Dzieci

722 75 9
                                    

Kageyama jak zwykle obudził się wcześnie rano. Wyciągnął rękę do szafki nocnej i wziął do ręki telefon, aby sprawdzić godzinę.

-Znowu przed budzikiem...- westchnął brunet.- Mam jeszcze dwie godziny..

Na ekranie telefonu widniała godzina 5 rano. Przetarł oczy, po czym usiadł na łóżku. Wzrok utkwił w podłodze, a jego myśli odpłynęły w kierunku wczorajszej rozmowy z Oikawą i Iwaizumim. Mimo że bardzo chciał, nie potrafił wyrzucić z pamięci szczęśliwego Iwaizumiego witającego się ze swoimi dziećmi. Scena ta ciągle powracała powodując u niego coraz większe wyrzuty sumienia. Tylko właściwie czemu? Na to pytanie nie znał odpowiedzi. A może nie chciał znać? 

Tobio widział Ko dwa razy w ciągu całego swojego życia. Zaczął się zastanawiać, czy to na prawdę możliwe, aby był jego synem? Niby ugryzł Hinatę, oznaczył go, jako swoją własność, ale  odkąd zniknął, Hinata mógł znaleźć sobie kogoś nowego.

-Jak to jest mieć dziecko?- spojrzał na swoje dłonie, które ścisnął w pięści. Po chwili roześmiał się niezręcznie.- Nie, to nie możliwe.

Przecież by wiedział, gdyby miał dziecko, prawda?

Pokręcił głową, jakby chciał odpędzić od siebie wszelkie myśli i szybko ruszył do łazienki. Potrzebował orzeźwienia i poczucia zmycia z siebie wszelkich problemów i trosk, a to mógł mu zapewnić tylko prysznic. Przynajmniej przez krótką chwilę.

Nie zjadł w domu śniadania, zamiast tego jak zwykle wstąpi do kawiarni obok metra, którym zawsze jeździ do pracy i kupi kawę. 

Wyszedł z mieszkania, zamknął drzwi na klucz i gdy miał już wchodzić na schody, jakaś siła go zatrzymała. Podszedł do drzwi, na których widniał numer "9". Tutaj mieszkał Hinata. Bezwiednie położył rękę na klamce. Gdy już miał na nią nacisnąć, zrozumiał co prawie zrobił. Zabrał dłoń, jakby się oparzyła.

-Co ja robię?- to pytanie zawisło w powietrzu. Nikt inny oprócz niego nie mógł mu odpowiedzieć, a on sam nie znał odpowiedzi. Po dłuższej chwili potrząsnął głową i poszedł dalej.- Nie, nie i jeszcze raz nie! To nie możliwe!- nie interesowało go, że krzykiem może przeszkadzać sąsiadom. W tym samym momencie poczuł mocny uścisk w klatce piersiowej. Bardzo bolesny. 


Kageyama wyrzucił papierowy kubek do śmietnika, gdy już stwierdził, że z jego kawy zostało kilka kropli. Po chwili znajdował się przed wysokim budynkiem, w którym pracował. Gdy do niego wszedł od razu skierował się w stronę windy. 

-Dzień dobry.- sekretarka uśmiechnęła się miło do Kageyamy. Została zignorowana, czarnowłosy mężczyzna nie raczył zaszczycić jej nawet spojrzeniem, nie mówiąc już o odpowiedzeniu jej miłym powitaniem. O uśmiechu lepiej nawet nie marzyć.

-Jak byłeś arogancki i źle wychowany, tak dalej taki jesteś.- gdy podchodził już do windy, usłyszał zimny, obojętny głos. Spojrzał na Tsukishimę, który bez skrępowania wpatrywał się w niego.

-Czy przypadkiem to nie ty mówiłeś, abyśmy nie rozmawiali?- odparł brunet lekceważącym tonem. 

-Zapamiętałeś?- blondyn odwrócił się w stronę windy. Jednak dalej obserwował Tobio kątem oka.

Kiedy winda przyjechała, obydwoje weszli do niej, a Kei nacisnął przycisk 8 piętra.

-Tsukishima...- zaczął niezręcznie Kageyama. Rozpoczynanie rozmów zdecydowanie nie należało do jego mocnych stron.- Ty masz dzieci, prawda?

-A co cię to obchodzi?- odparł niezadowolony okularnik.

-Jak to jest?- spytał Kageyama. Jego głos był tak cichy, że Tsukishima ledwo go usłyszał.- Jak to jest mieć dziecko? Opiekować się nim, bawić się...

Love under the opened skyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz