Jungkook nie opuścił Taehyung'a ani na chwilę. Był ciągle przy nim. Przez te wszystkie dni, które spędzili w szpitalu, stan chłopaka się pogarszał. A obiecywał mu, że będzie lepiej. Że będzie miał dobra opiekę.
Mylił się.
Tae przegrywał walkę z chorobą. Jungkook robił wszystko, co było w jego mocy - Mówił mu czułe słówka, przynosił mu to, co Taehyung chciał i spał przy nim. Była to mała pomoc, ale dla chorego znaczyła bardzo wiele.
Pewnego dnia, lekarz poprosił Jungkook'a o wyjście z sali. Przyszedł na obserwację, ponieważ dzisiaj, Taehyung poczuł się wyjątkowo źle.
Chłopak posłusznie wyszedł. Bał się o chłopaka. Jeżeli jego stan jest tak bardzo zły to...
Nie, nie i nie.
Tae go nie opuści. Nie może.
Jungkook chodził po korytarzu w tą i z powrotem, pstrykając palcami prawej ręki. Serce w klatce piersiowej biło mu jak oszalałe.
Minuty ciągnęły się w nieskończoność, a doktor ciągle nie wychodził.
Chłopak usiadł na krześle i schował twarz w dłonie. Nawet nie zauważył, że po jego twarzy zaczęły lecieć łzy.
---
Słuchajcie mnie uważnie
To, co tu się odwala, jest... dziwne/smutne. Rodział krótki, bo nie potrafię napisać więcej.
Serio.
Pisanie o twoich idolach, kiedy mają raka, jest trudne.
Naprawdę
Dlatego bądźcie wyrozumiali, okej?sbbyjm i will kill you