Rozdział 6

27 1 0
                                    

Tom w swoim stroju przybiegł pod wyznaczoną górę z Ellen i Mirandą. Ja przyleciałam chwilę po nich.
Było strasznie zimno. Skały, głazy i kamyki przygrywała gruba warstwa białego puchu. Sople lodu zwisały ze skały nad nami. Wszyscy, z wyjątkiem Toma, byliśmy ubrani w ciepłe, grube zimowe kurtki i buty przeznaczone do wspinaczki górskiej.

- Dlaczego Tom nie zabrał nas na samą górę? - spytała zaciekawiona Ellen.

- Gdybyśmy dostali się na sam szczyt z prędkością około półtora macha, to nasz organizm nie zdążyłby się przystosować do zmiany ciśnienia- wyjaśniła Miranda.

- Czyli?

- Czyli śmierć- powiedziałam, aby zakończyć ten temat. - Idziemy?

- Spodobałoby się tu mojej dawnej przyjaciółce*- mruknął pod nosem Tom.

Bez słowa wszyscy zaczęliśmy iść, ale po paru krokach usłyszeliśmy dziwny dźwięk. Znienacka przed nami z czarnego dymu wyłonił się David, a właściwie Enyo, która przejęła jego ciało.
Ellen nie mogła złapać powietrza, zaczęła się dusić.

- Pospieszcie się! Albo ona zginie!

- Dobra, już idziemy! Przestań!- krzyknęłam i podeszłam do niej- Wiedz, że robię to tylko dla moich przyjaciół.

Wtedy uśmiechnęła się i niespodziewanie zniknęła. Ellen zaczęła po woli łapać oddech. Pomogliśmy jej wstać. Daliśmy jej wody i poszliśmy dalej.
Tom co jakiś czas wibrując swoim ciałem ogrzewał siebie, a rekami Ellen i Mirandę. Ja tego nie potrzebowałam, ponieważ dzięki moim mocom mogę sama się ogrzać.
Po około dwóch godzinach wędrówki byliśmy na miejscu. Oczekiwaliśmy pięknego, zadbanego i zaludnionego miasteczka, ale zamiast tego zastaliśmy go w koszmarnym stanie. Większość budynków było doszczętnie zniszczonych. Nie było tam żywego ducha.

- Hej, patrzcie tam coś jest! - oznajmił Tom.

Podeszliśmy bliżej. Okazało się, że jest to piramida. Kiedy ją ujrzałam, zdałam sobie sprawę, że gdzieś ją już widziałam. Widziałam ją podczas wizji o Zakonie Ognia. Co prawda był to ułamek sekundy, ale wszystko było dokładnie takie samo. Wszędzie było biało od śniegu, nawet słońce świeciło na zimny, niebieski kolor. Ciągnęło mnie do niej, tak samo jak do srebrnego feniksa. Już prawie jej dotknęłam, kiedy przed moimi oczami przeleciała ognista strzała i wbiła się w ziemię.

- Co to było?!

Nagle z białego śniegu wynurzyli się jacyś żołnierze, ubrani w białe mundury i karabinami samopowtarzalnymi.

- To chyba mieszkańcy miasta - stwierdziła Miranda.

- Po co tu przyszliście! - wrzasnął niskim głosem jeden z żołnierzy.

- Przybyliśmy w pokoju! Nie chcemy zrobić nic złego.

- Tom, to nic nie da. Zabierz stąd dziewczyny w bezpieczne miejsce.

Tom super szybko zabrał je z tego miejsca i wrócił do mnie.
Bez uprzedzenia zaczęli strzelać. Tom zabrał mnie stamtąd i oboje stanęliśmy skałę wyżej.

- Na mój znak... - zaczął Tom - ...Teraz!

Wtedy Tom zbiegł ze skały, a ja zeskoczyłam i lądując na ziemi podrzuciłam leżący śnieg do góry.

Kiedy wstałam moje pięści paliły się. Smuga powaliła kilku z żołnierzy.

Ja zaczęłam kręcić się wokół własnej osi, robiąc ogniste koło na ziemi, po czym oddaliłam swoje ręce od siebie, a energia wywołana przez "rozsadzenie" koła zatrzęsła lekko ziemią, ogłuszając większość żołnierzy.
Paru jednak wciąż stało na nogach i chciało strzelać. Ja już nie miałam siły. Wtedy przede mną pojawiła się duża, metalowa tarcza, która emanowała złoto-czerwonym kolorem**. Zniknęła, spychając resztkę żołnierzy w przepaść.
Spojrzałam na szczyt piramidy i zobaczyłam postać z peleryną na plecach, która mi zasalutowała i zniknęła**.

Serce FeniksaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz