Kolejna burzowa noc nie wróżyła niczego dobrego jutrzejszemu porankowi. Opatuliłam się szczelniej kołdrą, podsuwając ją aż pod sam nos i modląc się w duchu, by skończyło się jedynie na tych kilku cichych grzmotach. Odliczałam w myślach sekundy od jednej błyskawicy do drugiej, jakby to mogło w jakikolwiek sposób pomóc mi uspokoić nerwy.
Spojrzałam na zegarek stojący na szafce nocnej i sapnęłam ze złością. Za niecałe cztery godziny miał zadzwonić mój budzik, ale panicz sen nie raczył zaszczycić mnie jeszcze swą obecnością. Nie wiedziałam właściwie, dlaczego aż tak się stresuję - przeprowadzaliśmy się przecież na tyle często, że swoje pierwsze dni w szkole przeżywałam już kilkakrotnie w ciągu ostatnich lat. Pamiętam, że każdego takiego dnia mama budziła mnie z szerokim uśmiechem, by za rękę zaprowadzić mnie do kuchni, w której czekały już na mnie moje ulubione naleśniki z syropem klonowym. Zaburczało mi w brzuchu na samą myśl o nich, więc po raz kolejny podsunęłam kołdrę jeszcze wyżej - jak gdyby była lekarstwem na wszystko.
Może to właśnie był problem - może bałam się dlatego, że to była pierwsza przeprowadzka bez niej. Ojciec zdecydował, że nie potrafi żyć dłużej w domu, w którym odeszła i nie umiałam mu się dziwić. Po prostu bez słowa spakowaliśmy walizki i wsiedliśmy w samochód... To zabawne, ale po raz pierwszy czułam, że nasz wyjazd był ucieczką. Mama zawsze zwykła nazywać je przygodą, klaszcząc radośnie w ręce i tańcząc do swoich ukochanych hitów z lat siedemdziesiątych pomiędzy pakowaniem naszych rzeczy w kartonowe pudła. Tym razem sama myśl o tej "przygodzie" mnie paraliżowała. A już zwłaszcza o nowej szkole.
Kolejny, tym razem już dużo głośniejszy grzmot sprawił, że prawie podskoczyłam na łóżku, wyrwana ze swoich rozmyślań. Przykryłam głowę poduszką i zaczęłam liczyć te pieprzone owce, błagając każdą po kolei, by dała mi wreszcie zasnąć.
Kiedy następnego dnia otworzyłam oczy, za oknem nie było już ani śladu po burzowej pogodzie. Jedynym dowodem na minioną ciężką noc były worki, które dostrzegłam w lustrze pod swoimi zmęczonymi oczami. Postanowiłam jednak nie kłopotać się z żadnym makijażem - właściwie przestało mi zależeć, żeby dobrze wyglądać. Przechodziłam ten etap jakieś dwie, trzy szkoły temu, ale teraz nie czułam już takiej potrzeby. Zwłaszcza że cała frajda z podkradania mamie jej brzoskwiniowej szminki minęła, kiedy już dłużej nie musiałam jej podkradać.
Narzuciłam na siebie stare, wytarte jeansy, których nogawki oczywiście musiałam podwinąć, by nie były na mnie za długie i za dużą flanelową koszulę, którą zabrałam z pokoju rodziców (czy może powinnam powiedzieć, że z pokoju ojca?). Chwyciłam jeszcze swój plecak, w którym nie było właściwie nic poza moim szkicownikiem, jednym zeszytem i butelką wody, i zeszłam do kuchni, by przywitać się z tatą.
O Nicku Carterze można było powiedzieć wiele, ale zdecydowanie nie to, że jest złym ojcem. Widok, który zastałam chwycił mnie za serce. Mój siwiejący już ojciec na swoją elegancką marynarkę narzucił walentynkowy prezent od mamy sprzed dwóch sezonów - czerwony fartuch w tęczowe serca - i stał przed kuchenką, usiłując nie przypalić kolejnej porcji smażonych przez siebie naleśników.
Mój dziewięcioletni brat siedział przy stole, zajadając się śniadaniem i brudząc przy tym całą swoją pucatą twarz. Cóż, obydwoje starali się, by wszystko było jak każdego naszego pierwszego dnia.
- Masz czekoladę na buzi, matołku - burknęłam w stronę chłopca, targając jego starannie ułożone blond włosy. Zawsze mu ich zazdrościłam, bo były takie... mamine. Wyglądał jak jej mała kopia, co czasem doprowadzało mnie do szału, ale głównie sprawiało, że kochałam go jeszcze mocniej.
- Tato, Kaya powiedziała że jestem matołkiem! - oburzył się.
- Tato, Kaya powiedziała że jestem matołkiem! - powtórzyłam po nim płaczliwym głosem i wystawiłam w jego stronę język, czym zirytowałam go jeszcze bardziej.
CZYTASZ
don't
Teen FictionZ czasem najprostsze decyzje staną się dla ciebie milowym krokiem. Wszystko, co wpajano ci od zawsze przestanie mieć jakikolwiek sens. Wszystko, co miało ci pomóc stanie na twojej drodze do szczęścia. Nie rób tego - zacznie szeptać głos, z którym ni...