Rozdział IX - Rok później

36 4 0
                                    

Ścigałem kolejny mój cel zastanawiając się, czy on też ma związek z Rewolucją. Niby informacje, które ostatnio zyskałem z jednego z moich źródeł były prawdziwe, ale jak zawsze miałem do wszystkiego dystans. Ostatnio wielu moich sojuszników mnie zdradziło. Również Lajmos postanowił stanąć przeciw mnie uważając, że moje śledztwo stanowi zagrożenie dla jego interesów. No cóż... Pozostałem sam i nie miałem wyboru jak tylko brnąć w to dalej.
Teraz miałem nie lada problem. Moim celem był człowiek, który zaczął bawić się czarami wykraczającymi po za jego możliwości. Co prawda zyskał nadludzkie możliwości, ale kosztem tego była utrata empatii. Stal się maszyną do zabijania, ale najlepsze w tym wszystkim było to, że ktoś ukierunkował go do skupiania się na Podziemnych. Musiałem się dowiedzieć kto to zrobił i gdzie go znaleźć.
Pościg trwał dalej i zaprowadził mnie do parku kwitnących wiśni. Ten wybór miejsca nieco mnie zdziwił, ale nie miałem czasu na zastanawianie się nad krajobrazem. Kilkanaście metrów przede mną stał mężczyzna w średnim wieku wpatrzony prosto we mnie. Miał bladą, niemal białą cerę, ciemne włosy i oczy tak czerwone, że w świetle księżyca wyglądały jakby zaraz miały zacząć krwawić. Nie był jakiś wielki, ale widziałem już, co potarfi, wiec tym bardziej musiałem uważać.
- Czemu mnie ścigasz? -spytał głosem nadzwyczaj podobnym do szelestu liści.
- Zabijasz Podziemnych. Kto ci to nakazuje? - spytałem mrużąc oczy.
- Głos... Przedwieczny głos, chce pozbyć się tych, co nie są ludźmi. Podziemni muszą zostać zgładzeni...
Te słowa juz do reszty mnie zbiły z tropu. Jedynym wyjaśnieniem jakie teraz przychodziło mi do głowy to to, że ktoś nawet teraz steruje tym człowiekiem. Nie podobało się mi to... Nie miałem możliwości by złamać tą kontrolę, a Arty był za daleko by mi pomóc.
- Jak rozumiem nie zamierzasz przestać? - spytałem nadzwyczaj spokojnie starając się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów.
- Głos każe zabijać mi dalej... Muszę zabijać... -odparł facet zaciskając dłonie w pięści.
Zanim zdążyłem choćby mrugnąć mężczyzna znalazł się tuz przy mnie i z siłą rozpędzonej ciężarówki uderzył mnie prosto w pierś. Poczułem jak łamią się mi żebra, ale to było nic. Najgorsze było zderzenie z drzewem za mną, od którego zadźwięczało mi w uszach. Na szczęście znałem kilka technik pozwalających mi na opanowanie bólu na krótki czas i tylko dzięki temu szybko stanąłem na nogach.
Nie myśląc wiele wyjąłem mizerykordię, z którą się już nie rozstawałem i przeszedłem do ataku. Teraz gdy juz wiedziałem jak szybki jest przeciwnik to miałem juz większe szanse na pokonanie go. Obserwując ruchy zaklętego mężczyzny wykonałem skomplikowane pchnięcie, które były w stanie zablokować tylko dwie osoby na świecie. Zgodnie z moimi oczekiwaniami ostrze sięgnęło celu, ale to najwidoczniej nie zrobiło wrażenia na facecie, który z cichym warknięciem złapał mnie za fraki i przerzucił przez siebie ze swoją nadludzką siłą. Klnąc pod nosem przywołałem swoje opanowanie i z lekkim trudem wylądowałem na nogach. Jak miałem wygrać z kimś tak potężnym?
   Nagle z zamyślenia wyrwało mnie ciche uderzenie i głuchy jek. Spojrzałem do przodu i zaskoczony patrzyłem na czubek ostrza wystający ze środka piersi mojego rywala. Juz miałem zrobić krok do przodu, gdy nagle mężczyzna upadł na ziemię bez jakichkolwiek oznak życia.
W tym samym momencie z jego ciała zaczął się unosić czarny dym, który w mgnieniu oka przeniósł się na mnie. Cały mój świat eksplodował w bólu. To było gorsze niż wszelkiego rodzaju tortury. Padłem na kolana starając się z tym walczyć, lecz to potężne uczucie wręcz nasilało się wraz z każdą moją próbą obrony.
   - ,,Nie opieraj się... Ze mną nie wygrasz" -rozległ się w mojej głowie ten sam szept, który wcześniej wydobywał się z ust mężczyzny.
   - Kim... Kim ty jesteś? - zdołałem wykrztusić resztką sił.
   - ,,To juz nie ma znaczenia..."
   Poczułem jak ta obca świadomość chce narzucić mi swoją wolę, lecz nie pozwalałem na to. Nie zamierzałem stać się czyjąś marionetką. Z cichym krzykiem podniosłem się na nogi i zacząłem tą mentalną bitwę powoli tłumiąc to coś. Zaledwie po minucie, która wydawała się być dla mnie wiecznością odzyskałem panowanie nad sobą.
Spojrzałem teraz do przodu i ze zdziwieniem zobaczyłem że jestem całkowicie sam w parku. Nie było nawet ciała tego mężczyzny, którego ktoś zabił.
   No właśnie... Ktoś jeszcze polował na tych co wzniecali Rewolucję. Pozostawały jednak dwa pytania. Kto to był i czy był mi przyjacielem. Cos  czułem, ze najbliższy czas wszystko mi wyjaśni.

Odrzucony w Prawie (Nocni Łowcy ff)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz