Przez kilka kolejnych dni byłam bardzo nerwowa. Chodziłam jak na szpilkach i miałam ochotę krzyczeć na ludzi, a nawet kilka z nich padło ofiarą mojej frustracji. W schronisku, gdzie pracowałam popołudniami, kiedy nie chodziłam do klubu, szefowa zakazała mi wyprowadzać zwierzęta na spacer, bo podobno udzielały im się moje emocje. W piątek doszłam do wniosku, że nie dam rady dłużej siedzieć cicho i muszę się wygadać.
Wykręciłam numer do Chan Young'a.
- Halo? - usłyszałam zmęczony głos.
- Hej braciszku - rzuciłam.
- Czego chcesz - jęknął.
- Nic nie chcę - oburzyłam się. Oczywiście, że dzwoniłam, aby się wygadać, ale to nie znaczy, że musi mi to wytykać prosto w twarz. - Chciałam pogadać.
- To mów - powiedział. Jak on mnie dobrze zna.
- Ty pierwszy. Co tam u Julki?
Julka była narzeczoną mojego przyrodniego brata. Oboje jesteśmy adoptowani, ale on jest z pochodzenia Koreańczykiem, i dzięki niemu nauczyłam się języka koreańskiego, bo chociaż umiał mówić po polsku, chciał także opanować swój ojczysty język. Był ode mnie straszy o dwa lata i podobnie jak ja, był wybitnie zdolny, tylko w innych dziedzinach. Chan Young był świetnym, chociaż bardzo młodym lekarzem, i specjalizował się w onkologii. Łączyła mnie z nim tak wyjątkowa więź, że nie jestem w stanie jej opisać. Gdyby nie to, że jesteśmy innej rasy i w innym wieku, można by było pomyśleć, że jesteśmy bliźniakami.
- Po staremu - rzucił.
- Kiedy jej się oświadczysz?
Zaśmiał się.
- Prawie bym zapomniał. Musisz mi pomóc wybrać dla niej pierścionek.
Aż usiadłam z wrażenia.
- Wow, naprawdę?! Chcesz jej się oświadczyć?! Oppa, to fantastycznie!
- Tak, chcę - wyczułam, że się uśmiecha. - Ale powiedz lepiej, po co dzwoniłaś.
Spróbowałam zebrać myśli, co nie było takie proste, ponieważ bardzo się cieszyłam na oświadczyny brata. To znaczy jeszcze do żadnych nie doszło, ale to tylko kwestia czasu.
Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam opowiadać.
- Pamiętasz, jak kiedyś ci opowiadałam o dyrektorze Akademii?
- O Nowackim? - zapytał. - Z tego co mówiłaś, to nie za bardzo cię lubi.
- W ogóle mnie nie lubi. Ostatnio, jak byłam w klubie, to go widziałam.
- Widziałaś go? - zdumiał się. - Przyszedł do klubu? Z żoną?
- No właśnie w tym problem - jęknęłam. - Był sam. Przyszedł na dziwki. Oppa, ja nie wtrącam się w jego życie prywatne, ale ja tam pracuję. Jak on mnie tam zauważy, może chcieć mnie zwolnić. Nawet jestem pewna, że to zrobi, bo tylko szuka pretekstu, aby mnie wylać. A ja nie mogę teraz wylecieć, bo Daehyun ma konkurs.
- Dlaczego miałby chcieć cię zwolnić?
Westchnęłam głęboko.
- Bo jestem profesorem - starałam się zachować cierpliwość. - Nie powinnam pracować w takim miejscu. Przecież niektórzy faceci za ladą biorą barmanki za dziwki - jęknęłam. - Rozumiesz, ja tam nie robię nic złego, ale pracownik Akademii nie powinien się pojawiać w takim miejscu.
- Rozumiem - powiedział, po czym urwał. Kilkanaście sekund później powiedział: - Może się zwolnij?
- Ale ja lubię tą pracę - powiedziałam. - Lubię pomagać tym przegranym ludziom, którzy przychodzą tam po to, aby...