15. PRZEŚLADOWANA

284 29 19
                                    

Rozprostowałam zesztywniałe stawy i wylądowałam na podłodze. Rozczochrałam włosy ukryte pod kapturem i mozolnym krokiem ruszyłam do kuchni by zaspokoić głód.

Szczytem złośliwości losu okazał się być alarm, który zawył dokładnie w momencie gdy sięgałam po jedyne nieobite jabłko, wręcz wołające by je zjeść. Westchnęłam i powoli obróciłam się na pięcie, dając czas Cyborgowi na sprawdzenie w jaki sposób miasto zostało zaatakowane.

- Nie byłbym do końca pewien, czy mamy reagować również na takie komunikaty - mruknął pod nosem, wpatrując się w duży monitor. Alarm ucichł.

- Kto tym razem? - zainteresował się Bestia, który właśnie wczłapał do pokoju.

- Robin, wytłumacz mi, dlaczego, do jasnej ciasnej, odbieramy zgłoszenia o podwózkę na Sloat Boulevard? - spytał lidera, gdy ten podszedł do komputerów.

- System jest niedopracowany i musiał przechwycić sygnał - wyjaśnił i wzruszył ramionami. - Trzeba nad tym jeszcze popracować - powiedział, zasiadając do stanowiska obok.

- Fałszywy alarm - rzekł głośno Cyborg do Gwiazdki, która wpadła do salonu, wciskając na przedramię twardy ochraniacz.

- Aha. To nawet dobrze - mruknęła i podleciała do mnie. - Przyjaciółko, - zaczęła, przyprawiając mnie o zakłopotanie - czy miałabyś ochotę wybrać się ze mną na przechadzkę po sklepach z odzieżą? - spytała, posyłając mi wyczekujące spojrzenie całkowicie zielonych oczu.

- Ja... nie. - Chciałam zaprotestować, ale kosmitka przerwała mi.

- Raven, nie daj się prosić. Taki mały wypad na miasto - przekonywała mnie. - Kupisz sobie nowe ubrania - dodała na zachętę, po zlustrowaniu mnie wzrokiem.

Przewróciłam oczami i zastanowiłam się chwilę.

- No dobrze - jęknęłam, przypominając sobie o szafie wypełnionej tylko i wyłącznie azarath'ckimi strojami. Gdzieś w kącie upchnęłam stare jeansy i przydużą bluzę po Angeli - jedyne co nadawało się do zaprezentowania ludziom.

- Idę się przebrać. Za pięć minut na dole - rzekłam do Kori i wyszłam, zapominając o głodzie.

Opierając się o gładką ścianę wieży czekałam na Gwiazdkę. I byłam święcie przekonana, że minęło znacznie więcej niż pięć minut. Uniosłam kamyczek i rzuciłam go w falującą taflę wody, mącąc ją idealnymi kołami. Poprawiłam przygarbioną postawę i pochwyciłam umysłem kolejny mały pocisk. Cisnęłam nim, prawie uderzając w głowę dziewczyny, która pojawiła się znikąd. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem, lecz nic nie powiedziałam. W milczeniu ruszyłyśmy przez most.

Weszłam za Kori do kolejnego sklepu o nic nieznaczącej nazwie. Dziewczyna targała już dwie spore torby z kilkoma łudząco podobnymi do siebie spodniami i frędzelkowatą spódniczką. Gdy spróbowałam wyperswadować jej, że ten zakup nie jest najtrafniejszy, posłała mi spojrzenie o jasnym sygnale - siedź cicho. Ona ubolewała zaś nad tym, że moja uwaga kierowała się tylko i wyłącznie na odzież w ciemnych kolorach. Głównie czarnym i granatowym. No nic nie poradzę.

Podeszłam do stołu zarzuconego stertami t-shirtów. Podciągnęłam rękaw bluzy i sięgnęłam po jeden w rozmiarze M. Spojrzałam przelotnie na kilka zestawionych losowo mistycznych symboli i stwierdziłam, że projektanci kompletnie nie mieli pojęcia co umieszczają na bluzce. Wzięłam kilka, mierząc na oko i ruszyłam ku Gwiazdce. Dziewczyna przymierzała przed lustrem skórzaną kurtkę nabijaną ćwiekami.

- Raczej nie dla mnie, ale tobie powinna przypaść do gustu - rzekła, gdy podeszłam dostatecznie blisko. - Przymierz - rzuciła we mnie drugim identycznym egzemplarzem. Westchnęłam i wsunęłam się w - wydawało by się - skrojoną idealnie na mnie ramoneskę.

Kruczy Umysł [Młodzi Tytani]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz