Rozdział 3

56 5 0
                                    

Lekcja skończyła się pół godziny przed kolacją. Wszyscy szybko wracali do pokoi żeby mieć jeszcze chwile czasu dla siebie. Karolina zaczęła pakować wszystko do ogromnego pudła. Podszedłem aby jej pomóc.
-Dobrze ci poszło- rzuciłem, nie wiedząc co innego mógłbym powiedzieć.
-Dzięki ale czasami miałam wrażenie że kompletnie nikt nie ogarnia o co mi chodzi.
-Wydaje mi sie że rozumieliśmy wszystko poza tym jak czasami używałaś nazw których nie znaliśmy, ale potem jak je wyjaśniłaś to już było okay.
-Ciesze sie. To są podstawy które każdy musi mieć wykute na blache. Boje sie czy nie mieliście za dużo wiadomości jak na jeden raz.
-Ja tam bym sie jeszcze pouczył czegoś poza podstawą programową. Skończyliśmy pakowanie. Odwróciłem sie do niej i przysiadłem na stole.
-Fajnie że cie tak do tego ciągnie.
Widziałem w jej oczętach że chciałaby pogadać. Po prostu to wiedziałem. Musiałem spróbować.
-Tak myślałem, czy nie chciałabyś usiąść z nami na kolacji? No chyba że czarownice nie jedzą kolacji.
-Jedzą- zachichotała- ale nie chciałabym wam przeszkadzać.
-Nie przeszkadzasz. Serio będzie mi bardzo miło.
Uśmiechnęła się, a zaraz potem zeszła na ziemie. Już wiem co nie tak powiedziałem. "Mi" zamiast "nam".
-Zostaw, pomoge ci.
Wyjąłem jej pudło z rąk.
-Dziękuje- przewróciła oczami- wiesz że nie musisz tego robić, prawda?
-Wiem ale chce. Poza tym nie możesz dźwigać takich ciężarów sama- zastanowiłem sie chwile- może.... mógłbym u Ciebie zostać do kolacji? Nie chce mi sie jakoś wracać do pokoju.
-Jasne, czemu nie.
Uspokoiłem sie troche. Przecież gdyby chciała mogłaby odprawić gdy tylko podszedłem. Ale nie zrobiła tego. Zamiast tego mam siedzieć u niej w pokoju. Możliwe że jeśli poprosiłbym o dodatkowe nauczanie mógłbym przychodzić do niej częściej.
Kiedy dotarliśmy do jej pokoju wpuściła mnie przodem do środka. Postawiłem pudło obok szafki nocnej i rozejrzałem sie po pokoju. W oknach wisiały długie zasłony w kratke. Po lewej stronie stało łóżko, które było pościelone w odcieniach takich jak zasłony, biało-beżowych. Po drugiej stronie przy ścianie stał stolik, obok którego znajdowały się 2 krzesła. Po prawej stronie od drzwi była szafa, a po lewej wejście do łazienki.
-Czuj sie jak u siebie- powiedziała i usadowiła się wygodnie na łóżku.
Usiadłem po turecku na przeciwko niej, a ona zmieniła pozycje na taką jak ja. Przysunąłem sie odrobinę tak że stykaliśmy się kolanami.
-Jako że zostało nam niewiele czasu proponuje serie szybkich pytań.
-No w sumie ok.
-Twój ulubiony kolor.
-Czarny, biały i niebieski.
-Niebieski i czarny- uśmiechnęła się słysząc moją odpowiedź- Ulubiony film.
-"Nietykalni" i "Ugotowany".
-"Forrest Gump".
-Ohh widziałam, genialny film. Ulubiony piosenkarz albo zespół.
-Nie powiem ci bo sie będziesz śmiać-oblałem sie rumieńcem co jeszcze bardziej podnieciło jej ciekawość.
-No prooooosze. Nie będe sie śmiać. Prawdopodobnie to ty będziesz sie śmiać z mojego.
-Shawn Mendes i 30 Seconds to mars.
-Omg moi też!!- uśmiechnęła sie szeroko. Odetchnąłem z ulgą, na co ona roześmiała się. Karolina wprost zarażała uśmiechem- niestety obawiam sie że musimy już schodzić na kolacje.
-A jest może szansa żeby dokończyć po kolacji?
-Okay.
Zeszliśmy razem na dół ramie w ramie. Chłopaki z mojej drużyny siedzieli już przy jednym ze stołów. Całe szczęście były tam wolne dokładnie dwa miejsca naprzeciwko siebie. Poszedłem przodem i albo mi sie tylko wydawało albo Semenic chciał spopielić mnie wzrokiem. Nałożyliśmy jedzienie na talerze i poszliśmy do stolika.
-Zapomiałam widelca- westchnęła Karolina i wróciła do szweckiego stołu.
-I co myślicie?- nachyliłem sie gdy tylko odeszła ale wolałem na wszelki wypadek zniżyć głos.
-Andreas, odpuść. Ona ma 15 lat- powiedział ze znudzeniem Leyhe.
-I co z tego? Między nami nie ma aż takiej różnicy wieku, a gdyby ktoś spotkał ją na ulicy na pewno dałby jej więcej. Karolina nie jest tylko rozwinięta fizycznie ale i psychicznie więc nie widze w tym żadnego problemu.
-Właśnie Stephan, nie psuj nam shipu-dodał Freitag i wskazał głową wracającą do nas Karoline.- A jak tam dzisiejsza randka?
-Nie było żadnej randki. Andi po prostu pomógł mi posprzątać i zaniósł pudło na góre. To tyle.- zabrała sie za jedzenie.
-I wcale nie był u Ciebie w pokoju?- zapytał sarkastycznie Markus.
-Był. Mówiłam że pomógł mi wnieść pudło na góre.- zbyła go tą odpowiedzią i uśmiechneliśmy sie do siebie ukradkiem.
Po skończonym posiłku odnieśliśmy naczynia i już mieliśmy wychodzić kiedy to odezwał sie do mnie nasz trener, przypominając mi że za chwile mamy trening na hali.
-O matko, przepraszam ale zapomniałem o tym.
-Nic sie nie stało. Możemy to przełożyć. Jakbyś chciał to jestem u mnie w pokoju.- uśmiechnęła się i wyszła.
Patrzyłem jak odchodzi dopóki nie zniknęła za rogiem. Nawet nie zoriętowałem się kiedy obok mnie przystanął Kubacki.
-I ty niby wcale sie nie zakochałeś?- zapytał z klasyczną dla tego rodzaju zdań tonacją i miną. Nie czekając na moją odpowiedź poszedł na góre.

Runaway ~Andreas WellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz