Czas wydarzeń: ok. Pół roku po MRC (czyli +- półtorej roku po MSDiN)
Perspektywa JudiegoUwaga! Spolery, spojlery, spojlery.
- Jesteś pewien, że to tu? - zapytałem niepewnie, wodząc wzrokiem po budynku. Wysoki, pomalowany na żółto blok mieszkalny sprawiał dość przyziemne wrażenie, ale nieważne, jak daleko sięgnąłem pamięcią, nie mogłem go sobie przypomnieć. Piter pokiwał głową.
- Jestem prawie pewien - stwierdził. - Łódź, ulica jakaśtam ileśtam.
- Niezbyt pomagasz - mruknąłem, odwracając się w jego stronę. - Słuchaj, nie wiem, czy powinienem tam iść...
- Nie byłeś tu od dwudziestu lat - stwierdził demon. Pomimo okularów chroniących go przed tym, by ktoś rozpoznał jego mroczną moc, sprawiał wrażenie, jakby coś z jego winy miało pójść nie tak. - Przez ten czas zmieniło się wiele. Twoim ojcem jest pieprzony półbóg, który szkolił cię na idealnego żołnierza. Straciłeś nogę i częściowo zmysły, i przyciągnąłeś tu że sobą chodzącą bombę zegarową czystej ciemności - wskazał na siebie. - Czym jest dla ciebie coś takiego?
- Masz rację - westchnąłem i poszedłem do domofonu na ścianie przy drzwiach. Figurujące pod numerem drugim nazwisko Kocik sprawiło, że do moich oczu napłynęły łzy. Byłbym się wycofał z tego, ale dotyk ciepłej dłoni Pitera na moim ramieniu dodał mi odwagi. Nacisnąłem przycisk.
Rozległ się cichy pisk, po którym nastąpiła cisza. Żadne z nas nie odzywało się. Przez chwilę chciałem odejść, tłumacząc się, że nie ma jej w domu, lecz nagle z głośnika rozległ się nieco zniekształcony, kobiecy głos:
- Słucham?
- Dz-dzień dobry - wydukałem. Już wcześniej mocno się stresowałem, lecz teraz, gdy od słów przeszło do czynów, czułem się jak sparaliżowany. - Szuk-kam pani... Pani Sonii Kocik...
Spod drzwi rozległ się cichy zgrzyt. Piter otworzył je i pokazał gestem dłoni, bym wszedł. Szelmowski uśmiech nie znikał z jego twarzy, ale w oczach miał dużo ciepła. Wziąłem głęboki oddech, jakbym zaraz stracił możliwość oddychania, po czym wszedłem na klatkę schodową.
Drzwi od mieszkania numer dwa były uchylone. Wszedłem po schodach na półpiętro i oparłem dłoń na klamce. Cała energia uszła ze mnie jak z przebitego balonu. Przez chwilę stałem nieruchomo, wpatrując się to w jasnobrązowe drzwi, to w swoją dłoń, gdy nagle usłyszałem ze środka głos:
- Kuba?
Serce zabiło mi tak mocno, jak jeszcze nigdy. Odrzuciłem lęk i stres i otworzyłem drzwi.
W korytarzu stała kobieta. Była nieco niższa ode mnie, mogła być po pięćdziesiątce. Ciemnobrązowe, miejscami siwiejące włosy miała spięte w kok, zaś zielone oczy dokładnie lustrowały mnie i stojącego za mną Pitera. Wyglądała jak wyjęta z innej epoki, ubrana w niebieską sukienkę i biały fartuch.
W pierwszej chwili miałem mętlik w głowie, jak jeszcze nigdy. Chciałem powiedzieć jednocześnie tyle rzeczy, że nie wiedziałem, od czego zacząć. Wpatrywałem się w kobietę z na wpół otwartymi ustami. Już chciałem coś powiedzieć, lecz ona podeszła bliżej i mocno mnie przytuliła.
- Mój kochany Kubuś - szepnęła, jedną dłonią gładząc mnie po włosach. - Wiedziałam, że pewnego dnia do mnie wrócisz.
- Mamo... - wydusiłem. Nie umiałem powiedzieć nic więcej, a emocje same cisnęły mi łzy do oczy. - Mamo, tak się strasznie cieszę...
Chciałem, by ta chwila nigdy nie minęła. W jednej chwili zapomniałem o stojącym za moimi plecami Piterze, o strachu i o wszystkim, o czym za wszelką cenę nie chciałem mówić. To miłe uczucie mogło trwać wiecznie, lecz czułem, że muszę się wytłumaczyć.
- Mamo, ja... - zacząłem, ale kobieta odparła:
- Wiem o wszystkim. No, o prawie wszystkim. Wchodźcie, czekałam na was - cofnęła się nieco i spojrzała na mojego towarzysza. - A ty jesteś...
- To mój przyjaciel, Piotr - wyjaśniłem szybko. Chłopak przewrócił oczami, ale zignorowałem to.
- Miło panią poznać - powiedział, wyciągając dłoń w jej stronę. Kobieta odwzajemniła gest, po czym dodała:
- Wejdźcie, zaraz zrobię wam herbatę.
Mama poprowadziła nas do salonu. Nie był zbyt duży, ale podobnie jak korytarz wyglądał nowocześnie. Ściany były białe, zaś liczne elementy miały różne kolory. Pod jedną ze ścian stał biały stół z czterema krzesłami, zaś pod szarawą meblościanką znajdowała się kanapa i fotel.
- Całkiem tu ładnie - stwierdził Piter, rozglądając się. Pokiwałem głową, ale nic nie odpowiedziałem. Powoli poszedłem do ściany, na której znajdowało się zabudowanie.
Pomimo upływających lat rozpoznałem niektóre z leżących tam bibelotów. Dość stare resoraki z pozdzieraną farbą, plastikowe żołnierzyki i kilka ramek ze zdjęciami. Przejechałem wzrokiem po wszystkich, lecz jedna szczególnie zwróciła moją uwagę. Ostrożnie podniosłem ją jak najdroższy skarb.
Sama ramka była dość ładna, drewniana i pomalowana na niebiesko, ale bardziej zainteresowała mnie jej zawartość. Nie pamiętałem okoliczności, ale chyba było ono robione w górach. Byliśmy tam w czwórkę - mama, tata, ja i Secia. Westchnąłem ciężko, a pojedyncza łza upadła z mojego policzka na zdjęcie. Nie pamiętałem przybranego ojca za dobrze, i zupełnie nie miałem pojęcia, jak wytłumaczę mamie, co stało się z Klaudią.
- Coś się stało? - zapytał demon, podchodząc bliżej. Widząc zdjęcie w moich rękach, oparł dłoń na moim ramieniu i dodał - Wiesz... Może to i lepiej, że wychowywałeś się tam. Nawet jeżeli przez ciebie zginęło dużo osób... Nie wiedziałbyś wtedy o Cyberprzestrzeni i o mocach. No, i nigdy byś mnie nie poznał - zaśmiał się. Również lekko się uśmiechnąłem.
- No pewnie - stwierdziłem.
Chłopak przytulił mnie. Poczułem się podobnie jak wtedy, gdy przytuliła mnie mama - to charakterystyczne ciepło w sercu. Odwzajemniłem gest, choć nieco nieśmiało. Zawsze czułem się nieco głupio w takich momentach, choć było to przyjemne. Jego uścisk był pewny i ciepły i przez krótką chwilę mogłem wierzyć, że nigdy nie zdarzyło się nic złego i nic się nie stanie.
Gdy jednak zobaczyłem, że mama wraca do pokoju, prędko odsunąłem się od kumpla. Może i nie wiedziała o mnie za wiele po tylu latach rozłąki, ale nie chciałem, by pierwsze co zapamiętała to myśl, że jestem gejem. A nie jestem! Cóż... Przynajmniej tak mi się wydaje. Kiedy kobieta weszła i ustawiła na stole drewnianą tacę, na której znajdował się talerz z ciastem i trzy kubki z gorącą, parującą herbatą, usiadłem naprzeciwko Pitera. Ona zaś zajęła miejsce po jego lewej stronie, na skos ode mnie. Wzięła łyk gorącego napoju, po czym powiedziała:
- To opowiedz, co się działo przez te wszystkie lata. Ze szczegółami.
- Wiesz mamo, to może wydawać ci się nieco... Niemożliwe... - zacząłem ostrożnie. Kobieta machnęła ręką z lekceważeniem.
