Otworzyłem z hukiem ciemne drzwi. A za nimi ujrzałem standardową scenę z życia mojego przyjaciela. Siedział przy biurku, zgarbiony, w stercie zapisanych kartek. Osobiście nichuja z tych jego obliczeń nie kumam. Jakieś wzory, liczby, zmienne.... Nie, to zdecydowanie nie dla mnie. W pokoju - jak zwykle zresztą - były zasłonięte rolety. Ogółem było ciemno. Nad biurkiem , na korkowej tablicy, wisiały jakieś szkice i wycinki z gazet, oraz samodzielne notatki chłopaka. Łóżko stało naprzeciw szafy, w przeciwległym kącie pokoju. Nastolatek miał słuchawki na uszach i bardzo skupioną minę, więc wolałem mu nie przeszkadzać. Siadłem na łóżku i zacząłem bawić się telefonem.
- Aha!
Spojrzałem na Nata. Uśmiechał się i patrzył na jakąś kartkę. Podszedłem do niego, objąłem go w tali i spojrzałem na obiczenia.
- Nic z tego nie rozumiem.
Spojrzał na mnie.
- Wiem.
Znów się uśmiechnął i zaczął tłumaczyć. Ja i fizyka to dwa inne światy, więc naprawdę niewiele zrozumiałem. Doszedł do wniosku, że zanikanie materi nie musi być spowodowane tzw. czarnymi dziurami, tylko wzajemną eliminacją.... czegośtam. Pokiwałem głową, choć dalej uważałem to za czarną magię.
- Nie rozumiesz.
Znów pokiwałem głową, tym razem energiczniej.
- Eh...
*
Spuściłem głowę, po czym znów spojrzałem w oczy rudowłosego chłopaka. Wyplątałem się z jego uścisku i poczochrałem po długich włosach. Spojrzał na mnie spod byka, a ja się niewinnie usmiechnąłem.
- W ogóle. Jutro są zawody i...
- Zapisałeś mnie?
Uniosłem brwi w górę.
- Nawet na Ciebie postawiłem!
Strzeliłem facepalma.
- Mówiłem Ci, że już nie jeżdżę.
- Ale Ty musisz jeździć!
Rudy patrzył na mnie psim wzrokiem. Dobrze wie , że od trzech lat nie wsiadłem na motor. I od tych jebanych trzech lat próbuje mnie do tego zmusić. To takie...denerwujące.
- Nie. Jeżdżę. Zakoduj i w końcu to zapamiętaj.
Tim westchnął zrezygnowany. Ja za to zacząłem zbierać kartki - skutek wielu prób dojścia do jakiś sensownych wniosków - w czym młodszy chłopak szybko zaczął mi pomagać. Jego ruda czupryna wyszła na tym niezbyt dobrze. Ja osobiście dobrze na tym wyszedłem. Przynajmniej jest w miarę czysto.
- Idziemy pobiegać?
Spojrzałem - ponownie - w granatowe oczy.
- Ok.
Wziąłem telefon i słuchawki, po czym wyszedłem z domu. Tim poszedł za mną.
*
Nie mogę zrozumieć, czemu ten cwel nie chce jeździć. Nie boi się, to wiem. Więc czemu? Przecież kiedyś to kochał. Ja wiem - wypadek. No oke. Ale on musi do tego wrócić! Był najepszy! Już jako dzieciak wygrywał. No...okej, to nie było legalne, ale zawsze coś. A Nathaniel jest naprawdę dobry. Nie powinien kończyć przez jakiś głupi wypadek! I - tak z dupy - za szybko biega, jak dla mnie. Ledwo za nim nadążam.
*
- Cze...Czekaj...
Zatrzymałem się zdezorientowany. Spojrzałem na rudego. Był zdyszany i miał ewidentne problemy z utrzymaniem równowagi. Przytuliłem go, pozwalając mu oprzeć się na sobie.
- Dzięki.
Heh. Ten plus bycia wyższym. Staliśmy tak jak debile przez kilkanaście minut, aż jego oddech całkiem się uspokoił.
- Już?
- Ehe.
Odsunął się i odgarnął włosy z twarzy.
- Wracajmy...
Zaśmiałem się i zacząłem iść w kierunku domu. Złapałem rudowłosego za rękę i pociągnąłem za sobą, co poskutkowało stłumionym jękiem.
*
Szedłem, ciągnięty za dłoń przez Nathaniela. Brak sił ewidentnie dał się we znaki. Weszliśmy na ciemny most. Droga pod nami była wyjątkowo ruchliwa jak na tą część miasta. Oparłem się o barierkę i spojrzałem w dół, na przejeżdżajace pojazdy.
- Okej?
Ciemnowłosy położył mi dłoń na biodrze i stanął po mojej drugiej stronie. Przyciągnął mnie lekko do siebie.
- Timothy...?
Pokiwałem głową. Mam dość. Pieprzony sportowiec i to jego bieganie. Postanowiłem troszeczkę wykorzystać okazję.
- Naat...?
- Hm?
Podniosłem na niego wzrok, robiąc psie oczy ( no, w granicach moich możliwości ).
- Startuj jutro w zawodach.
Nastolatek westchnął i pokręcił głową, patrząc na mnie swoim srebrzystym prawym okiem. Lewe miał przesłonięte granatową grzywką przepasaną srebrnymi pasami. Mało kto wiedział, że jego drugie oko jest złote. To się jakoś tam mądrze nazywa...heterochromia? Coś w ten desen. Ale przysłania je grzywką.
- Tim. Skończyłem z tym.
Pokiwałem smutno głową. Nati był mistrzem. Był królem drogi. Nieważne przeszkody czy nawierzchnia, nieważne miejsce i czas, on zawsze był najlepszy. Po jego odejściu rozwaliła się cała ekipa. Bo - jako mistrz - miał swoją drużynę. Była nas szóstka. I każdy miał swój nick. Ja byłem nazywany Dragon, ze względu na włosy. Był jeszcze Mike, zwany Shadow - zawsze pojawiał się i znikał niewiadomo jak i kiedy. Kris - Dyn ( Dynamite) , ze względu na jego wybuchowy charakter. Lean , z ksywą Nitro, Matheo ( Snake ), i oczywiście Timothy , czyli Diablo. Niesamowita szóstka. Piątka pomocników i pan szosy. To właśnie dlatego zakrywa oko. Zawsze jeździł w kasku, ale przy podnoszeniu osłonki było widać oczy. To po nich go rozpoznawano. To dlatego nikt go nie podrabia. I dlatego złote oko zakrywa grzywką. Szare oczy są pospolite, złote nie. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Nata.
- Chodźmy. Robi się zimno.
Spojrzałem na niego. Faktycznie. Zamyśliłem się.
- Dobrze.
Uśmiechnął się, po czym ruszyliśmy w stronę domu.
*
Wieczorem , po długim prysznicu - po bieganiu się człowiek poci! - glebłem się na łóżko. Spojrzałem ponownie na notatki nad biurkiem. I po co to wszystko? Tyle obliczeń, tyle szukania i nic... Nadal nie wiem, kim oni są. I o co z nimi chodzi...
CZYTASZ
Chorzy Psychicznie
FanfictionNathaniel to dość nietypowy nastolatek o bujnej wyobraźni. Wierzy w wiele rzeczy. Wiele z tego, co nierealne, ma silny związek z nim samym. Mimo swojego stylu bycia, chce znać odpowiedź na wszystko.On nie umie żyć bez odpowiedzi...