~3~

178 13 8
                                    

Rodział dedykowany shunuzuki i Nightmare_nowy_proxy

2 dni po wydarzeniu
Vincent.POV
Scott się do mnie nie odzywa unika w pracy kontaktu wzorkowego czy siedzenia razem w tym samym czasie na przerwie, zupełnie tak jagbym nie istniał.
Inni też pytają się mnie co jest i co mu zrobiłem ale co mam powiedzieć? Że go zgwałciłem? Że zrobiłem mu krzywde? Czy, że zraniłem jego uczucia. Nie kontroluje się już. Przestałem brać leki co źle skutkuje w moim zachowaniu fizycznym i psychicznym.
Już wyjaśniam o co chodzi cierpie po ojcu na schizofernie paranoidalną teoretycznie przez nie branie  leków przez długi czas nie kontroluje tego co robie, więc nie ręcze za siebie.
Brałem te leki od gimnazju.
Mam prawo przestać je brać, dwa dni nie brania leków to już długo.
Spojrzałem na bawiące się dzieci takie szczęśliwe, takie niewinne, takie naiwne.
-Zaaabijjjjj-....
Zacząłem się rozglądać słysząc nieznany mi głos ale nic nie dostrzegłem.
Znowu spojrzałem na dzieci i teraz zobaczyłem je w innym świetle całe we krwi, martwe zaśmiałem się pod nosem.
Zabwamy się.

Time ship
Scott.POV
Ciężko jest mi nie odzywać się do Vincenta zranił mnie i to bardzo usiadłem na krześle wygodniej odchylając głowę do tyłu, spojrzałem na zdjęcie, które przectawia mnie i Vincenta pierwszego dnia w pracy.
Uśmiechnąłem się to było cudowne wspomnienie.
-Jak się czujesz Scott?-zapytał Jeremy siadając koło mnie.
-Dobrze dzięki, że pytasz emm Nie wiesz gdzie znajdę Vincenta?-zapytałem.
-Poszedł do pokoju konserwacji a co? Podzieliście się?-odparł.
-Nie ale chciałbym z nim porozmawiać-powiedziałem i wstałem.
Powiedziałem jeszcze dzięki i wyszedłem odrazu kierując się do pokoju konserwacji, gdy tam wszedłem nie zastałem tam bruneta tylko Mike z swoją dziewczyną w dwuznacznej sytuacji.
-Dobra nie powiem szefowi, że nie jesteś na sali jeśli powiesz mi gdzie jest Vinc-powiedziałem.
Czarnowłosy odsunął się od dziewczyny, która wyszła mówiąc na dowidzenia "dokończyć to w domu" podszedł do mnie.
-Dobra ten idiota albo zwinął się z pracy wcześniej albo jest za lokalem i pali kiepa-odparł beznamiętnie.
-Dzięki-rzuciłam krudko i pobiegłem na zewnątrz.
Rzeczywiście Mike miał racje Vincent pali papierosa i opiera się o ścianę, jest wpatrzony w dal tak jagby coś obmyślał.
Wziąłem głęboki wdech i podeszłem do niego opierając się także o ścianę, piwne teczówki spojrzały na mnie tylko na chwile po czym ich właściel zgasił papierosa i odszedł kawałek po czym spojrzał na mnie przez ramie.
-Życie jest pełne niespodzianek Scott-powiedział i odszedł.
Niezrozumiałem o co mu chodzi, ale pobiegłem za nim.
-Vincent poczekaj!-krzyknąłem gdy zniknął za rogiem budynku.
Gdy tam dotarłem ujrzałem go jak uśmiecha się patrząc na dzieci.
-Zobacz mógłby by być wśród nich Kenny, zapłacą mi za jego śmierć wszyscy-warknął.
-Vincent to był wyp..-nie skończyłem bo się wtrącił.
-Wypadek? To było zabójstwo Scott a zemsta jest słodka gdy odpłacasz się tym samym-powiedział.
W jego oczach. W jego oczach dostrzegłem coś jeszcze poza złością to było. obłęd.
-Chyba nie chcesz zabić Terenca?!-uniosłem głos.
-Ciii nie jego-szepnął patrząc na niewielką grupke dzieci a konkretnie piątkę.-To się stanie dziś, z nimi-dodał.
Zrobiłem wielkie oczy, brunet podszedł do mnie po czym stanął za mną.
-Oni powiedzieli bym to zrobił-szepnął m i na ucho.-Mówią żebym zabił-dodał.
Przez ciało przeszedł mnie dreszcz strachu.
Vincent taki nie jest, nie zrobił by tego a może zrobiłby? Gdy tak się zastanawiałem poczułem, że brunet odchodzi gdy już zniknął w samochodzie na ziemi zobaczyłem pudeło z lekami. Podniosłem je. Na naklejce jest jakaś dziwna nazwa.
Zacząłem się zastanawiać kto to tak znał się na lekach.
-Jeremy! Jego ojciec ma apteke!-powiedziałem do siebie.
Szybko wróciłem restauracji i nie musząc długo szukać znalazłem blondyna przy pirackim zakontku.
-Jeremy zrobisz coś dla mnie?-zapytałem.
-Jasne-odparł.
-Zapytaj ojca na co to są leki-powiedziałem dając mu opakowanie.
Przyjżał mu się po czym spojrzał na mnie.
-Skąd to masz? Te leki można wypisać tylko na recepte-odparł.
-Znalazłem a wiesz na co to leki?-zapytałem.
-T..tak Vincenta ojciec je u nas regularnie kupuje-mruknął.
-Cholera na co to jest-unisłem głos.
-Te leki są na schizofernie paranoidalną-odparł.
-Na co?! Co to jest?-zapytałem.
-Powiem ci ale po pracy, przyjedzi do apteki mojego ojca o 19-powiedział i odszedł.
Spojrzałam na zegarek nasicienny jeszcze pięć minut do końca i później na godzine mam pojechać pod apteke ojca Jeremy'ego, boje się, że dowie się o czymś o czym nie powinnem się dowiedzieć. Jeśli Vinc zarzywa te same leki co jego ojciec to może znaczyć jakaś genetyczną chorobę, która ma po ojcu.

