Zima zagościła w Hogwarcie na dobre. Jednak mimo chłodu i puchu spadającego z nieba, dwójka młodych chłopców — w dodatku ze skłóconych domów — kompletnie nie potrafiła odczuć panującego w murach i poza nimi zimna. Nie w chwili, gdy ich serca wzajemnie podsycały płomienie nowopowstałych uczuć.
Dopiero je poznawali, odkrywali nieśmiało i uważnie. Z równą ostrożnością rozrywali papier ozdobny, którym oklejonym były najróżniejsze pudła. W końcu aura świąt nadeszła, a razem z nią gorączka rozdawania sobie wzajemnych podarunków.
Kogane nigdy do końca nie rozumiał tej idei, jednak odczuwał dziwną satysfakcję z widoku Gryfona, który coraz to niecierpliwiej dobierał się do swojego pakunku.
- Jak tak bardzo chciałeś, bym się do tego nie dostał... - szatyn sapnął ciężko, wspierając się dłońmi o karton i spróbował oderwać kolejną warstwę taśmy. - to było zwyczajnie nic mi nie dawać. Zrobiłeś to specjalnie, hm? Nawet nie zdziwiłbym się, gdyby to cholerstwo było puste!
Ciemnowłosy nie mógł się powstrzymać i zwyczajnie parsknął, o mało nie wypuszczając kubka herbaty z rąk. Naburmuszona mina McClaina niezwykle go bawiła, jednak musiał się opanować — w końcu nie chciał go urazić. To zniszczyłoby cały nastrój, o który tak zadbał.
Ominął cynamonowe świece, które spoczywały na panelach Wieży Astronomicznej. Ich zapach aż nieprzyjemnie łaskotał go w nos, ale cóż miał zrobić? Wywoływały uśmiech niebieskookiego, więc jakoś je znosił.
Uważał by nie podpalić nogawek piżamy, gdy przechodził ponad nimi i przysiadł obok Lance. Odebrał od niego nożyk do listów i wbił go w złączenie ramion kartonu. Delikatnie naparł na przedmiot i gładko przesunął ostrzem, uwalniając zawartość prezentu.
- Po co ja gdybałem nad czarami, skoro i tak musiałem otworzyć to za ciebie? - zapytał, spoglądając na Latynosa. Ten jednak był zbyt zafascynowany kłębami błękitnego dymu, który zaczął się unosić wokół nich. Miał kwiatowy zapach, niezbyt mocny, ale wyczuwalny. Powolnie wydobywał się z pudła, do którego Lance szybko się przysunął. Omal nie wsunął do środka całej głowy, oglądając to zjawisko z rozczulającym zaciekawieniem.
- Jak to zrobiłeś, przecież... Czy to chmury? Keith, dajesz mi chmury w prezencie? - roześmiał się niemal dziecinnie. Ślizgon jednak pokręcił jedynie głową z rozbawieniem i nakazał mu szukać właściwego prezentu. - Jest ukryty? Rany, serio się postarałeś.
- Postarałem się, a co. W pewnym momencie nawet musiałem gonić ten twój prezent. Z Pidge próbowaliśmy utworzyć efekt chmur, jednak źle wyliczyłem proporcje. Efekt końcowy pięknie wyglądał, ale również dosłownie wyfrunął z mojej sypialni. Pozwiedzał lochy, zanim go złapałem i schowałem w jeszcze jednej paczce. Stąd tyle warstw.
Lance słuchał go uważnie, przesuwając dłońmi po pierzastej teksturze. Mimowolnie wyobrażał sobie całą scenę z uciekającym pakunkiem i roześmiał się szczerze. W końcu jednak znalazł coś i zamilkł, gdy zaczął wydobywać coś naprawdę sporego.
Powoli zaczął rozpoznawać kształty, które rysowały się pod jego palcami. Jednak zamarł dopiero w chwili, gdy mógł na własne oczy dostrzec podarek.- Nawet nie wiesz, ile się tego naszukałem. Wielu sprzedawców nie wiedziało, o co mi chodzi. Jednak udało mi się odnaleźć idealną kopię. Przynajmniej tak mi się wydaje... - Kogane przyglądał się towarzyszowi, który ostrożnie ułożył zabawkę na podłodze. Pogładził ją z niemal czułością i nacisnął zielony guziczek.
Wtedy kolejka ruszyła, wydając z siebie charakterystyczny pisk i zgrzyt. Zabawnie trzeszczała, sunąc po torach. Mieniła się również wieloma barwami, które odbijały się w zaszklonych oczach Lance.
- Pamiętałeś. Merlinie, to aż niemożliwe. - wychrypiał, tak nagle zalany milionem emocji. Zaledwie tydzień temu wyżalił się chłopakowi, opowiadając mu o śmierci swojego bliskiego członka rodziny. Opowiadał mu wtedy o bziku dziadka, o tym, jak kochał Mugolskie zabawki. Najbardziej ukochał sobie wszelkiego rodzaju kolejki, miał ich ogromną kolekcję. Stały na specjalnym regale, a w każde święta, dziadek zdejmował ulubioną zabawkę i pokazywał ją wnukom.
Lance kochał te wspomnienie, w którym siedział późną nocą na dywanie i słuchał o starych dziejach. Przyglądał się wtedy migoczącym światłom i kołom, które gładko sunęły po szynach. A dzięki Kogane, jego dziecinne wspomnienie odżyło na nowo. Nawet na moment zwrócił mu ukochanego dziadka Tobiasa.
- Cholera, dziękuję. - uśmiechnął się nieśmiało do bruneta, który chciał już tylko machnąć ręką na całą sytuację. Jakby nic się nie wydarzyło. A stało się tak wiele, może właśnie przez to Lance zamknął go w tak silnym uścisku. Z wdzięczności lub zwyczajnego niedowierzania, iż ktoś tak cudowny istnieje naprawdę.
- To cudowny prezent. Najpiękniejszy, naprawdę. - Lance odezwał się cicho i łagodnie, choć na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek. - Jednak nie myśl sobie, że tym mnie kupisz. Ha, jutro i tak skopię ci tyłek na zawodach.
- Brawo, Lance. Zniszczyłeś cały nastrój. - ślizgon westchnął teatralnie, odsuwając od siebie chłopaka, którego trzymał za ramiona. - a pomyśleć, że chciałem dać ci jeszcze jeden prezent...
Gryfon przez moment analizował wcześniej wypowiedziane zdanie, jednak gdy zrozumiał, co stracił, było już za późno. Keith jedynie się śmiał, odpychając od siebie proszącego szatyna. Nie mógł też uwierzyć w to, jakie dziecko obudziło się w Lance przez całą tę aurę świąt.
CZYTASZ
There's been a Mistake I Klance - Hogwart AU I
FanfictionNie od dziś wiadomo, iż Pidge śmiało mogłaby zostać złośliwym chochlikiem, który uwielbia mieszać się w spory swoich przyjaciół i niekoniecznie je łagodzić, a dodatkowo utrudniać im życia. Również i tym razem Gunderson nie może się powstrzymać prze...