem i sprawiało mi to przyjemność. Po lekcjach zostawałem z chłopakami i grałem z nimi w kosza — mimo tego, że nie zapamiętałem ich imion — świetnie się bawiłem.

Przełomem w moim życiu było zabranie wszystkich zdjęć z Benem, jakie miałem w domu. Zacząłem się kłócić z mamą, bo wpadłem w jakiś rodzaj szału. Przypomniało mi się, jak bardzo tęskniłem za moim dawnym przyjacielem — co było absurdem, bo minęło już tyle lat. Poszedłem z mamą na kompromis. Ona zabrała jedno zdjęcie do siebie, a ja resztę wywaliłem w cholerę. Kiedy zaniosłem ramki do kosza i wróciłem do pokoju, rozpłakałem się. Zacząłem się wręcz dusić przez płacz. Przez ograniczony dopływ powietrza, wpadłem w panikę. Nie panowałem nad sobą, emocje mną rządziły — aż spadłem z łóżka. To było straszne. Mama do mnie przybiegła i mnie uspokajała, a ja cały czas wyłem.

Następnego dnia czułem się dużo lepiej. Miałem wrażenie, jakby wszystkie negatywne emocje, które nagromadzałem przez wiele lat, zostały usunięte i zastąpione czymś bardziej pozytywnym. Pierwszy raz, od dawna, czułem się sam ze sobą dobrze.

*

Dowiedziałem się od Ai, że wszyscy będą ubrani na pikniku jak hipisi, bo właśnie nimi jest rodzina Alex. Nie miałem zielonego pojęcia, co mógłbym na siebie włożyć.

— Tato? — zawołałem. Za godzinę miałem być koło parku, bo tam spotkałem się z Ają. — Jak mam się ubrać, żeby wyglądać jak hipis?

— Co? — Zaśmiał się tata. — Zmieniasz swój wizerunek? Szukasz samego siebie?

— Nie — odpowiedziałem, hamując śmiech. — Idę na piknik do Alex.

— Jakiej Alex?

— Alexandra Hall — mruknąłem. Miałem coraz mniej czasu.

— Hall...? — Popatrzył na mnie tata. — To ci nienormalni?

— Nie wiem, jacy są jej rodzice, ale Alex jest w porządku. — Wzruszyłem ramionami.

— Wrócisz trzeźwy? — zapytał poważnie tata.

— Wiadomo — odparłem. — Pewnie pobędę chwilę i wrócę do domu.

— No dobrze — westchnął. — Tylko wróć trzeźwy, bo mama mnie zabije! — Moja mama pojechała na zakupy ze swoimi przyjaciółkami, więc nie było jej w domu.

— Znajdziesz mi jakąś koszulę...? — zapytałem.

— Chodź — zawołał i wstał z fotela. — Kiedyś mama mi kupiła taką ohydną koszulę w kwiaty. — Podeszliśmy do szafy. — Założysz tę koszulę i do tego jakieś spodnie... — mruknął i wyciągnął ubranie. — Dzwony będą idealne! — krzyknął, rzucając mi koszulę. Faktycznie była okropna. Podał mi jeszcze spodnie z rozszerzanymi nogawkami, równie wstrętne. Poszedłem do łazienki i przebrałem się w to równie gustowne przebranie.

— Pokaż się! — zawołał tata, kiedy wyszedłem z łazienki.

Stanąłem przed tatą i zacząłem się śmiać.
— Możesz być stylistą.

— Wiem — odpowiedział dumnie. — Ale to jeszcze nie koniec! — zawołał. — Mam dla ciebie okulary, będą idealnym dopełnieniem!

Okulary miały żółte szkła w kształcie niewielkich kółek. Założyłem je i popatrzyłem w lustro — nie poznałem siebie. Prawie zawsze ubierałem się w ciemne barwy. A teraz miałem czerwoną koszulę w różnobarwne kwiaty, jasnobrązowe spodnie i te wystrzałowe okulary!

I'm going back to my roots. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz