IV

27 2 0
                                    

Inaczej wyobrażałam sobie nasze kolejne spotkanie.  Starałam się zwizualizować je sobie jako pełne nieprzyjemności, nienawistnych spojrzeń i wzajemnej niechęci. Tymczasem, zupełnie nie wiem dlaczego, stało się inaczej.

- Co tak czytasz? - usłyszałam zza pleców wesoły głos, więc  czym prędzej zamknęłam zeszyt, by uchronić zapisane przez mamę słowa przed ciekawością intruza. 

Odwróciłam głowę, by dostrzec siadającego teraz obok mnie na trybunach rudzielca ze stołówki. Uśmiechał się do mnie przyjaźnie, co wydało mi się dość dziwnym zjawiskiem. Nie otaczali go jego koledzy, przed którymi musiał zgrywać bohatera, więc nie musiał robić ze mnie ofiary. Postanowiłam jednak, że nie odpowiem na jego pytanie. Wlepiłam wzrok w swoje buty,  uparcie milcząc. Nie chciałam wdawać się w żadne niepotrzebne rozmowy, nawet jeśli mogło się to wydać niegrzeczne. Jedyną osobą, której widok wymalowywał na mojej twarzy uśmiech, był w tej szkole Tristan i tak właśnie miało pozostać. 

- Rozumiem, że to sekret - odparł chłopak, unosząc  w obronnym geście umięśnione ramiona. - W porządku, uszanuję to.

Nie odpowiedziałam po raz kolejny, tym razem spoglądając na niego spod przymrużonych oczu. Promienie słońca padały na jego twarz, uwydatniając zdobiące jego nos i okolice pod oczami piegi. Wlepił we mnie swoje jasnoniebieskie, tak niespotykane przy jego rudym kolorze włosów ślepia i uśmiechnął się jeszcze szerzej, a ja musiałam niechętnie przyznać, że jego uśmiech zarażał. Na barki zarzucił swoją bluzę szkolnej reprezentacji futbolu, ale nie zakładał jej, tak, że odsłaniała założoną na koszulkę opaskę kapitana. Zanotowałam w myślach kolejny fakt, który poznałam na jego temat.

- Jesteś niemową? - zagaił. - Z tego co pamiętam, to potrafisz krzyknąć!

Parsknęłam na jego lekko złośliwą uwagę i pokręciłam głową. Nie zamierzałam dawać mu satysfakcji i odzywać się do niego. Właściwie nie wiedziałam, dlaczego, ale to stało się moim nowym postanowieniem. Głupio przyznać - cała niechęć do miedzianowłosego już minęła, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać.

- Przepraszam jeszcze raz za to, co zrobiłem w tamtym tygodniu... Mogłem wydać ci się trochę arogancki - zaczął, drapiąc się po głowie, a wyraz jego twarzy złagodniał. - Ale naprawdę nie jestem taki zawsze... Wybaczysz mi?

Chwila zawahania sprawiła, że jego uśmiech stał się jeszcze bardziej szeroki i pewny siebie, więc natychmiast pokręciłam głową przecząco po raz kolejny.

- Zdradzisz mi chociaż jak masz na imię?

I znów to samo. Chwyciłam za leżącą u swoich stóp torbę, i zaczęłam pakować do niej po klei notes mamy, książkę od biologii i w połowie pustą butelkę wody. Futbolista wstał szybko i oczywiście zaoferował pomoc, ale nie zgodziłam się.

- I tak się dowiem - powiedział twardo, czym prawie wywołał mój uśmiech. Prawie. Ktoś krzyknął  jego imię od strony boiska (David. Całkiem mi się spodobało), a ja, wykorzystując jego chwilę nieuwagi, jak najszybciej odeszłam. Kiedy odwrócił się, ciągle coś mówiąc, ja byłam już dobre kilkanaście kroków przed nim, przed bramką prowadzącą do wyjścia ze stadionu.

- Hej! Zaczekaj! Będziesz tu w poniedziałek?

Postanowiłam się nie odwracać. Po raz pierwszy od początku naszej rozmowy nie pokręciłam głową, czym wywołałam jego śmiech. Zastanawiałam się, co takiego przywiodło tu dziś tego chłopaka, ale już po chwili poczułam palące wyrzuty sumienia. Nie powinnam zawracać sobie głowy czymś takim. Nie powinnam czuć się, jak gdyby to było coś szczególnego, bo po prostu nie było. Nie ze mną, Zwyczajna, głupkowata rozmowa, nic więcej.  

Nie ze mną, powtórzyło szybko i głośno moje sumienie, dając mi jednoznacznie do zrozumienia, że nic wyjątkowego nie wydarzy się nigdy z moim udziałem.

Po powrocie do domu usiadłam z ojcem i bratem do stołu, ale tak właściwie nie miałam apetytu. Zapach obiadu nie wydawał mi się jakoś szczególnie zachęcający, więc tylko pogrzebałam trochę w talerzu, tak naprawdę niewiele zjadając. Oczywiście ojciec od razu się zmartwił, ale uspokoiłam go naprędce. Wszystko było w porządku. Po prostu zbyt długo siedziałam na słońcu i nie czułam się najlepiej. Pozwolił mi wstać od stołu, więc chwyciłam za plecak i pobiegłam w stronę swojego pokoju.

- Jak czasem coś mówi, to jest zupełnie jak mama - usłyszałam jeszcze z dołu słowa mojego młodszego brata, które sprawiły, że moje serce na sekundę zatrzepotało. Przypominałam mu ją w czymś. Przywodziłam mu na myśl mamę! Uśmiechnęłam się szczerze chyba po  raz pierwszy tego dnia  i naprawdę poczułam coś w rodzaju radości, zadowolenia... Te emocje nie towarzyszyły mi już od dawna, ale Gavin dał mi doskonały powód, by móc je znowu odczuwać. Miałam wdrożyć w życie swój wielki plan i zacząć przypominać ją coraz bardziej, ale trochę się bałam. Pierwszym krokiem miała być wizyta u fryzjera i dokonanie pierwszej dużej zmiany, ale jeszcze nie potrafiłam się na nią zdecydować. Przerażał mnie fakt, że wtedy ludzie zaczną dostrzegać mnie bardziej, a żeby stać się mniejszą wersją Amy, musiałam stać się na nich dużo bardziej otwarta, co wpędzało mnie w niemały niepokój.

Odgoniłam od siebie te wszystkie myśli, pragnąc poświęcić ten weekend na coś, co było mi bardziej znajome i bliskie - otworzyłam książkę od biologii, by zatopić się w skomplikowanych pojęciach, które miały mnie uspokoić. Zazwyczaj im to wychodziło - pogrążałam się całkowicie w świecie nauki, co oczywiście później miało swoje odzwierciedlenie w moich świetnych stopniach. No i w moim młodszym bracie, który zwykł nazywać mnie kujonem. Czy to dziwne, że uznawałam to za komplement?

Poczułam wibrowanie telefonu w kieszeni, ale wyjęłam go tylko po to, by go wyłączyć i z powrotem przykuć wzrok do podręcznika. Kiedy zobaczyłam jednak podświetlone na ekranie powiadomienia, to zmieniłam zdanie. 

David McGregor wysłał ci zaproszenie do grona znajomych

David McGregor: Mówiłem, że się dowiem? ;)

Zaczęłam szybko pisać jakąś odpowiedź, ale po chwili uderzyłam się w czoło. Stop, Kaya. Żadnych nowych znajomości! Wykasowałam wpisane już kilka słów, ale z mojej twarzy nie schodził uśmiech. Nie wiem dlaczego, ale poczułam przypływ odwagi. I podjęłam decyzję.

Chwyciłam ponownie za telefon i wybrałam numer. Nie musiałam długo czekać.

- Halo? Chciałabym umówić się na wizytę - oznajmiłam. - Tak, ścinanie. Z farbowaniem. Jutro? Byłoby świetnie.


don'tOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz