Zimne powietrze owiewało policzki Oikawy, by następnie wplątać się w brązowe kosmyki i zniknąć za nim. Biegł przed siebie, obserwując plecy swojego towarzysza. Mimo, że Tooru był zwinny i szybki, to nie mógł dorównać Iwaizumiemu wytrzymałości. Widok chłopaka zaciskającego pięści, kiedy pokonywał kolejne metry, był odprężający. Sprawiał, że cały ciężar dnia i zmęczenie odpływało. Robiło się ciemno, słońce dawno zaszło za horyzont, a oni nadal nie przerwali swojego wieczornego treningu. Oikawa odwrócił się i rozejrzał, zatrzymując bieg.
— Ej, Shittykawa, pośpiesz się, bo cię tu zostawię — krzyknął Iwaizumi, oddalając się, ale zmniejszył prędkość, żeby szatyn mógł go dogonić.
— Iwa-chan. — Cichy głos chłopaka sprawił, że brunet zatrzymał się, odwracając się w stronę przyjaciela.
— Co? — zapytał, podchodząc do niego.
— Gdzie jesteśmy? — Pytanie było przesiąknięte niepokojem.
Iwaizumi rozejrzał się, spoglądając na przestrzeń wokół nich. Wielkie pola słoneczników rozciągały się daleko od nich. Jedno samotne drzewo rosło przy betonowej drodze, na której stali. Brunet zmarszczył brwi, przyglądając się krajobrazowi, który ich otaczał. Wszystko było takie naturalne i zielone, zupełnie inne niż w mieście, w jakim mieszkali. Wyglądało to, jakby znaleźli się w innym świecie, pełnym żywych kolorów, teraz wyblakłych przez ciemności. Mimo chmur pomarańczowy odcień słoneczników wyraźnie się znaczył na tle roślin pogrążonych w śnie.
— Pojęcia nie mam — odpowiedział, odwracając wzrok z powrotem na Oikawe.
— Pięknie tu! Może zostaniemy na chwilę? — zapytał Oikawa, a w jego oczach zatańczyły iskierki szczęścia, które wyglądały uroczo w zmęczonych źrenicach chłopaka.
Iwaizumi niemal odetchnął z ulgą. Przez cały dzień, zwykle energiczny szatyn, nie dawał oznak życia. Zbył jakąś fankę, mówiąc, że jest zmęczony. Nie uśmiechał się przez cały trening, a pod koniec powiedział jedynie "to była dobra gra". Brunet, obserwując go czuł, że ktoś podmienił jego przyjaciela. Teraz kiedy szczery uśmiech wpłynął na twarz szatyna, Hajime nie potrafił mu odmówić. Dla tak zwykłego gestu mógł przejść cały świat, bo to było tego warte.
— Niech będzie — odpowiedział.
Oikawa wydał z siebie uradowany okrzyk. Usiadł na trawie, a wzrok utkwił w niebie obsypanym gwiazdami.
— Nie siadaj na ziemi, bo sobie tyłek odmrozisz — powiedział Iwaizumi z matczyną troską w głosie.
— Och, Iwa-chan! Martwisz się o mnie? — Uśmiechnął się Oikawa.
Brunet spojrzał na niego z politowaniem. Zdjął swoją bluzę i rozłożył ją na trawie, żeby on i szatyn mogli na niej usiąść. Na ten gest Tooru wyszczerzył się wesoło. Lubił kiedy Hajime udowadniał mu, jak bardzo ważny dla niego jest. Mimo, że często Iwaizumi był niemiły i sarkastyczny w stosunku do niego, to wcale go o to nie winił. Czasami Oikawa przemęczał się na treningach tylko po to, żeby usłyszeć z ust atakującego "uważaj na siebie". To znaczyło dla niego więcej niż cała drużyna, martwiąca się o jego stan zdrowia.
— Ktoś musi mi rozgrywać. — Iwaizumi wzruszył ramionami, siadając obok Oikawy.
Szatyn odszukał wzrokiem kieszeń w bluzie przyjaciela i wyjął ze środka dwie krówki. Uśmiechnął się, spoglądając na bruneta.
— Czemu nosisz moje ulubione cukierki w kieszeni? — zapytał, zdejmując folie.
Iwaizumi wziął jednego cukierka z rąk Oikawy i popatrzył na jego opakowanie. Przygryzł delikatnie wargę, czując na sobie ciekawe spojrzenie chłopaka.
— Są trzy rzeczy, które cię uszczęśliwiają. Siatkówka, dla której oddałbyś życie. Słodycze, bo sam jesteś jak taka landryna. I... — zatrzymał się, mrużąc oczy.
— I ty — dokończył Oikawa.
Brunet dźgnął łokciem chłopaka i westchnął. Wewnętrznie cieszył się, że jest ważny dla Oikawy. Nie potrafił tego otwarcie przyznać, ale był wdzięczny Tooru. Często przezywał go albo bił, a szatyn był dla niego taki kochany. Hajime nie umiał głośno wyrazić, że ceni sobie przyjaźń rozgrywającego, więc dawał mu sygnały, licząc, że IQ chłopaka jest wystarczające, żeby to zrozumieć. Oikawa rozumiał.
— Zimno się zaczyna robić — powiedział Oikawa, zerkając na bruneta. — Hej, przytul mnie.
— Nie.
— Iwa-chan, proszę.
— Nie.
— Hajime...
— Shittykawa!
Brunet niepewnie objął chłopaka, który zaczął wtulać się w jego klatkę piersiową. Brązowe włosy opadły mu na czoło, przykrywając lekko błyszczące źrenice. Ten widok sprawiał, że policzki Iwaizumiego pokryły się różem. Prawdopodobnie od zimna, ale nie negował drugiej opcji, jaką był przytulony do niego szatyn.
— Wiesz, nie sypiam ostatnio najlepiej. Powróciły te wszystkie koszmarne postacie, które męczyły mnie w dzieciństwie. Najstraszniejszy jest ten pan w białym. Próbuje wmówić mi, że nikomu na mnie nie zależy — powiedział ospale Oikawa, śmiejąc się krótko.
Iwaizumi zacisnął zęby, mocniej obejmując ramiona Oikawy.
— Przyjdę dzisiaj nocować do ciebie. Nie masz nic przeciwko? — zapytał brunet.
Oikawa odetchnął wewnętrznie z ulgą. Obecność Hajime sprawiała, że wszystkie mroczne postacie znikały z głowy szatyna. Kiedy brunet był przy nim, rozgrywający spał spokojnie całą noc. Uwielbiał za to Iwaizumiego, choć nigdy mu tego nie powiedział.
— Oczywiście, że nie mam, Iwa-chan. Jesteś zawsze mile widziany. Poza tym, wiesz, że moja mama cię uwielbia. Ciągle pyta kiedy w końcu Iwuś przyjdzie. Jak to robisz, hm? — zapytał z uśmiechem.
— To się nazywa talent. I moja mama też jest w tobie totalnie zakochana. Lubi cię bardziej niż ja — powiedział Iwaizumi, wywracając oczami.
— A bardzo mnie lubisz? — zapytał z nadzieją.
— Nie, lol.
— Jesteś okrutny, Iwa-chan!
Na tle słoneczników i zbierających się chmur Oikawa naprawdę poczuł się szczęśliwy. Ciepło jakie wytwarzało ciało Hajime sprawiało, że miał ochotę się cały czas uśmiechać. Zupełnie przez przypadek, bez przemyślenia tego, cmoknął go w policzek. Jego sine od zimna usta ledwo co dotknęły Iwaizumiego, a ta bliskość wystarczyła, żeby oboje pokryli się rumieńcem.
— Shittykawa, ugh! — Oikawa był gotowy na potok słów, wyrażających jego niezadowolenie. — Zrób to jeszcze raz!
Oikawa wyraźnie się zdziwił, ale wykorzystał czas, dopóki Iwaizumi się nie rozmyślił. Pocałował go w drugi policzek, uśmiechając się. Hajime zaczerwienił się bardziej, ale spodobał mu się ten delikatny gest szatyna.
— Wracajmy do domu, bo zaraz nasze tyłki odmarznął na dobre — powiedział Oikawa, wstając.
Iwaizumi zabrał swoją bluzę z napisem Aoba Johsai, która poplamiła się lekko przez mokrą trawę. Oikawa zaczął iść drogą z rękami wciśniętymi w kieszenie. Hajime dogonił go i zerknął na dumną minę Tooru.
— Już się tak nie ciesz! To ostatni raz, daję słowo! — zagroził Iwaizumi, choć oboje wiedzieli jaka jest prawda.
Oikawa był niesamowicie zakochany w Iwaizumim, który chociaż bardzo chciał, nie potrafił odwzajemnić uczucia Tooru. Szatyn zdawał się tym nie przejmować, chłonąc każde zbliżenie, jakoby miało być ostatnim w całym jego życiu.
— Zostań ze mną na zawsze, Iwa-chan.
— Zostanę.
Jedynie słoneczniki podsłuchiwały ich cichą obietnicę.
CZYTASZ
✔Róż naszych dusz | iwaoi
FanficPROSZĘ O NIE PISANIE KOMENTARZY W TEJ PRACY - MĘCZĄ MNIE ONE I POWAŻNIE SKŁANIAJĄ DO USUNIĘCIA JEJ gdzie oikawa nie śpi, a iwaizumi nie odbiera od niego telefonów coraz częściej [ 2018 ]