Iwaizumi był słaby do piątego roku życia. Trzymał za rękę swoją mamę przy każdej okazji. Chodził spać ze swoim pluszowym misiem i wzruszał się na różnych filmach. Bał się odzywać do ludzi, a jego opiekunka z każdym dniem coraz bardziej chciała odejść z pracy. Kiedy Hajime miał sześć lat spotkał Oikawę. Tooru był jeszcze słabszym chłopcem. Nie miał wtedy żadnej z cech sportowca. Brunet zaproponował mu grę na początek znajomości. Szatyn pełen frustracji przegrał.
— Co za głupia gra, bez sensu — odpowiedział szatyn, przywracając kolejno czarne pionki.
Król padł jako ostatni na biedną szachownice, tak zacięto przeklinaną przez chłopaka. Iwaizumi pił wtedy sok pomarańczowy, przyglądając się jak Oikawa załamuje się po kolejnej przegranie z rzędu. Zaśmiał się cicho, na nowo układając pionki.
— Białe zaczynają — skinął w stronę zdenerwowanego Tooru.
— Przecież wiem — burknął, wykonując pierwszy ruch.
Dla Oikawy ta gra była beznadziejna. Żadnej akcji, spontaniczności i toczyła się tak strasznie wolno. Hajime nad każdym swoim ruchem myślał niesamowicie długo, by wykonać tak prymitywny gest, jak przesunięcie damy. Szatyn niewiele myślał, przestawiał jak leci, nie zważając na ostrzeżenia bruneta. Co za różnica gdzie go postawie, myślał.
— Szach i mat, cieniasie — zakpił Iwaizumi, wiedząc, że doprowadza chłopaka do białej gorączki.
— Gdzie popełniłem błąd? — jęknął Oikawa, kładąc głowę na planszy, jednocześnie strącając gońca i skoczki.
Hajime poprawił się na krześle, przyglądając się Oikawie. Wyglądał tak żałośnie, że brunet zrozumiał jak bardzo słaby jest jego aktualny przeciwnik. Westchnął cicho, pstrykając chłopaka w twarz.
— Popełniłeś masę błędów. W ogóle nie myślisz nad swoimi ruchami, nie zauważasz, że mogę cię zbić, a do tego twoje skupienie to zero. Naprawdę myślisz, że z czymś takim wygrasz? Kretyn. — Zaczął zbierać szachy do pudełka.
Oikawa podniósł na niego zmęczone spojrzenie. Widział, że dla Hajime ta gra była łatwizną, w końcu tak łatwo dawał się podkładać. Jego ruchy były takie słabe i nieprzemyślane, ale jakie to miało znaczenie teraz, skoro już przegrał? Brunet beznamiętnie dawał mu znać o jego beznadziejności w takową grę. Z jakichś powodów opinia chłopaka była dla niego bardzo cenna. Wręcz czuł motywację, żeby poprawić swoją grę i stać się godnym przeciwnikiem.
— Oikawa, dam ci radę na całe życie. Nie jesteś niepokonany, jest wiele osób lepszych od ciebie. Nie możesz we wszystkim wygrywać. Przestań się nad sobą użalać i coś z tym zrób. — Iwaizumi spojrzał na niego tak dobitnie, że Oikawe zabolało serce.
Chłopak miał rację. Jest tyle osób lepszych od niego. Silniejszych, mądrzejszych, dojrzalszych. A mimo to, Hajime cały czas przy nim był. Znali się stosunkowo krótko, ale Tooru dość szybko zniechęcał do siebie ludzi. Miał skłonności do poczucia wyższości, które brunet zawsze gasił. Chwalił go w taki sposób, żeby podbudować jego ego, ale nie stworzyć narcyza.
Iwaizumi był silniejszy od kiedy Oikawa pojawił się w jego życiu. Odnalazł wewnętrzną odwagę i czuł się pewniej, wiedząc, że ktoś czeka na jego opinie. Zobaczył, że są inni, słabsi od niego. Ten wątły szatyn zmotywował go do wyrośnięcia z matczynych objęć. Musiał być męski, żeby móc pouczać Oikawe jak żyć ze światem w zgodzie. Kiedy Tooru narzekał na trawę, że plami jego spodnie, biedny siedmiolatek odkrył w sobie niezliczone pokłady cierpliwości.
— Oikawa, złaź stamtąd, bo zrobisz sobie krzywdę!
