Rozdział 1

114 5 0
                                    

Hej, jestem Isabel. Mam dwadzieścia trzy lata i mieszkam w małym miasteczku: Fair City wraz z rodzicami.
Ostatnio wydarzyło się coś niesamowitego i zarazem smutnego. Abyście mogli to zrozumieć, musicie uwierzyć w mity i inne nieprawdopodobne historie. To może zacznijmy od początku.
Był normalny poniedziałek. Tak jak zwykły obywatel, wstałam rano, przeczesałam swoje kasztanowe włosy, podkreśliłam moje brązowe oczy, ubrałam czarne jeansy, biała bluzkę oraz zieloną bomberke i poszłam do pracy.
Pracuje w kawiarni. Może to nie jest moja wymarzona praca, ale muszę jakoś pomóc finansowo rodzicom. Wracając, miałam się spotkać, po dziesięciu latach z Elen ( to moja koleżanka z podstawówki).
Pracowałam i roznosiłam zamówienia. Nagle do kawiarni weszła blond włosa kobieta, elegancko ubrana w czarne spodnie, białą bluzkę z koronką, czarne szpilki oraz czarną marynarkę. To była ona. Podeszłam przyjąć jej zamówienie, myśląc, że mnie pozna. Tak się jednak nie stało. Według zamówienia zrobiłam jej kawę i wzięłam z patery kawałek ciasta. Podeszłam do stolika i podałam zamówienie mówiąc:

- Naprawdę Elen, nie poznajesz mnie?

Kobieta podniosła głowę i spojrzała się na mnie swoimi niebieskimi oczami.

- Isabel? To ty? - powiedziała i przytuliła mnie - Nie poznałam cię. Strasznie się zmieniłaś.

- Ty za to nic się nie zmieniłaś- powiedziałam - ale co tu robisz? Przecież mieliśmy się spotkać u mnie w domu o szesnastej trzydzieści.

- Wiem. Wpadłam tylko tutaj na kawę i ciastko, aby trochę popracować nad projektem do firmy.

- A gdzie pracujesz?

- Jestem szefową firmy, która zasila całe miasto.

- Okej.

- Do której pracujesz?

- Do szesnastej, ale może osoba na następną zmianę przyjdzie wcześniej.

- Poczekam na ciebie.

- Serio? Okej jak chcesz.

Wybiła szesnasta. Wyszłyśmy z kawiarni i poszłyśmy ma autobus. Pojechałyśmy do mojego domu. Wysiadłyśmy i musiałyśmy przejść aż pięćset metrów, ponieważ dom mój i moich rodziców znajduje się w środku lasu. Kiedy byłyśmy niedaleko domu, zobaczyliśmy unoszący się dym. Bez wahania zaczęłam biec.

- Isabel! Stój! - krzyknęła Elen i pobiegła za mną.

Gdy dobiegłam, dom stał cały w płomieniach. Nie myśląc długo wbiegłam do domu. Elen zadzwoniła po straż, karetkę i policję. Ja starałam się znaleźć moich rodziców. W pewnej chwili zobaczyłam brązowe włosy mojej mamy, leżące na ziemi. Podbiegłam do niej przeskakując przez płomienie. Kiedy chciałam jej dotknąć, dotknęłam przez przypadek palącej się deski. Zapaliła mi się ręka. Przestraszyłam się i straciłam przytomność.
Podczas czasu, w którym byłam nieprzytomna, byłam w ciemności. Jednak zobaczyłam jakieś światło. Jakby się coś paliło. Podeszłam bliżej, aby zobaczyć co to jest. Widziałam jakieś płonące skrzydło. Potem się ocknęłam. Leżałam w szpitalu.
Nie wiedziałam jaki jest dzień i jak się tu znalazłam.

- Siostro! - zawołałam z szokiem i przerażeniem.

Do sali wbiegła kobieta o blond włosach, ubrana w biały kitel.

- Co się stało? - spytałam.

- W pani domu wybuchł pożar. Wydostaliśmy panią ze środka budynku i przewieźliśmy tutaj, do szpitala na Płomienną szesnaście. To cud, że nie doznała pani żadnych oparzeń.

- A co z moimi rodzicami?

- To może powie już pani ta kobieta- powiedziała i pokazała palcem na Elen, która stała za szybą i patrzyła się na mnie.

Weszła do sali cała zapłakana.

- Elen, co się stało? - spytałam.

- Two... Twoi rodzice... Nie żyją - powiedziała z trudem.

- Co? - odpowiedziałam z niedowierzaniem i rozpłakałam się.

Elen mnie przytuliła i zaczęła mnie pocieszać. Jednak nie mogłam się uspokoić. Następnego dnia wyszłam ze szpitala.

- A co z pogrzebem? - spytałam przyjaciółkę.

- Już wszystko załatwione. Musisz tylko pojechać i podpisać dokumenty. Jedziemy?

- Tak

- Wstąpimy najpierw do kawiarni? Bo nie spałam całą noc.

- Dobrze, chodź.

Pojechałyśmy autobusem do kawiarni, w której pracuję.

- Chodź, wejdziemy od zaplecza. Mam klucze - powiedziałam do Elen.

Poszłyśmy za budynek i zaczęłam otwierać drzwi. Chwilę potem usłyszałyśmy słowa:

- Do góry ręce! To jest napad! Dawać wszystko co macie w torebkach!

Spojrzałyśmy się na niego ze strachem.

- No co się tak gapicie! Dawać torebki!

- Nie musisz tego robić - powiedziałam po cichu.

- Co tam mruczysz pod nosem?

- Mówię, że nie musisz tego robić - powiedziałam i podeszłam bliżej.

- Nie podchodź bo strzelę!

- Opuść broń.

- Nie!

- Opuść.

- Nie zbliżaj się powiedziałem! - wtedy pociągną za spust i wystrzelił pocisk w naszą stronę.

Nie wiem dlaczego, ale odruchowo wyciągnęłam rękę przed siebie i w tej samej chwili z mojej dłoni, buchnął ogień, który stopił pocisk i rzucił złodzieja parę metrów dalej. Spojrzałyśmy się z Elen na siebie ze strachem.

- Co... Co to było?- zapytała.

---------------------Narodziny Zła-----------------------

W Chinach pękła ziemia, a z jej wnętrza wydobył się przeraźliwy krzyk:

- Feniks odrodził się na nowo!

Serce FeniksaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz