- Nie jestem głodna - burknęłam, odsuwając od siebie talerz.
- Ostatnio nigdy nie jesteś głodna - odparł mój ojciec, odkładając sztućce na leżącą przed nim serwetkę. - Nie wiem, czy tym sposobem próbujesz mnie zdenerwować, czy co masz na celu, ale mnie to zupełnie nie interesuje, Kaya!
- Nie jestem jakimś rozkapryszonym bachorem, żeby chcieć cię denerwować! - wykrzyknęłam, czując rosnącą we mnie złość.
- Och, czyżby? Bo od trzech tygodni właśnie tak się zachowujesz!
Wspominałam już, że rodzinne kolacje były jedną z podtrzymywanych przez mamę w każdym z naszych domów tradycji? Nieważne, czy zapracowywaliśmy się na śmierć, czy mieliśmy zły dzień, czy inne plany, każde z nas musiało stawić się na naszej wspólnej kolacji. Ja i mama siadałyśmy po jednej stronie stołu, tata i Gavin po drugiej. Najpierw odmawialiśmy modlitwę, a później spędzaliśmy razem godzinę jedząc i rozmawiając. Może dzięki temu właśnie byliśmy zawsze tak dobrze dogadującą się rodziną?
Cóż, do czasu... Odkąd zamieszkaliśmy w nowym domu zwykłam unikać tych naszych codziennych posiłków. Bez mamy to już nie było... właściwe. Najczęściej wychodziłam w ukryciu na jakiś czas przed godziną dziewiętnastą, a wracałam późnym wieczorem, mając płonne nadzieje, że moje zniknięcia pozostaną niezauważone. W tym czasie chodziłam zazwyczaj na długie spacery albo odwiedzałam pobliską siłownię, starając się zagłuszyć wrzący w mojej głowie kocioł myśli. Niestety - na marne.
- Nie jesteśmy ślepi - powiedział ojciec. - Nie poznaję własnego dziecka i odkąd to się stało...
- Odkąd to się stało, szukasz sobie kozła ofiarnego! Nie moja wina, że nie potrafię być taka jak ona! - Nie do końca wiedziałam dlaczego, ale zaczęłam krzyczeć. Z moich ust padały słowa, o jakie bym się nie podejrzewała. Przecież wcale tak nie myślałam. - I nie mów o tym przy Gavinie, z łaski swojej!
- Na za dużo sobie pozwalasz, gdybyś...
- Przestańcie!
Mój młodszy brat wstał od stołu, nie przejmując się wcale tym, że zrzucił przy tym na podłogę szklankę z sokiem.
- Zamknijcie się obydwoje! Doskonale wiem, że to, to śmierć mamy! A wy zachowujecie się, jak gdybym był małym dzieckiem...
- Gavin, to nie tak... - zaczął tata, wyciągając do niego w uspokajającym geście dłoń, ale chłopiec nie dał mu dokończyć.
- Doskonale wiem, że mama nie żyje, ale nie musicie mi tym ciskać w twarz przy kolacji! Nie chcę was widzieć!
W jego oczach pojawił się łzy, a on sam już po chwili wybiegł z kuchni, by zaraz później zamknąć się w swoim pokoju. Musiałam przyznać, że serce pękało mi na widok młodszego brata w takim stanie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to była moja wina. Że to przeze mnie musiał przeżyć coś takiego, że to ja właśnie teraz wbiłam mu nóż w plecy tak dotkliwie przypominając o stracie jego ukochanej "mamuńci", jak zwykł ją nazywać od najmłodszych lat. Wiedziałam, że to wszystko mój błąd, a mimo to powiedziałam to, co powiedziałam.
- Dumny jesteś z siebie? - wycedziłam przez zęby w stronę ojca, który schował twarz w dłonie i nawet na mnie nie spojrzał.
Chyba zaczął płakać, a ja nie potrafiłam wytrzymać widoku jego trzęsących się ramion. Wybiegłam czym prędzej z kuchni śladami Gavina, ale pognałam do swojego pokoju. Co ja najlepszego zrobiłam... Nie poznawałam samej siebie, nie wiedziałam, skąd we mnie tyle złości. A ta cała kłótnia zaczęła się od kłamstwa - przecież byłam głodna. Przecież zjadłam dziś rano tylko banana, a później nawet nie znalazłam czasu na jakikolwiek inny posiłek. Byłam tak zawalona nauką, zadaniami... Może to przemęczenie tak się objawiało?
Nie miałam pojęcia, ale czułam się jak potwór. Miałam zacząć być taka jak Amy, taka jak mama, a stawałam się potworem uprzykrzającym życie swojej rodzinie, jedynym ludziom, którzy coś dla mnie jeszcze znaczyli.
Zwinęłam się w kłębek na łóżku i zaczęłam szlochać w poduszkę, starając się jak najbardziej stłumić swój płacz. Co ja najlepszego wyprawiałam?
Przeleżałam tak jeszcze dość długo, próbując się uspokoić, ale musiały minąć prawie dwie godziny, bym przestała się trząść. Nie chciałam schodzić na dół, mimo że zostawiłam tam wszystkie potrzebne mi do przygotowania się do szkoły rzeczy. Zbyt bardzo bałam się konfrontacji z ojcem... Musiało mu być tak przykro... Byłam pewna, że żałuje, że to mamy mu zabrakło, a nie mnie. Ja sama żałowałam.
Kiedy już wyczerpałam wszystkie zasoby łez, jakie w sobie nosiłam, pod wpływem chwili postanowiłam spróbować jakkolwiek poprawić swoje samopoczucie. Siedzący gdzieś w środku mnie głos podszeptywał mi, że przecież powinnam czuć się źle, ale udało mi się go zagłuszyć. Sięgnęłam więc po leżącą w szufladzie mojej szafki nocnej czekoladę i ułamałam sobie dwie kostki, myśląc o tym, że to zawsze był ulubiony "słodki grzech" mojej mamy. Usiadłam po turecku na łóżku i chwyciłam za telefon, by spróbować skupić swoje myśli na czymś innym, ale właśnie wtedy dotarło do mnie to, co robiłam.
- Cholera jasna! - wykrzyknęłam, spluwając czekoladą na pościel i czując piekący wstyd na policzkach.
Zerwałam się z łóżka jak oparzona, wściekła, że zrobiłam coś tak głupiego. Pobiegłam do łazienki, żeby przepłukać usta ze słodkiego smaku, którego przecież miałam sobie odmawiać. Nie wolno łamać zasad diety, prawda?
Nabrałam wody w usta, ale kiedy ją wyplułam, moja złość nadal nie zmalała. Boże, co ja zrobiłam, co ja zrobiłam, co ja zrobiłam...
- Jak niby masz być nią, skoro nie umiesz nawet wytrwać w jednym głupim postanowieniu? - wykrzyknęłam do swojego zapłakanego odbicia. Ono jedynie łypnęło na mnie spod przeraźliwie podkrążonych oczu. - Ty krowo!
Chyba musiałam poczuć, że po czekoladzie mnie mdli, bo nie wiem zupełnie jakim sposobem, chwilę później wylądowałam na kolanach przed toaletą, zwracając zawartością swojego żołądka.
Nie trwało to długo, ale kiedy skończyłam, z moich ust wydobył się jęk. Czułam się tak fatalnie... Nie kłopocząc się z wstawaniem na nogi, przeszłam niczym kot w stronę swojej sypialni. Chciałam już tylko zapomnieć o tym dniu. Chciałam już tylko zapomnieć o zawodzie, którym się okazałam. Czy prosiłam o tak wiele?
CZYTASZ
don't
Teen FictionZ czasem najprostsze decyzje staną się dla ciebie milowym krokiem. Wszystko, co wpajano ci od zawsze przestanie mieć jakikolwiek sens. Wszystko, co miało ci pomóc stanie na twojej drodze do szczęścia. Nie rób tego - zacznie szeptać głos, z którym ni...