— Nic mi się nie stanie, Iwa-chan~
Szatyn wspinał się po gałęziach, marząc jedynie, żeby ujrzeć widok z wysokości i zerwać najdojrzalsze jabłko ze szczytu. Popatrzył z zachwytem na rozciągające się pola słoneczników, lecące ptaki i domy, które znajdowały się teraz bardzo daleko. Przykucnął na kolanie, łapiąc się jedną ręką grubej gałęzi. Sięgnął po czerwone jabłko, ślicznie połyskujące w promieniach słońca. Zerwał je z wymalowaną satysfakcją na twarzy. Kiedy już miał schodzić, nogawka zaczepiła się o jedną gałązkę.
— A niech to blaszka — mruknął, chowając owoc do kieszeni bluzy.
Próbował odczepić ją, ale stracił równowagę i zadrapał sobie rękę, spadając z drzewa. Iwaizumi, który z dołu to obserwował w ostatniej chwili złapał poobijanego chłopaka.
— Ojej, nic ci nie jest? — Obejrzał Oikawe z każdej strony. — Jezu, zdarłeś sobie całe ramię.
Oikawa syknął na delikatny dotyk Iwaizumiego. Brunet zdjął swój szalik i zaczął owijać rękę chłopaka, żeby choć trochę zatamować krew. Szatyn rzadko miał okazję obserwować aż tak zatroskanego przyjaciela, więc zaśmiał się cicho.
— Z czego rżysz, głąbie? Mówiłem, żebyś uważał na siebie — wymamrotał zirytowany.
— Dziękuje, Hajime.
— Z-zamknij się, Shittykawa.
Iwaizumi był silnym nastolatkiem. Potrafił poradzić sobie z problemami i swoimi, i Oikawy. Nie przypominał przestraszonego siebie z dzieciństwa. Rzadko okazywał ból, nie przejmował się obelgami. Był jednak szczególnie drażliwy na wszystkie tematy rodzinne. W pierwszej gimnazjum spanikował na zajęciach wychowania do życia w rodzinie. Uciekł do łazienki i zamknął się tam do końca lekcji. Oikawa był zdezorientowany. Siedział pod drzwiami jednej z toalet i pytał Iwaizumiego czy wszystko z nim w porządku. Chłopak tylko pociągał nosem, myśląc o swojej żałosnej postawie.
— Dość tego, Iwa. Wchodzę do środka.
Zamki w ich łazienkach od kilku lat były zniszczone i domagające się zmiany, ale szkoła nie zwracała na to uwagi. Oikawa otworzył drzwi i zobaczył skulonego bruneta na brudnej podłodze. Przykucnął obok niego, przytulając mocno do siebie. Był słabym pocieszaczem, a to jedyne co dobrze mu wychodziło.
— Powiedz coś do mnie, Iwa. Nie płacz, proszę. Co się się dzieje?
Iwaizumi był bardzo silny. Nigdy nie prosił Oikawy o pomoc, nawet w ostateczności. Było to jak przyznanie się do swojej dziecinnej słabości. Kiedy przychodziły momenty, że musiał wyjść z domu, odpocząć od wszechobecnego chaosu, nie przychodził do przyjaciela. Spacerował po mieście do znudzenia, obserwując tak często mijane ulice. Siadał na jakimś murku, żeby tonąć we własnej żałośni. Był jednak bardzo pamiętny dzień, kiedy Iwaizumi miał wszystkiego dość. To pierwszy dzień, w którym zmierzał do Oikawy z problemem. Była druga w nocy, deszcz padał od kilku godzin. Hajime przemoczony, kierował swoje kroki pod dom Oikawy. Napisał mu sms'a, żeby ruszył tyłek mu otworzyć. Szczerze, miał gdzieś czy Tooru wreszcie udało się zasnąć. Otworzył mu drzwi ubrany w piżamie.
— Iwa-chan, cześć! — A potem zobaczył jak wygląda jego przyjaciel. — ...Iwa? Co się stało?
Po raz drugi w całym życiu Iwaizumi wybuchł płaczem przy Oikawie. Jego łzy mieszały się z kroplami deszczu.
— Oikawa, ja... Tak bardzo się boję.
Te kilka słów sprawiły, że Oikawe zabolało serce. Przytulił do siebie chłopaka najmocniej jak potrafił. Iwaizumi płakał tak szczerze i głośno, jak nigdy.
— Przepraszam, że cię obudziłem — wyszeptał między atakami szlochu.
— Ciii, Iwa, nic się nie stało.
Iwaizumi był słaby, a wiedział o tym tylko Oikawa.
CZYTASZ
✔Róż naszych dusz | iwaoi
FanfictionPROSZĘ O NIE PISANIE KOMENTARZY W TEJ PRACY - MĘCZĄ MNIE ONE I POWAŻNIE SKŁANIAJĄ DO USUNIĘCIA JEJ gdzie oikawa nie śpi, a iwaizumi nie odbiera od niego telefonów coraz częściej [ 2018 ]