- Wiele osób mi mówiło, że niemożliwym jest, bym odzyskała dzieci po dwudziestu latach - stwierdziła. Dopiero gdy użyła liczby mnogiej, zorientowałem się, że będę musiał jej wyjawić, co z Secią. Westchnąłem ciężko.
- No dobrze...
Opowiedziałem jej dokładnie o wszystkim, począwszy od treningu, przez poznanie Pitera, Blacky'ego i reszty drużyny, przejęcie władzy w zamku, zamknięcie w słoiku, wyprawę do Endu, stratę nogi, aż po incydent z Rdzeniem Ciemności. Pominąłem, że tak właściwie był on winą mojej ignorancji i introwertyzmu Pitera. Nie mówiłem też za wiele o moim przyjacielu demonie, gdyż mama już i tak dziwnie na niego patrzyła. Starałem się wspomnieć o jak największej liczbie szczegółów, ale pominąłem wątek o tym, co się stało z Secią i dlaczego zniknęła bez śladu.
Gdy tylko skończyłem, mama upiła łyk herbaty, zaśmiała się cicho i stwierdziła:
- Herobrine... Zawsze taki był. Szkoda, że nawet dla własnego syna nie miał litości...
- Chwila - przerwał jej Piter - Pani wiedziała, że Herobrine jest jego ojcem?
- Oczywiście, że wiedziałam - odparła. Zamarłem w bezruchu, zaskoczony. Chciałem zapytać, skąd i kiedy się dowiedziała, lecz ona ciągnęła dalej - Dlatego się mną zainteresował. Od zawsze widziałam więcej, niż inni. Dlatego, na przykład, twoja osłona na mnie nie działa, demonie - zwróciła się do Pitera. Chłopak zaczerwienił się nieco i poprawił okulary. - I widzę też Draco. Przykro mi z tego powodu.
- Mamo... - zacząłem ostrożnie. - Skoro wiedziałaś o tym, to... Dlaczego nie zatrzymałaś go, nim zabrał mnie do Cyberprzestrzeni?
- Wiedziałam, że i tak go nie zatrzymam - westchnęła. - Miał swoje wizje, plany... Poza tym kochał cię, ale na swój własny sposób. Nie umiał tego okazywać, ale chyba nie był tragicznym ojcem, prawda?
- Niby nie... - zacząłem ostrożnie, i w sumie była to prawda. Nawet jeżeli bywał szorstki, chłodny u okrutny, potrafił zachowywać się jak ojciec. Czasem, gdy byłem ranny po misjach lub po prostu miałem ciężki dzień, sporo rozmawialiśmy. Nigdy bym nie pomyślał, że rzeczywiście się interesował tym, co słychać w moim świecie...
Dopiero teraz coś sobie uświadomiłem - że przez cały czas, począwszy od kiedy znienawidziłem Herobrine'a po złapaniu Pitera i Seci, aż do mojej resocjalizacji, byłem w błędzie. Winiłem go za to, że podniósł mi poprzeczkę do tego stopnia, aż przestałem sobie radzić. Tymczasem on rzucał mi kłody pod nogi, bym mógł się czegoś nauczyć. Przestałem ufać zarówno sobie, jak i jemu po tym, jak - moim zdaniem - zawiodłem podczas pościgu za Piterem i Secią. Gdyby nie to, możliwe, że wszystko potoczyłoby się inaczej.
- Dlaczego nie mogłem zostać na Ziemi? - zapytałem. - Zamiast uganiać za potworami, zabijać i ćwiczyć się przez całe życie, mogłem normalnie chodzić do szkoły, jak inne dzieci...
- On wiedział o tym - powiedziała mama. - Nawet, jeżeli zazdrość i nienawiść do brata zupełnie go zmieniła, wciąż miał w sobie trochę prawdziwych uczuć. Chciał cię tam zabrać również dlatego, ponieważ... Od zawsze byłeś nieco inny. Herobrine wierzył, że jeżeli nawet kiedyś wrócisz na Ziemię, i tak będziesz różnił się od innych ludzi. Dzięki niemu wyrosłeś na odważnego i silnego wojownika - zaśmiała się. Również uśmiechnąłem się lekko, spoglądając kątem oka na Pitera. Jego niejednoznaczny wzrok skierowany na mnie i przygryziona w dziwny sposób warga sprawiły, że z trudem nie wybuchbąłem śmiechem. Nawet, jeżeli kiedyś byliśmy dla siebie wrogami, teraz ten demon na swój sposób nadawał memu życiu kolorów. Westchnąłem ciężko, nie wiedząc, co powiedzieć. - Gdyby nie on, nie byłbyś teraz tym, kim jesteś. Powinieneś być dumny ze swojego bólu, bo dzięki niemu jesteś silniejszy niż ludzie, którzy go nie czują. Jesteś dumny z tego, kim jesteś?
- Sam nie wiem...
- Pomyśl.
Spuściłem wzrok, spoglądając na kubek z herbatą stojący przede mną. Wzór biało- zielonych pasków był na tyle spokojny, bym mógł skupić myśli. W pierwszej chwili chciałem powiedzieć, że nie jestem, co było prawdą - przez całe życie byłem zmuszony, by kraść, zabijać i wydawać rozkazy. Z czasem zacząłem nienawidzić słuchania Herobrine'a, ale i nienawidzić siebie, że nie umiem mu się sprzeciwić. Pomimo tego, że większość moich działań do pewnego czasu było tylko rozkazami, popełniłem dużo złych decyzji i w tej sposób tysiące istot straciło życie...
Ale zrobiłem też kilka dobrych rzeczy. Herobrine zniknął i nikt go dotąd nie widział. Zaprzyjaźniłem się z Piterem, Grabkiem, Blackym i nie tylko. Ocaliłem mojego demonicznego kumpla ze szponów chciwego na magię Draco i pomogłem w pokonaniu królowej Ominell dzięki fuzji. Byłem nawet zapisany w prawdziwej Legendzie! Podniosłem wzrok i spojrzałem Piterowi w oczy. Nawet jeżeli gdzieś w ich głębi czaiła się niebezpieczna, mroczna iskra, to jego spojrzenie było bardzo ciepłe. Uśmiechnął się lekko w ten jeden, charakterystyczny sposób, dla którego zrobiłbym wszystko.
- Tak - szepnąłem. Jestem dumny z tego, kim jestem.
Nawet nie pamiętam, co działo się przez kilka następnych godzin. Jako iż nie mieliśmy się gdzie zatrzymać, a i Piter bardzo nalegał, byśmy przyjechali tylko na jeden dzień, jechaliśmy pociągiem z powrotem do domu. Siedziałem z głową na jego ramieniu, walcząc z ogarniającą mnie sennością. Było już późno, około jedenastej w nocy. Za oknem panowała ciemność, a lekkie kołysanie pociągu działało uspokajająco. Gdy poczułem, jak Mistrz Mroku objął mnie ramieniem, zapytałem go cicho:
- Piter?
- Hm?
- Bo... Kiedy na chwilę wyszedłem, a ty siedziałeś z mamą w pokoju... O czym rozmawialiście?
- Zapytała mnie, czy wiem, co stało się z Secią...
- Powiedziałeś jej?
- Pewnie... Wiesz, sam się również martwię. Jeżeli wróci, z takim nastawieniem, z jakim odeszła... Boję się, że może próbować przywrócić Draco - wzdrygnął się. Wspomnienie demona czystego mroku, który dawniej zawładnął jego umysłem, nie było dla niego zbyt przyjemne. Przytuliłem się do niego.
- Niech tylko spróbuje - szepnąłem, powstrzymując ziewnięcie. - Wiesz co... Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. Nawet jeżeli na jeden dzień, czuję się tak trochę... Pewniej.
Piter nic nie odpowiedział, tylko przysunął mnie do siebie. Zamknąłem oczy. Terkot kół zaczął powoli cichnąć, a ja zasnąłem.Prawie 1900 słów *^* kill me, pls. Mam nadzieję, że się podoba itd.
QOTD: Masz jakieś przemyślenia związane z tym shotem?
CZYTASZ
Legenda Braci Przeznaczenia - One-Shoty
FanfictionJednorozdziałowe historie z uniwersum Cyberprzestrzeni i jej obrońców. Tytuły po angielsku, by wyglądały na profesjonalną robotę. Okładka by @MagdaSword :3