Time ship 19:00
Zatrzymałem się pod budynkiem apteki po czym wysiadłem z auta zamykając je odrazu za sobą, podeszłem do drzwi i powoli je pchnęłem.
Rozejrzałem się nigdzie nie widząc blondyna.
-Chodź-powiedział wychylając się zza drzwi zaplecza.
Powoli udałam się do pomieszczenia znajduje się tu bardzo i to bardzo dużo szafek i jedna para drzwi, przy prawej ścianie stoi biurko z laptopem za,którym siedzi chłopak.
-No i? Co to jest ta schizofernia paranoidalna?-zapytałem.
-Już ci mówię. Schizofernia paranoidalna to rodzaj zaburzenia psychicznego, w którym dominują omamy i urojenia o różnej treści.
W różnych krajach jest to najczęściej rozpoznawany rodzaj schizoferni stanowi aż 65 procent przypadków tej choroby-wyjaśnił.
Zadkało mnie na tyle aż zadkałem usta.
-Scott wszystko wporządku?-zapytał.
-Zakochałem się w psychicznie chorym-mruknąłem.
-Scott to nie jego wina, to wina genów ma to po ojcu-powiedział kładąc mi rękę na ramieniu.
-Yhym jasne genów-prychnałem.-Ciekawe dlaczego mnie okłamał, dlaczego mi nie powiedział tal to ujmę-dodałem.
-Bo może mu też na tobie zależało-odparł.
-Jakby mu na mnie zależało nie zgwałcił by mnie!-warknąłem.
Jeremy zrobił wielkie oczy.
-To wy się nie pokłuciliście?-zapytał.
-Taa teraz już o co tak naprawdę chodziło-mruknąłem krzyżując ręce na piersi.
-No szkoda tylko że po tym i tak wciąż go bardzo kocham-mruknąłem.
Blondyn podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu.
-Jeśli kochasz go to biegnij do niego i zmusi go nawet do wziecia leków bo stanie się coś złego i nieodwracalnego Scott-powiedział poważnie.-No już jedź tam-dodał.
W pośpiechu wybiegłem z apteki i wsiadłem do samochodu.
Oby nie było za późno!

Vincent.POV
Niech się zamkną!

Jesteś nikim

Zamknijcie się do cholery!!!

Zabiłeś pomyśl co powie o tobie Scott myślisz, że wciąż bedzie cię kochał?

Zamknij tą swoją pierdoloną morde! Sami mi kazaliście!!!

Ahahahaha nie rozśmieszaj nas! Wkrótce przejmiemy twoje ciało idioto to przez cieboe twoje dziecko nie żyje

ZAMKNIJ SIĘ KURWO!!!

Scott.POV
Słysząc ostatnie zdanie wbiłem do środka. Ujrzałem bruneta siedzi na ziemi trzymając się za głowę i powtarza "zamknijcie się", powoli do niego podszedłem chciałem go dotknąć ale on spojrzał na mnie z łzami w oczach.
-

Błagam powiedz, że to nie moja wina! Że to nie przezemnie Kenny umarł!-wyszlochał łapiąc mnie za krawędzi koszuli.-Błagam powiedz, że oni kłamią!-dodał.
Kucnąłem przy nim po czym go przytuliłem.
-Vincent to nie twoja wina, to był tylko wypadek-odparłem patrząc mu w oczy.
-Ale to moja wina, że nie dopilnowałem Terenca! Moja wina, że teraz go nie ma! BRAWO! Wygrałyście małe skurwiele!-warknął i wstał.
Uderzył ręka w szklany stlik, którego szyba pękła.
Z jego ręki zaczęła sączyć się krew.
-Nie pozwole wam go tknąć małe sukinsyny!-warknął w strone nicości i mnie obiął.-Nie zabierzecie mi go-dodał ciszej.
-V..Vincent ale tu n..nikogo n..nie m..ma-wyjąkałem.
P

otrząsnął głową.
-Hehe rzeczywiście musiało mi się przewidzieć-powiedział.-Chyba pójdę spać, tak właśnie tak prześpię się i będzie lepiej-dodał kierując się w stronę schodów.
Podbiegłem do niego i złapałem go za ramię.
-Vincent weź leki!-podniosłem głos a po chwili.-Proszę-dodałem.
-To i tak nic nie zmieni-powiedział beznamiętnie.
Bez żadnego słowa poszedł na górę jak mam niby zmuszać go do brania leków jest dorosły chyba wie co robi, albo i nie. Usiadłem na kanapie i spojrzałem na okna jest ciemno ulice rozświetlają tylko latarnie, ale dlaczego Vincent przestał brać leki? Jaki jest powód? Co jest tego przyczyną? Może two wszystko wina śmierci jego synka albo jego ojca nie wiem jestem bez silny.
Położyłem się i spojrzałem w sufit.
-Za dużo wrażeń jak na jeden dzień-szepnąłem do sibie.
Jutro będę obserwować Vincenta tak właśnie tak.

Vincent.POV
Położyłem się na łóżku zatykając uszy przez cały czas powtarzając się słowa.
Ciąg dlaszy nastąpi

Pokochaj, zabij, wybacz VincentxScottOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz