7

516 35 20
                                    

Clary żałowała, że nie ma przy sobie żadnej broni.  Również Alec też był nieuzbrojony. Jace jako jedyny miał przy sobie serafickie ostrze, chociaż Clary nie miała pojęcia jak schował je pod skórzaną kurtką. Magnus podniósł ręce, w każdej chwili gotów rzucić jakieś zaklęcie w stronę Jake'a.

— Spróbuj cokolwiek zrobić, a skręcę jej kark — warknął Jake. Spojrzał na swoich towarzyszy. — Bierzcie ich.

Grupka pozostałych wilkołaków spojrzała po sobie niepewnie.

— Jake — zaczął jeden — to nie tak miało wyglądać. Mieliśmy tylko zepsuć im przyjęcie, a nie zabijać.

Jego kompani poparli go pomrukami.
Jake parsknął śmiechem i mocniej chwycił Velvet.

— Banda kretynów. Jesteście tak samo bezużyteczni jak ta suka. — skinął głową w stronę Velvet.

Clary spojrzała na Magnusa, niepewna, co powinni zrobić. Nagle rozległ się skowyt.
Zadarła głowę do góry i zobaczyła, jak Velvet zatapia zęby w ramieniu Jake'a.
Ten wypuścił ją na moment, który wykorzystała na odsunięcie się od niego.

— Nikt, ale to nikt, nie będzie mnie obrażał — powiedziała, ocierając dłonią usta.

Podniosła ręce na wysokość twarzy i rzuciła w wilkołaka fioletowym magicznym ogniem. Ten zdążył jednak zrobić unik. Jace momentalnie zerwał się z miejsca i pobiegł na górę. Velvet ciągle ciskała ogniem w wilkołaka, jakimś cudem unikając podpalenia książek.

— Ty parszywy psie! — krzyczała za każdym razem.

— Alec, biegnij po Maię — rozkazała Clary.

Chłopakowi nie trzeba było dwa razy powtarzać i szybko wybiegł z biblioteki.

Reszta wilkołaków chciała uciec, wykorzystując zamieszanie, ale Magnus stanął im na drodze.

— Ani kroku dalej. Kara was nie ominie.

Ich twarze zrobiły się blade ze strachu, ale Clary im nie współczuła. Spojrzała w górę, gdzie Jace właśnie obezwładnił Jake'a. Wygiął mu ręce do tyłu, aż wilkołak jęknął z bólu. Zaczął się szarpać, ale kiedy zrozumiał, że to tylko jeszcze bardziej potęguje ból, przestał.

Clary weszła na górę i podeszła do Velvet, która morderczym wzrokiem wpatrywała się w wilkołaka. Na ten widok przeszły ją dreszcze, bo przez czarne oczy czarownicy efekt był przerażający. Zanotowała sobie w głowie, żeby nigdy jej nie wkurzać.

  — Już możesz się uspokoić. Nic ci nie będzie.  — spróbowała położyć jej rękę na ramieniu i jakoś ją pocieszyć, ale Velvet odsunęła się od Clary, podnosząc ręce do góry, jakby bała się jej dotyku. — Spokojnie, nic ci nie zrobię...

  — Nie ufam żadnemu Nefilim. Żadnemu, rozumiesz?

 — Velvet, czasy się zmieniły. Nie musisz się obawiać Nocnych Łowców. Czarownicy zasiadają w radzie, Magnus jest waszym przedstawicielem.

  — To nic nie znaczy. Możecie kłamać.

 — Nie kłamie, teraz mówi prawdę, Velvet.  Posłuchaj jej. — to był Magnus, który nadal stał na dole i uniemożliwiał ucieczkę znajomym Jake'a.

Kobieta spojrzała na niego i zmrużyła  czarne oczy. Odgarnęła z twarzy kosmyki fioletowych włosów i poprawiła suknię.

  — Dobrze. Powiedzmy, że wam wierzę. Ale to nie znaczy, że wam ufam. Teraz jednak pozwolicie, że pójdę sobie stąd, zanim zbiegną się inni. Nie chcę mieć z wami do czynienia. Już nigdy więcej. To był błąd, że zgodziłam się na zepsucie waszego przyjęcia...

  — Właśnie, w jaki sposób chciałaś to zrobić?  — zapytał Jace.

  — Zatruć szampana. Każdy, kto by go wypił, zemdlałby. I na tym moja działka miała się skończyć. Co ten wariat by później zrobił, zbytnio mnie nie obchodzi.

  — Velvet, dlaczego nie zostaniesz? Przecież...

  — Przecież co? Nie mam ochoty tutaj zostawać. 

Zniknęła w mgnieniu oka. Pozostała po niej chmura fioletowego dymu. Clary zakaszlała. Wtedy drzwi do biblioteki się otworzyły. Do środka wpadła Maia i dwójka ludzi z jej stada, Alec, Isabelle oraz Lily. Clary stwierdziła, że ta ostatnia zawsze musi się pojawić tam, gdzie coś się dzieje. 

  — Co to wszytko ma znaczyć?  — zapytała Maia. Spojrzała po kolei na  wszystkich obecnych w bibliotece. 

  — Zaatakowali nas! Chcieliśmy przez chwilę porozmawiać w spokoju, a oni na nas naskoczyli! — wykrzyczał Jake.

 — Jakie durne kłamstwo — zaśmiała się Lily.

  — Nie... 

  — Zamknij się, Jake. To nie ma sensu —  powiedział zrezygnowanym głosem jeden z grupki.

Jake warknął, ale nic już nie powiedział. 

Magnus wyjaśnił Mai, co się stało.

  — Możecie nas zostawić na chwilę samych. Muszę załatwić parę spraw — powiedziała Maia, kiedy czarownik skończył mówić.

Jeden z wilkołaków, którzy przyszli razem z Maią przejął od Jace'a Jake'a. Następnie cała piątka, Izzy, Alec, Magnus, Clary i Jace,wyszli z biblioteki.

  — Już po wszystkim  — stwierdził Magnus. — Myślę, że powinniśmy wykorzystać pozostały nam czas i trochę się zabawić. — spojrzał wyczekująco na Aleca, który się zaczerwienił.

  — Magnus ma rację. Chodź, Clary, Maia zajmie się resztą.— Jace wyciągnął rękę w stronę swojej dziewczyny. Ta cicho westchnęła, uśmiechnęła się słabo i wzięła jego rękę.

  — Reszta tej nocy należy do nas.

Magia o Północy // Dary Anioła Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz