Rozdział I

215 7 4
                                    

"Twarde Prawo, ale Prawo". To zdanie prześladowało mnie nawet w snach. Sam nie wiedziałem co począć, ale musiałem przestać myśleć o dawnym życiu Nefilim. Co za ironia... Jeszcze rok temu polowałem na łamiących Prawo,a dziś plułem sobie w brodę za złamanie zasad. Mrużąc oczy spuściłem wzrok z Instytutu i ruszyłem jedną z tokijskich uliczek zatopiony w ponurych myślach. Mijałem zamaskowane pod czarami faerie, blade wampiry, napakowane wilkołaki i różnego rodzaju czarowników. Aż dziwnie się czuję, gdy nie zwracają na mnie uwagi.
Wzdychając cicho skierowałem swe kroki do baru, gdzie mogłem zatopić smutki. "Mroczny księżyc" był jedynym miejscem, gdzie mogłem spokojnie posiedzieć. Podawali przy tym naprawdę dobre trunki.
Wszedłem do lokalu i usiadłem w najdalszym kącie. Nie zdążyłem dobrze się rozejrzeć, gdy podeszła do mnie jedna z pixie, ubrana w strój kelnerki.
- Co podać? - spytała wdzięcząc się.
- Dwa razy Wściekłego Psa, bez dodatków - mruknąłem z naciskiem.
Wróżka najwyraźniej zrozumiała mój przekaz, bo spochmurniała i odeszła sztywnym krokiem. Uśmiechnąłem się pod nosem i teraz już spokojnie omiotałem spojrzeniem salę. Na oko byli tu stali klienci, których znałem osobiście lub z widzenia. Rozluźniwszy się czekałem na zamówiony alkohol i w tym momencie przy moim stoliku ktoś stanął.
Podniosłem wzrok i ledwo się mi udało powstrzymać reakcje na widok czarnowłosej wampirzycy patrzącej na mnie natarczywie.
   - O co chodzi? - spytałem starając się zachować pogodny ton głosu.
   - Jesteś Nocnym Łowcą, prawda? - w jej głosie usłyszałem lekką desperację.
   - Byłem... - westchnąłem zrezygnowany - zrobili ze mnie Przyziemnego mającego Wzrok.
   - Ale umiesz walczyć?
   - Po pierwsze - zacząłem juz z lekka zirytowany - nie mam broni, a po drugie nie mam swoich Znaków. Jestem równie groźny jak kot na pittbula...
   W oczach wampirzycy dostrzegłem rozczarowanie i zrozumiałem, że sprawa, z którą do mnie przyszła była poważna i naprawdę na mnie liczyła. Nie miałem nic do Podziemnych i w przeciwieństwie do niemal wszystkich Nefilim nie odnosiłem się do Świata Cieni z pogardą.
   - Usiądź i powiedz o co chodzi - westchnąłem cicho - może uda się mi coś wymyślić...
   - Już mówię. Wśród Dzieci Nocy dochodzi do morderstw. Nie byle jakich, bo ten kto to robi, zna nasze słabe punkty i bez żadnych skrupułów wykorzystuje je.
   - Ktoś może zrzucać winę na Przyziemnych bądź innych Podziemnych by samemu pozostać czystym - zauważyłem zamyślony.
   Kobieta juz miała się odezwać, ale powstrzymała się, bo wróciła kelnerka z moimi drinkami. Podziękowałem stoicko i znów spojrzałem na swoją rozmówczynię.
   - Coś jeszcze?
   - Zasięgnęłam języka wśród innych Podziemnych i nie tylko u Dzieci Nocy powtarzają się takie zabójstwa. Dzieci Księżyca i Lilith także odnotowały morderstwa z wykorzystaniem ich słabości.
   To już mnie zaciekawiło. Gdyby śmierć szerzyła się tylko wśród wampirów to uznałbym to za ich sprawy wewnętrzne, ale skoro działo się to też wśród innych populacji Świata Cieni to musiało być to dużo poważniejsze niż tylko się wydawało. Były jednak dwa zasadnicze problemy, które stawały mi na drodze. Nie byłem już Łowcą by nadać temu oficjalny tok i teraz słaby jak zwykły człowiek sam niewiele zdziałam.
   - Pomogę, ale potrzebuję dwóch rzeczy...
   - Mianowicie? - wampirzycy uniosła brwi do góry.
   - Jakiejś porządnej broni i kogoś z kim mógłbym współpracować. Sam mogę nie dać sobie rady.
   - Zgoda - kobieta wydawała się być uradowana - będziesz tu przez godzinę?
   Skinąłem głową i zanim zdążyłem się zorientować wybiegła ze swoją nadnaturalną prędkością. Zamrugałem zaskoczony i wziąłem w rękę szklankę by upić część alkoholu. Jednak na widok kolejnych nowoprzybyłych niemal zachłysnąłem się. Byli to Tien i Liu, moi towarzysze polowań i przyjaciele gdy byłem Nefilim.

Odrzucony w Prawie (Nocni Łowcy ff)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz