🌸 o bardzo złym śnie 🌸

2.2K 365 49
                                    

   Było zimno jak diabli, wiatr wiał, jakby chciał zdmuchnąć wszystko na swojej drodze. Oikawa rozejrzał się niepewnie, oceniając, że ulica jest pusta, a on jest ubrany jedynie w piżamę. Zdziwiło go to, bo zwykle ubierał się bardzo ciepło, chroniąc przed mrozem każdą najmniejszą część siebie. Przypominał sobie ulicę, na której stał. Zaraz za rogiem był jego dom, a przy nim niewielki przydrożny sklep, gdzie za dzieciaka kupował gumy o smaku pomarańczy. Na oko była godzina dwudziesta trzecia, co nieźle zdezorientowało chłopaka. Był dziwny, ale co miałby robić o tej godzinie, samotnie stojąc po środku drogi? Jego nogi były ciężkie, powieki zmęczone. Chciał zamknąć oczy, ale coś usilnie utrzymywało je w górze, powodując wzrost rozgoryczenia szatyna.

— No nareszcie! Nie śpieszyłeś się, jak widzę. — Usłyszał znajomy głos, po czym odwrócił się w tamtym kierunku.

   Co tu się dzieje?, pomyślał, widząc jak brunet opiera się o drzewo, patrząc w innym kierunku niż stał Oikawa. Już chciał do niego podejść i zapytać jak się tu znaleźli, kiedy ktoś wyszedł zza rogu. Stłumiony krzyk uwolnił się z jego krtani na widok młodszej wersji siebie. Wyglądał okropnie. Poszarpane ubranie, rozcięta warga, martwe spojrzenie. Oikawa próbował się zbliżyć do swojego sobowtóra, ale nogi jakby wrosły w beton, stając się jeszcze bardziej ociężałe.

— Wyglądasz ohydnie, zrób coś ze sobą — syknął Iwaizumi, odpychając się od drzewa.

— Przepraszam. — Cichy szept wydostał się z ust młodego Oikawy.

   Iwaizumi wyglądał wyjątkowo elegancko, jakby zaraz miał wybrać się na jakieś przyjęcie. Ich stroje różniły się niesamowicie. Zachowania też były dziwne. Brunet był okropnie zimny, niemiły i bezlitośnie obrażał wystraszonego szatyna. Przyglądający się tej scenie Oikawa zmarszczył brwi, chcąc wygarnąć Hajime jego impertynencje. Mimo to, żaden dźwięk nie wydobył się z jego ust, a myśli krążyły, plącząc się.

— Wiesz, tak sobie myślę, że zmarnowałem na ciebie mnóstwo mojego cennego czasu. Jesteś wstrętnym, zakłamanym dzieciakiem, Tooru.

   Głos, jaki wydobył się z jego ust był kłujący i powodował skurcz żołądka młodszego. Niewątpliwie zaczął się stresować. Iwaizumi wyglądał, jakby Oikawa przeszkadzał mu samym swoim istnieniem. Ścisnął jego ramię i z całej siły uderzył nim o czarny betonowy kolor. Rozgrywający czuł na sobie ból ran młodszej wersji siebie. Każde zadrapanie bolało teraz sto razy bardziej, jakby były zupełnie świeże. Zdarcia zaczęły krwawić, stłuczenia piec. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że tyle siniaków znajdowało się na jego bladym jak ściana ciele. Młodszy Tooru był wykończony, starał się wstać, ale świat niebezpiecznie kręcił się, szumiąc mu w obitej głowie. Czuł się jak na jakiejś piekielnej karuzeli. Nie wstał, zamykając oczy.

— Mam nadzieję, że wreszcie umrzesz, śmieciu. Żałuję, że kiedykolwiek się z tobą przyjaźniłem.

   Iwaizumi minął nieprzytomne ciało szatyna, nucąc jedną z ulubionych piosenek chłopaka. Oikawa patrzył na to z odległości może trzech metrów. Widział jak klatka piersiowa szatyna podnosi się coraz słabiej, a cień bruneta znika i miesza się z ciemnością nocy. Wszystko, co ciskało się na usta chłopaka było nieodpowiednie, żeby ktokolwiek to usłyszał. Przełknął ślinę, czując jak suche są jego usta. Jego nogi uwolniły się z żelaznej pułapki i opadły bezwładnie na brudną ulicę.

— Dlaczego...? — Jedne samotne pytanie wypadło z jego ust.

   Oikawa wstał gwałtownie, strasząc samego siebie. Po policzkach spływały mu małe łezki. W pokoju było jeszcze ciemno. Znowu to samo, pomyślał, znowu w środku nocy. Opuścił stopy na miękki dywan, czując przeraźliwy chłód. Swoje puchowe skarpetki musiał zgubić podczas sennej szamotaniny. Westchnął cicho, poprawił oklapnięte włosy. Napił się wody, stojącej przy łóżku. W końcu wstał, patrząc przez chwilę na zegar naścienny. Właściwie nie wiedział po co, przecież i tak nie widział cyfr. Odszukał wzrokiem swoje okulary, ale ostatecznie odpuścił i wyszedł z pokoju bez nich. Lekko szurał stopami, kiedy przekraczał próg salonu. Oparł się o kanapę, którą rozłożył dla Iwaizumiego. Brunet spał na w pół odkryty. Przytulał do siebie czarno białą poduszkę. Szatyn kucnął przy nim, łapiąc go za rękę.

— Hej, Iwa-chan — powiedział cicho, lekko ściskając jego dłoń.

   Brunet mruknął coś, kompletnie ignorując Oikawę i jego noce wstawanie.

— Wiem, że mnie słyszysz. Masz słaby sen. — Uśmiechnął się delikatnie, czując jak brunet odwzajemnia ściskanie dłoni.

— Czego ty chcesz? — zapytał, nie otwierając oczu.

— Przyśnił mi się niefajny sen. Chyba skatowałeś mnie w nim do nieprzytomności, ale nie jestem pewny jak do tego doszło. To było takie realistyczne, że nadal to czuję — jęknął cicho.

   Iwaizumi spojrzał na niego zaspany. Oboje mieli roztrzepane włosy, podkrążone oczy i potrzebę snu. Hajime ocenił, że Oikawa wygląda żałośnie i niewątpliwie trzeba się nim zająć. Poczuł się winny, że on ze snu przysporzył chłopakowi takiego cierpienia. To nie była jego wina, ale jego obowiązkiem było pilnowanie szatyna przed nim samym.

— Co zrobiłem? — Westchnął. — Wchodź pod kołdrę, Shittykawa.

   Oikawa rozpromienił się na dźwięk propozycji bruneta i ułożył się obok niego. Miejsce było wygrzane, wygodne i, co ważniejsze, obok leżała bardzo ważna mu osoba. Ukrył nos w zagłębieniu szyi Hajime, chłonąc malinowy zapach płynu do mycia, którego używał brunet. Były atakujący niepewnie przeczesał dłonią splątane włosy Oikawy. Widząc, że ramiona chłopaka rozluźniły się, kontynuował tę czynność.

— Jestem okropny, ale nie zrobiłbym ci czegoś takiego, przecież wiesz. To tylko zły sen, koszmar. Zapomnij o nim, nie jest ważny — mówił cicho, uspokajając Tooru.

   Właśnie za to Oikawa kochał Iwaizumiego najbardziej. Nawet jeśli apokalipsa zaczęłaby się za chwilę, to brunet i tak potrafiłby go uspokoić, przywracając trzeźwość umysłu i zdrowy rozsądek. Zazwyczaj ograniczał się do porządnego trzepnięcia go w głowę. Teraz jednak znał problem szatyna i wyobrażał sobie, jakie musi to być dla niego męczące. Kiedyś obiecał sobie chronić go przed całym złem świata. A chwilę potem Oikawa spadł z drzewa, zdzierając łokieć. Iwaizumi machnął ręką, rozumiejąc, że ten dzieciak sam pcha się tam gdzie problemy. Po cichu pilnował go czy wraca bezpiecznie do domu i czy nikt mu nie dokucza. Szatyn udawał, że o niczym nie wie, bo mogłoby to urazić męską dumę Hajime.

— Tęskniłem za tym, wiesz? — zapytał sennie Oikawa.

— Ja też — odpowiedział, tuląc go mocno do siebie.

   Szatyn wiedział, że ten Iwaizumi jest prawdziwy. Tylko jemu mógł powierzyć swoje sekrety, problemy i wszystko, co miał. Może Iwaizumi niezbyt często przejawiał takie kochane zachowania, ale troszczył się o Oikawę najlepiej jak potrafił. Były rozgrywający doceniał to i po cichu marzył, żeby już zawsze tak było.

✔Róż naszych dusz | iwaoi Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz